Artykuły

Elsynor w Starej Rzeźni

"Hamlet" Williama Shakespeare'a w reż. Mai Kleczewskiej w Teatrze Polskim w Poznaniu. Pisze Stanisław Godlewski w Gazecie Wyborczej - Poznań.

"Hamlet" jest jak gąbka, wchłania w siebie całą współczesność - pisał przed laty Jan Kott. A co jeśli nie?

Fakt, że jakieś dzieła trwale zapisały się w naszym kulturowym kanonie, nie znaczy jeszcze, że mówią nam coś ciekawego o tym, co tu i teraz. A byłoby dobrze, gdyby teatr był żywy, a nie tylko ładny.

Widowisko wielozmysłowe

"Hamlet" Mai Kleczewskiej jest więcej niż ładny, momentami jest obłędnie piękny - ta reżyserka ma talent do tworzenia efektownych scenicznych obrazów. Na korzyść działa tutaj przestrzeń Starej Rzeźni, świetnie zaaranżowana przez Zbigniewa Liberę. Elsynor jest obłożony czerwoną wykładziną, starymi meblami, perskimi dywanami, które wiszą na ścianach jak arrasy - wszystko to świetnie współgra z brudną, surową i zaniedbaną przestrzenią rzeźni.

Akcja dzieje się symultanicznie w kilku miejscach, widzowie mogą chodzić po przestrzeni gry, a słuchawki, które otrzymują przy wejściu, pozwalają słyszeć to, czego akurat się nie ogląda. Na ścianach wyświetlane są filmy i transmisje z innych pomieszczeń, aktorzy przechodzą tuż obok nas, gra orkiestra antraktowa pod batutą Adama Domurata (muzykę komponował Cezary Duchnowski). Słowem widowisko wielozmysłowe, bombardujące bodźcami zewsząd.

Tu decyduje widz

Ponieważ zasadniczo fabuła nie odbiega daleko od oryginału, widz może sam zdecydować, na której postaci czy wątku chce się skupić najbardziej. Mnie niezbyt zajmowały rozterki Hamleta (Roman Lutskiy), dużo bardziej interesująca wydała mi się Gertruda Alony Szostak, królowa - alkoholiczka, cała w bieli, która pod maską wulgarności i nuworyszostwa kryje głęboką traumę. Albo Klaudiusz Michała Kalety, wyjątkowo subtelny i przerażający w swym pedantycznym spokoju i drwinie.

Wreszcie chyba najbardziej niezwykła aktorsko Ofelia, którą kreuje Teresa Kwiatkowska. Zupełnie pozbawiona infantylności, która jest ryzykiem tej roli, Kwiatkowska tworzy portret kobiety, która dobrowolnie pozbawia się godności, której szaleństwo wynika z głębokiej samotności i świadomości zmarnowanych szans (świetnie tu współgrają fragmenty "HamletMaszyny" Heinera Müllera, wplecione w przedstawienie).

Po co dziś robić "Hamleta"?

Jest w "Hamlecie" słynna scena tzw. "pułapki na myszy", kiedy książę Hamlet wystawia spektakl, by dowieść królobójstwa. Teatr staje się wtedy lustrem podstawionym pod nos Klaudiuszowi i Gertrudzie, ukazującym ich winę i dającym świadectwo prawdzie. U Kleczewskiej to w ogóle nie działa: aktorzy (Daria Połunina i Yurii Chebotarov) w pewnym momencie zaczynają po prostu parodiować królewską parę siedzącą przed nimi na widowni. Do Klaudiusza i Gertrudy w ogóle to nie dociera. A nawet jeśli, to wcale się tym nie przejmują. Sztuka, nawet jeśli mówi prawdę, nie ma już żadnego wpływu na rzeczywistość.

Pytanie zatem, po co właściwie został ten spektakl zrobiony, poza tym, że oferuje ileś tam wspaniałych estetycznych przyjemności. Zasadniczo jest to całkiem normalny "Hamlet", w którym co nudniejsze sceny dzieją się symultanicznie, a fakt, że obsada jest międzynarodowa, chyba nie ma tutaj wielkiego znaczenia.

Bo to, że świat jest w kryzysie - to wiemy. Banały, które reklamują ten spektakl, że "wiek XX się skończył, a jego lekcje zapomniano" także znamy. Że "potrzebujemy nowych narzędzi, by opisać współczesność" - to także wiadomo. Więc po co właściwie dziś robić "Hamleta"?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji