Artykuły

Erudyta w teatrze

Zaczęłam czytać tę książkę, znając monografię pióra Andrzeja Żurowskiego (1984) i zbiorowe "Wspomnienia o Stanisławie Hebanowskim" (1987). Wydawałoby się, że niewiele można do tego dodać, a jednak. Upływ czasu zmienia optykę i studzi emocje, dlatego po latach udały się zaplanowane przez redaktorów "odkrycia" i "rewizje" - o książce "Teatry Stanisława Hebanowskiego: odkrycia, powtórki, rewizje" pisze Hanna Baltyn w Nowych Książkach.

Teksty pomieszczone w tomie będącym podsumowaniem sesji zorganizowanej jesienią 2003 r., w dwudziestą rocznicę śmierci Hebanowskiego są bardzo interesujące, nierzadko wybitne, jak choćby pięknie napisany esej wspomnieniowy Władysława Zawistowskiego. Został on - jeszcze jako student - mianowany w 1977 r. kierownikiem literackim Teatru Wybrzeże i spędził u boku Hebanowskiego ładnych parę lat, ucząc się teatru i bacznie obserwując jego wewnętrzne życie, a co zobaczył, precyzyjnie, ze zrozumieniem, czułością, ale też ironią opisał. Bardzo ciekawe są także głosy w dyskusji panelowej, na przykład trzeźwa, krytyczna wypowiedź Ewy Nawrockiej obserwującej gdański okres Hebanowskiego od początku (o pozornej wadze "odkryć" repertuarowych) czy głos Joanny Puzyny-Chojki, która w ogóle nie znała teatru Hebanowskiego z autopsji, ale za to bez zahamowań potrafiła postawić szereg pytań niewygodnych dla bezkrytycznych wyznawców: co po Hebanowskim pozostało w teatrze naprawdę, czy ma kontynuatorów, czy jego teatr był żywy. Otóż autorka twierdzi, że nie, całkiem pozaartystycznymi przyczynami tłumacząc fenomen jego popularności jako człowieka i artysty. Mam podobne zdanie.

Widziałam na Warszawskich Spotkaniach Teatralnych w latach 70. "Cyganerię warszawską" Adolfa Nowaczyńskiego w reżyserii Hebanowskiego i ze scenografią nieodłącznego Mariana Kołodzieja. Ktoś wysunął zresztą tezę, że tak naprawdę nie było teatru Hebanowskiego, ale był teatr Kołodzieja, tak dalece rozbuchanie scenografii przytłaczało resztę, zwłaszcza w dużych widowiskach. Moje wrażenia i wtedy, i teraz, po latach, są jak najgorsze. Tekst grafomański i staroświecki aktorzy grali sztucznie, z przesadnym, teatralnym gestem; kostiumy mieli okropne, jak spod igły, a wszystko ciągnęło się w atmosferze ciężkiej nudy. Słowem był ten rodzaj teatru - koegzystujący, przypomnijmy, z teatrem tak gorącym, obchodzącym jak spektakle Konrada Swinarskiego - kompletnie sztuczny i martwy. A jednak Hebanowski wśród moich nauczycieli ze szkoły teatralnej cieszył się wielką estymą, bo też był niesamowitym erudytą (posiadał bibliotekę liczącą osiem tysięcy tomów) i żaden krytyk nie pisał o nim źle. Nie znałam wówczas kulis legendy, może parę wódczanych anegdot, nie znałam też osobiście wielkiego Stula, który musiał mieć w sobie diaboliczny czar uwodziciela, skoro wszyscy podążali za nim jak myszy za szczurołapem. Nie wiem, czy umiał reżyserować i czy go to tak naprawdę interesowało. Zaczął się tym parać po pięćdziesiątce - miał swoich ukochanych aktorów, którym pozwalał grać tak, jak chcieli, nie ograniczając ich weny i nie męcząc nadmiarem wskazówek. Nie tępił ponoć złej dykcji i niezgrabnych ruchów. Tak naprawdę w duszy pozostał kierownikiem literackim, fascynował się dziwnymi tekstami, choćby pasowały do współczesnego teatru jak pięść do nosa.

Natomiast bardzo cenię tłumaczenia Hebanowskiego. Myślę zwłaszcza o jego przekładzie "Antygony", pokazanej w warszawskim Teatrze Małym w reżyserii Adama Hanuszkiewicza z debiutującą Anną Chodakowską. Choć w 1973 r. nie używało się takich terminów, było to przedstawienie kultowe w czystej postaci, w czym niemała zasługa tekstu.

Referaty o przekładach Hebanowskiego z greckiego (Małgorzaty Borowskiej) i z francuskiego (Michała Mrozowickiego) są odkrywcze. Do tego drugiego dołączona została nawet tabela porównawcza fragmentów przekładów "Igraszek trafu i miłości" Marivaux: Sarneckiego (1902), Boya (1911) i Hebanowskiego ("Gra miłości i przypadku", 1967). Widać z niej, jak dążył do prostoty wypowiedzi, jak dbał o jasną składnię i słownictwo współczesne, acz bez zdradzania autora. Z "Antygoną" było inaczej. Borowska pisze: "Byłam zaskoczona i nieco zdezorientowana - tekst nie przypominał żadnego ze znanych mi przekładów. To była jakaś inna "Antygona": nie słychać było tak chwilami natrętnych rymów, aktorzy nie deklamowali rytmicznych trzynastozgłoskowców, nie roiło się tu od dziwacznych dawno zapomnianych słów: żertw, swadźb, obieży czy mroczy... Oni ze sobą rozmawiali!". Badaczka porównała przekład z oryginałem i wykryła, iż był on dokonany na podstawie francuskiego tłumaczenia, a właściwie adaptacji André Bonnarda przeznaczonej dla Theatre National Populaire. pełnej skrótów, przeinaczeń i uproszczeń. Hebanowski jeszcze bardziej ją skondensował. Czy to źle? Myślę, że przeciwnie, i że autorka trafnie interpretuje decyzje Hebanowskiego, w końcu znawcy antyku, który podjął się "niemożliwego" zadania "przeniesienia jednego z najważniejszych tekstów wszech czasów z min orchestry teatru Dionizosa na scenę polskiego teatru współczesnego - przeniesienia przez czas, przestrzeń i dwadzieścia piec wieków dziejów cywilizacji europejskiej tak, by jak najwięcej ocalić z jego potężnego dramatycznego przesłania - vis, a nie z warstwy filologiczneji, słownej - verba".

Intrygująca to była postać, osobna w swoich "fiołach" i fascynacjach, a tak przy tym otwarta na ludzi. "Jego nagły zgon na peronie w Gdyni, skąd miał jechać do Szczecina, wczesnym rankiem 18 stycznia, związany był z niespotykanym szaleństwem przyrody - wspomina Zbigniew Żakiewicz. - Z północnego zachodu przyszedł niebywały sztorm. Grzmiało i błyskało nad całym miastem i zatoką. Wezbrane morze przerwało u nasady Półwysep Helski, wpychało rzeki w głąb lądu, groziło zalaniem błot kamieńskich pod Karwią. Jakby złe moce walczyły o jego duszę, mocując się ze strapionym Aniołem". Żakiewicz umieścił postać tego arystokraty z urodzenia, a cygana z życiowego wyboru, w swej książce "Gorycz i sól morza".

Na zdjęciu: Portret Stanisława Hebanowskiego (1912-1983) autorstwa Mariana Kołodzieja.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji