Artykuły

Sezon ewolucyjny

W Warszawie rewolucji na razie nie ma, jest ewolucja - sezon teatralny podsumowuje Roman Pawłowski w Gazecie Wyborczej - Stołecznej.

Kiedy jesienią ubiegłego roku studenci warszawskich uczelni z grupy Trans-fuzja zorganizowali protesty przeciw martwocie stołecznych scen, nikt nie przypuszczał, że ich głos zostanie wysłuchany. Chcieli zmian w kierownictwie teatrów, które nie realizują swoich twórczych zobowiązań, oraz dopuszczenia do głosu młodych reżyserów i dramaturgów. Na znak protestu zapalili znicze pod teatrami, które uznali za martwe: Polskim, Ateneum, Współczesnym. Cześć środowiska na Trans-fuzję zareagowała histerycznie - oskarżono uczestników o brak smaku i udział w walce o dyrektorskie stołki. Władze Wydziału Wiedzy o Teatrze Akademii Teatralnej, na którym studiują inicjatorzy protestu, wezwały ich na dyscyplinujące rozmowy, w czasie których usłyszeli, że to nieładnie krytykować własnych profesorów. Jednak akcja Trans-fuzji odniosła skutek mimo nacisków środowiska. Po latach zastoju na warszawskich scenach zaczęły się zmiany. To jeszcze nie rewolucja, ale powolna wymiana pokoleń i poglądów.

Nowym szefem artystycznym Teatru Powszechnego, chwiejącego się po odejściu gwiazd, został Remigiusz Brzyk, utalentowany młody reżyser związany wcześniej z łódzkimi scenami. Z bulwarowej Komedii odchodzi Zenon Dądajewski, który był dyrektorem z przerwami przez dwadzieścia jeden lat. Zastąpi go Tomasz Dutkiewicz, wcześniej dyrektor prężnego teatru w Bielsku-Białej. Lokal i obietnicę przekształcenia w instytucję miejską otrzymało Laboratorium Dramatu, czyli grupa autorów, reżyserów i aktorów pracujących pod kierunkiem Tadeusza Słobodzianka nad polską dramaturgią. Wreszcie pod koniec sezonu nadeszła sensacyjna wiadomość: Krzysztof Warlikowski ma za rok objąć po Zbigniewie Brzozie dyrekcję Teatru Studio, który stanie się jego sceną autorską.

Janusz Pietkiewicz, szef stołecznego Biura Teatru i Muzyki, zapewne nigdy nie przyzna, że podjął decyzje pod wpływem Trans-fuzji. Ale też protesty studentów nie wzięły się z próżni. Nacisk na zmiany w stołecznych teatrach narastał od lat. Przybywało utalentowanych twórców, którzy pozbawieni możliwości debiutu na repertuarowych scenach pracowali na offie. Powiększał się dystans Warszawy nie tylko do europejskich centrów, jak Berlin czy Praga, ale także do ośrodków w Polsce, takich jak Wałbrzych, Legnica czy Gdańsk, gdzie od początku nowego wieku biło tętno polskiego, nowego teatru.

W tym sezonie proporcje zaczęły się wyrównywać. Do stolicy przyjechali pracować utalentowani młodzi twórcy tworzący dotąd w kraju. Przemysław Wojcieszek, autor słynnego "Made in Poland", wystawił dwie oryginalne sztuki dotykające żywego nerwu współczesności: "Cokolwiek się zdarzy, kocham cię" w TR Warszawa i "Darkroom" [na zdjęciu] w prywatnym Teatrze Polonia. Jan Klata zadebiutował w TR Warszawa radykalnym, spo- łecznym przedstawieniem według własnej sztuki pt. "Weź, przestań", a wcześniej wywołał burzę przeglądem swoich przedstawień z Gdańska, Wałbrzycha i Wrocławia "Klata Fest". W Dramatycznym warszawski debiut miała Grażyna Kania, polska reżyserka mieszkająca na stałe w Niemczech, którą odkrył Teatr Wybrzeże w Gdańsku. Wystawiła "Wiarę, nadzieję, miłość" Odona von Horvatha - chłodną analizę sytuacji wykluczonej, bezrobotnej kobiety w świecie mężczyzn. A Paweł Miśkiewicz, etatowy reżyser Starego Teatru w Krakowie, zrealizował na tej samej scenie sztukę Dirka Dobbrowa "Alina na Zachód" z zaskakującą rolą Katarzyny Figury jako matki, która wychowuje samotnie niepełnosprawnego syna i walczy o godność na ludzkim wysypisku.

Pojawiły się także zupełnie nowe nazwiska. Głośnym echem odbił się debiut Eweliny Pietrowiak, która w Ateneum - jednym z martwych według Trans-fuzji teatrów - wystawiła "Pokojówki" Geneta. To chyba pierwszy od czasów Agnieszki Glińskiej przypadek, kiedy debiut absolwentki warszawskiej reżyserii skupia taką uwagę. Nawet w Narodowym coś się ruszyło: Jerzy Jarocki wystawił "Kosmos" według Gombrowicza, z którego uczynił przewrotny kryminał filozoficzny, a sprowadzony z Paryża Jacques Lasalle zrealizował akademicką inscenizację "Tartuffe'a", w której aktorzy Narodowego przypomnieli sobie, że potrafią nie tylko recytować, ale także mówić wierszem.

Trudno wskazać w tym sezonie wielkie wydarzenia - zabrakło przede wszystkim nowych spektakli Krystiana Lupy i Krzysztofa Warlikowskiego. Pierwszy przełożył premierę "Na szczytach panuje cisza" Thomasa Bernharda na wrzesień, drugi skupił się w tym sezonie na operze (bywalcy Teatru Wielkiego obejrzeli jego odważną interpretację "Wozzecka"). A na następną premierę Warlikowskiego - "Anioły w Ameryce" - trzeba będzie poczekać do stycznia przyszłego roku. Zapowiedź powierzenia mu Studia już dzisiaj zaostrza apetyt - to szansa, że obok TR Warszawa powstanie w stolicy drugi silny ośrodek nowego myślenia o teatrze.

Ten sezon zapisze się w pamięci raczej jako czas przygotowywania gruntu pod zasadnicze reformy. Sprzyja im powstanie nowych miejsc teatralnych: Wytwórni i M 25 na Pradze, Laboratorium w dawnym kinie Przodownik na Mokotowie czy Teatru Polonia Krystyny Jandy. Nie sprzyjają - próby politycznego i obyczajowego cenzurowania teatru, jak akcja burmistrza Pragi Południe przeciw katowickiemu zespołowi Suka Off czy eksmisja klubu Le Madame. Ale nawet najbardziej zdolni komornicy nie powstrzymają fali nowego teatru.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji