Artykuły

Lekki ton

Ni mniej ni więcej tylko jedenaście afiszów, rozlepionych co rano na wszystkich ulicach Warszawy, zaprasza zmęczoną całodziennym upałem publiczność, aby wieczorem spieszyła do ogrodów i ogródków, gdzie uszy jej paść będą muzyką i śpiewem, oczy przedstawieniami teatralnymi, wdziękami artystek rozmaitych trup aktorskich, słowem tym wszystkim, co w mniej więcej rozkoszny lub szalony sposób pomaga do zabicia czasu od godziny ósmej wieczorem do dwunastej w nocy... Tak pisał o teatrzykach ogródkowych Henryk Sienkiewicz ponad sto lat temu.

Nie czekając na sezon ogórkowy stołeczny Teatr na Woli, który zawsze ma w zanadrzu jakąś niespodziankę repertuarową, sięgnął do sezamu tak modnych w XIX w. wodewilów. Przedstawił "Podróż po Warszawie". Feliks Szober pewnie uśmiecha się w zaświatach triumfująco, że jego lekka muza zainspirowała dzisiejszych realizatorów, podobnie jak kiedyś wielkiego Leona Schillera, który z powodzeniem wystawiał ten utwór.

Dyrektor Tadeusz Łomnicki oddał wskrzeszenie tej "Podróży" w ręce autora i reżysera z kabaretowym rodowodem. I to skrzyżowanie wydało owoc całkiem smakowity. Dawną Warszawę oglądamy nie tylko oczami sympatycznej rodziny Fafułów z prowincji, lecz także poety i satyryka Ryszarda Marka Grońskiego, który tekst na swój obraz przemienił. A reżyser Andrzej Strzelecki wykorzystał tu swoje dobre doświadczenie ze studenckiego kabaretu "Kur", posługując się swobodnie skrótem scenicznym, umiejętnością pointowania obyczajowych obrazków z różnych stron Warszawy. Ta "Podróż po Warszawie" nie olśniewa bogatą wystawą, powodzią rekwizytów. Dworzec, Ogród Saski, przystań wodna - wszystko pokazane jest umownie, odwołując się do wyobraźni i poczucia humoru widza. Do najzabawniejszych scen należy przeciąganie pasażerów przez dwóch wioślarzy (konkurencja!) na swą stronę, scena w teatrzyku, wystawa rolnicza z dorodnym eksponatem w skórze Barana, nazywanego kordialnie przez swego pana Maciusiem. U boku tak doświadczonych aktorów (po których wiadomo czego się można spodziewać), jak Hanka Bielicka, występują, trafiając w lekki wodewilowy ton młodzi, którzy w tym teatrze są zawsze dopuszczani do pierwszego garnituru. I nie zawodzą. Józio Grojseszyk, którego gra Wojciech Machnicki odznacza się wyrazistością sylwetki i stylu bycia; trafia w ten nieodzowny lekki ton, jaki przystoi wodewilowi. Rozumiem doskonale, że Poznań łzy roni po utracie Haliny Łabonarskiej. Warszawa zyskała jeszcze jedną ciekawą indywidualność aktorską. Można nawet podejrzewać, że piosenka "Najładniejsze warszawianki - to przyjezdne" jej właśnie została dedykowana.

Z przyjemnością słucha się nie tylko tej piosenki (opolscy ojcowie festiwalu nie zapomnijcie o niej), lecz całej muzycznej oprawy Włodzimierza Korcza. Jak to dobrze, że za muzyczne widowiska bierze się, chociaż od czasu do czasu, teatr dramatyczny, na przekór zasklepiałości operetkowej. Nowy duch wstępuje wtedy w stare konwencje. Marzy mi się w Teatrze na Woli dalszy ciąg "Podróży po Warszawie", może tym razem współczesnej, w musicalowym wydaniu, z bliższym przyjrzeniem się - kabaretowym - dzisiejszym obyczajom. Namawiam spółkę, która dała nam odmłodzoną peregrynację szoberowską - z paroma udanymi wycieczkami w teraźniejszość - do dalszego ciągu. Wdzięczność publiczności zapewniona!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji