Artykuły

Drugi Ostatni Mohikanin

Już dość! Dość niepoczytalnych cudów na kiju, dość robienia na scenie wariata z tata, dość rżnięcia tępą reżyserska piłą starych tekstów, dopisywania, przestawiania i pstrzenia cudzych zdań kuriozalnymi krajobrazami inscenizacyjnymi! Dość gmerania w oryginałach! Wracamy do słów! Tak, lecz wracamy wyłącznie do wszystkich słów, nie do co dziesiątego! - o czytaniach "Końcówki" Samuela Becketta oraz "Savannah Bay" Marguerite Duras w reż. Józefa Opalskiego w krakowskim Klubie Loża pisze Paweł Głowacki w miesięczniku Kraków.

Wtorek

W I akcie "Miłości na Krymie" Sławomira Mrożka znudzony pięknym, pustym dniem Aleksander Iwanowicz Czelcow opowiada sennemu towarzystwu swe spotkanie z erotycznym zachwytem ludu rosyjskiego na kolejowym dworcu. Peron więc, tłum podróżnych, wagony i parowóz już w gotowości, wystarczy zwolnić sprzęgło. "Widzę - powiada Czelcow - dwaj chłopi stoją przed lokomotywą, pierwszy raz lokomotywę widzieli. A tłoki w lokomotywie pracują, para bucha, chłopi stoją i stoją, patrzą i patrzą. Wreszcie powiada jeden mużyk do drugiego: Wot, tiochnika, żieliezo jebiot żieliezo".

Czwartek

Gdyby dziś młody reżyser, jeden z tych bezkompromisowych artystów sceny, w teatrze X wyreżyserował dajmy na to jakiegoś Szekspira i po pół roku od premiery tajnie odwiedził teatr X, by sprawdzić, jak dzielnie żyje dzieło jego wspaniałe, i gdyby zobaczył, że oto inni aktorzy grają, w innych kostiumach, z towarzyszeniem innej muzyki oraz w zmienionych dekoracjach, a nade wszystko że to już właściwie nie jest Szekspir, jeno stylistyczny bigos z Zapolskiej, Rydla oraz Witkacego - cóż by uczynił? Jak by się zachował ten spiżowy piewca wolności twórczej wobec efektów totalnego gmerania w jego dziele oryginalnym, którego to gmerania dokonał dyrektor teatru X, bliźniaczo spiżowy czciciel wolności twórczej? Kozikiem grzybiarza zarżnąłby siebie czy dyrektora? A może wpierw dyrektora, a następnie siebie? Jedno pewne. W roku 1993 Mrożek odwiedził Kraków. Gościł czas dłuższy, po czym wystosował dziesięciopunktowe podanie do nadwiślańskiego teatru, listę przykazań, którą można by zatytułować: "Dziękuję za gmeranie".

Piątek

Jerzy Jarocki miał w Starym Teatrze reżyserować "Miłość na Krymie". Mrożek, zorientowawszy się, iż sztukę nadwiślańskiej reżyserii w istocie jego Czelcow zdefiniował, czyli że publika - jak tamci chłopi ruscy, co pierwszy raz na ciuchcię się gapili - lubi tiochnikę seksu stalowego, więc artystyczna tiochnika spiżowych piewców wolności twórczej na tym polega, iż reżyserskie ich żieliezo z ułańskim rozmachem jebiot absolutnie każdy wystawiany tekst oryginalny - po prostu odmówił udziału swojej "Miłości na Krymie" w tym ociężałym łomocie bez miłości. Ułożył podanie, w którym stanowczo prosił, aby: nie likwidować kurtyny, niczego w tekście nie skreślać ani niczego doń nie dopisywać, zachować porządek opowieści i wierność sportretowanej w didaskaliach scenografii, nie pstrzyć całości muzyką własną, zachować zgodność wieku i płci wykonawców z wiekiem i płcią postaci, mieć baczenie, by jedną rolę jeden aktor grał, nie pięciu, wystawić całość tylko na scenie, a nie na widowni, oraz zachować przerwy pomiędzy trzema aktami. Słowem - poprosił teatr o teatr. Cóż to się nie działo wtedy nad Wisłą! Jakie dąsy kwitły, jakie protesty śmigały, jakie piski męczyły powietrze, że Mrożek oto wolność twórczą dławi! Wtedy? Rok, góra dwa lata temu, w pogaduszce ze mną, kandydaci na bezkompromisowych reżyserów wypluwali na Mrożka piski porównywalnie histeryczne. Nic się więc nie zmieniło? Wręcz przeciwnie! Tiochnika rozkwitła, jebiot jest już JEBIOT, a ukontentowanie mużyków wręcz frenetyczne się stało. I dlatego Annie Polony wyczerpała się dobroduszność.

Niedziela

W 1993 roku Mrożek proponował dla swych przykazań dwa tytuły do wyboru. "Autor zwariował" albo "Ostatni Mohikanin". Boga chwalić, nie okazał się tym, który światło gasi. Oto Drugim Ostatnim Mohikaninem jest Polony. Po spotkaniu oko w oko, a zwłaszcza ucho w ucho, z którymś z teatralnych dzieł ostatnich czasów, rzekła: Już dość! Dość niepoczytalnych cudów na kiju, dość robienia na scenie wariata z tata, dość rżnięcia tępą reżyserska piłą starych tekstów, dopisywania, przestawiania i pstrzenia cudzych zdań kuriozalnymi krajobrazami inscenizacyjnymi! Dość gmerania w oryginałach! Wracamy do słów! Tak, lecz wracamy wyłącznie do wszystkich słów, nie do co dziesiątego! Wracamy do opowieści całej i przyjmujemy ją całą, bez szemrania, mędrkowania albo sięgamy po opowieść inną, lecz również tylko całą! Zwyczajnie: albo Szekspir albo absolutny brak Szekspira, czyli nic! Wyłącznie Szekspir cały, a nie pół Szekspira, ćwierć Szekspira tudzież Szekspira jedna piąta oblepiona plasteliną radosnej literackiej twórczości reżysera! Amen w pacierzu!

Środa

I wraca. Tyleż sama Polony, co Józef Opalski, który ideę powrotu do źródła chwycił i raz w miesiącu na tyciej scenie w podziemiach aktorskiego klubu Loża przy Rynku Głównym inscenizuje jakąś starą opowieść teatralną. Inscenizuje bez inscenizowania, gdyż scenografia, kostiumy, sztuczne wąsy, makijaże, migające reflektory, szalejąca w głośnikach muzyka oraz inne odpustowe atrakcje nie są mu potrzebne. Inscenizuje - słowa same. Inscenizuje czytanie na scenie zawsze prawie zupełnie pustej. Inscenizuje istotę teatru. Na przykład - zdania "Końcówki" Samuela Becketta. A po nich - falujące, samotne słowa impresji Marguerite Duras "Savannah Bay".

Piątek

W którymś z listów do reżysera "Końcówki" Beckett wyznaje, że nie bierze odpowiedzialności za całe to interpretacyjno-filozoficzno-metafizyczne zamieszanie, co je krytycy oraz inni analitycy sprokurowali. On bierze odpowiedzialność jedynie za kilka podstawowych dźwięków. Brzmienia bólu, tony lęku, dźwięki pamięci zawsze ułomnej, liche szepty rezygnacji - ta zawrotna pajęczyna "Końcówki" przez godzinę i pół falowała nad sceną Loży dojmująco czysto. Krzysztof Orzechowski jako Hamm, jako słowa Hamma, Andrzej Mrowiec w roli, a raczej w zdaniach Clova, oraz Tomasz Wysocki i Lidia Bogaczówna, ulepieni z biednego narzecza Nagga i Nell. Do tego fotel inwalidzki, biała chusta, czarne okulary, gwizdek i szlafmyca. Tyle, nic więcej, nic prócz świata oryginału. Beckett w kojącej pustce, na powrót w swoich słowach, w bez mała wszystkich słowach, także w zdaniach didaskaliów czytanych przez Opalskiego. I taka sama przygoda spotkała Duras. Identyczny powrót do siebie przytrafił się jej w Loży. Powtórzył się ażurowy wehikuł "Savannah Bay." W słowach siwowłosej Madeleine, przez godzinę przywoływanych przez Polony, i w przez godzinę przywoływanych przez Paulinę Puślednik strzępach zdań Młodej Kobiety - majaczył delikatnie szkicowany przez Duras bladym ołówkiem krajobraz ułomnego wspominania niepotrafiącego odzyskać dla Madeleine czasu przeszłego dokonanego, tamtej ciemnej skały, tamtej śmierci młodej kobiety, tamtej miłości, co szans nie miała, tamtej dalekiej realności, cierpkiego smaku tamtej straty... Zostawmy szczegóły, nie wyjaśniajmy tej enigmatyczności. Nie konkrety fabularne są ważne. W "Savannah Bay" ważna jest cierpka bezsilność pamięci, którą stać jedynie na lepienie marnej iluzji przeszłości. Właśnie ta cierpkość, cała cierpkość, brzmiała w Loży bezbłędnie. I coś jeszcze ważne jest. Przypomnienie.

Niedziela

Niegdysiejszy gest Mrożka i dzisiejszy Polony - przypominają, że istotą teatru, powiedzmy, pierwszego, teatru Sofoklesów, Molierów, Szekspirów oraz innych Czechowów jest opowieść, zawsze pełna opowieść. Oraz że sztuka reżyserii to tak naprawdę sztuka reżyserowania starych intonacji, ożywianie starych fabuł języka, układania na nowo przygód starych słów, lecz w miarę możliwości - wszystkich słów, wszystkich i w oryginalnej kolejności. A cała reszta tejże sztuki, to tyleż sztuka, co, jak uczył Andrzej Wajda, upiornie monotonny mozół przypominający piłowanie laubzegą. I troska, by laubzega, ku rozpaczy mużyków - omijała opowieść samą.

**

Zdjęcie z próby "Savannah Bay".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji