Artykuły

Bez reżysera

PANNA MALICZEWSKA" należy do najlepszych sztuk Zapolskiej. Ta opowieść o losach aktoreczki, która szuka swej drogi do powodzenia i sławy, daje znakomity przekrój galicyjskich układów społecznych na początku naszego stulecia i satyryczny obraz mieszczańskiej obyczajowości

Patrzymy na tę sztukę z perspektywy naszych czasów, jak na obrazek z zamierzchłej przeszłości, ale świetna konstrukcja i bezbłędnie napisane role sprawiają, że teatry sięgają od czasu do czasu i po tę komedię. Wydawałoby się, że "Panna Maliczewska" - to prawie samograj. Zapolska wszystko napisała, trzeba tylko znaleźć odpowiednią obsadę i zagrać "jak pan Bóg przykazał", a wówczas efekt jest zapewniony. Niestety nic stało się tak w Teatrze na Woli. Zabrakło po prostu reżysera. Andrzej Koper okazał się zupełnie nieporadny zarówno wobec tekstu, jak i zadań, wynikających z jego realizacji. Spektakl nie ma rytmu, ani tempa, aktorzy grają jak kto chce. W dodatku pojawiły się pomysły, które ostatecznie pogrążyły to przedstawienie. Zaliczam do nich włączenie fragmentu nieukończonej sztuki Gabrieli Zapolskiej pt. "Odwet Panny Maliczewskiej" z roku 1914.

Poziom aktorski spektaklu jest bardzo nierówny. Najlepiej zagrała rolę praczki Żelaznej Barbara Rachwalska. Bardzo chłopska i bardzo drobnomieszczańska zarazem. Stylowo zagrała rolę mecenasowej Daumowej Maria Chwalibóg. Szczególnie jej rozmowa z panną Maliczewską wypadła bardzo zabawnie. Najwięcej wątpliwości budzi postać tytułowa w wykonaniu Marii Czubasiewicz. Jest to na pewno aktorka uzdolniona, dysponująca dużym temperamentem scenicznym. Lecz na skutek braku wyraźnej koncepcji reżyserskiej przedstawienia - nie bardzo wiedziała co grać. Raz była naiwną, głupiutką gąską, innym razem zaskakiwała inteligencją i oczytaniem. Raz mówiła literacką polszczyzną, to znowu wtrącała słowa i akcenty z ludowej, chłopskiej gwary. A do tego wszystkiego odzywały się w niej niespodziewanie jakieś echa "szalonej Julki" z młodopolskiej atmosfery, z którą sztuka Zapolskiej niewiele ma wspólnego.

Błędnie pomyślane były także dekoracje Anny Marii Rachel. Okotarowała ona całe przedstawienie, zmieniając tylko kolory poszczególnych scen. Ten tani symbolizm sprzeczny był całkowicie z realistyczną dramaturgią Zapolskiej i nie pozwalał na wydobycie społecznej prawdy sztuki. W tym fałszywym wnętrzu i przy bezradności reżysera pozostali aktorzy bronili się, jak mogli z mniejszym lub większym powodzeniem. Zapolska nie może już się bronić. A szkoda, bo znana była z temperamentu i jako żywo nie przepuściłaby Andrzejowi Koperowi tego faux pas.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji