Artykuły

Wewnętrzny proces Iwanowa

"Iwanow" w reż. Pawła Łysaka w Teatrze im. Jaracza w Łodzi. Pisze Magdalena Hasiuk w Odrze.

Miękki fotel stoi na środku sceny w pustej przestrzeni pudelka. Wszystkie ściany, podłoga i sufit oklejone zostały jasną tapetą. Dziwaczne wnętrze na pierwszy rzut oka pozbawione drzwi i okien tylko z pozoru jawi się jako bezpieczna domena życia. Chwila obserwacji wystarcza, by odkryć drzemiącą w nim wrogość. Pojawia się wówczas skojarzenie, że ta skrzynia o identycznych ścianach jest wnętrzem luksusowej trumny.

W toku spektaklu panowie z obsługi technicznej - czarne, "bezimienne" siły - wyjmują z podłogi, ścian, sufitu wytapetowane plansze, fragmentarycznie odsłaniając szkielet konstrukcji. W pewnym momencie dziurawych miejsc jest tak dużo. że postaci chodzą po scenie jak po kładkach nad przepaścią. Chwila nieuwagi i noga osuwa się w przepaść. Upada zarówno chory Iwanow (Marek Kałużyński), jak i lekarz Lwow (Mirosław Haniszewski). Stopniowa destrukcja przestrzeni (scenografia Pawła Wodzińskiego) stanowi obraz postępującej depresji głównego bohatera, ale także "zepsucia" otaczającego go środowiska.

Antoni Czechow to wybitny dramaturg. Paweł Łysak to dobry reżyser. W "Iwanowie" w łódzkim teatrze Jaracza wszystko zostaje zapowiedziane już w pierwszej scenie, rozegranej między tytułowym bohaterem i administratorem jego majątku: drzemiący w powietrzu niepokój, przemęczenie i frustracja, zapowiedź nagiej śmierci, a nawet pistolet, którym w żartach Borkin straszy Mikołaja. Na razie nie słychać tylko wystrzałów. Pistolet wystrzeli po przerwie, gdy podchmielony Borkin będzie bezskutecznie próbował rozstrzelać puste butelki. Dopiero w finale padnie strzał celny i precyzyjny - prosto w serce.

Pierwsza rozmowa doskonale określa także postawy Czechowowskich bohaterów. Dramaturg wszystkie postaci dramatu umieścił między dwoma biegunami: skazanym na stracenie idealistą Iwanowem oraz wiejskim elegantem Borkinem (Mariusz Jakus), potrafiącym dostosować się do każdej sytuacji i każdej roli: między rozchwianiem psychiki a chorobą ciała, moralności, obyczajów.

Śmierć w "Iwanowie", obecna na poziomie akcji dramatycznej, wpisana została w działania, słowa i przeczucia postaci oraz odgłosy dochodzące spoza sceny. Kiedy Ania-Sara (dojrzała rola Matyldy Paszczenko) zakłada leżącemu na deskach mężowi skarpetki i buty, aby mógł, jak co wieczór, udać się do Liebiediewów, jej pełne namaszczenia działania przypominają obuwanie nieboszczyka. Całą sekwencję charakteryzuje niemal religijny nastrój. Sakralny charakter obrazu dodatkowo został wzmocniony przez zderzenie go z chwilowym porywem małżeńskiej namiętności. Opuszczona przez męża, śmiertelnie chora -jak sam Czechow - na gruźlicę kobieta jako jedyna słyszy pohukiwanie sowy punktujące akcję. Głosy natury kontrastują z motywami muzycznymi dzielącymi, podobnie jak ciemność, przedstawienie na kilka części. Opozycja natura-kultura obecna jest także w niektórych obrazach. Na prośbę Ani, by nawieźć siana, Borkin wrzuca na środek sceny, obok eleganckiego fotela, jedną belkę. W kolejnej sekwencji kobieta skacze przez nią w samozatraceńczym szale. Tak jakby bieg do utraty tchu choć na moment pomagał jej zapomnieć o beznadziei. Proste działanie jawi się jako metafora ludzkiego losu. W samotności, w zamknięciu bezbronny człowiek, nawet ten najbardziej szlachetny i zdolny do ofiary, szamocze się jak ptak w klatce ze swoim cierpieniem. Jedyną ulgę przynosi mu działanie na własną szkodę. W tym świecie ani natura, ani kultura nie dają bohaterom żadnej pociechy. Śmierć fizyczna, psychiczne obumieranie, marazm, zakłamanie -tak widoczne w pierwszej sekwencji u Liebiediewów, ukryte pod lukrowanymi pozorami "towarzystwa" - śmierć możliwości, marzeń stanowią temat spektaklu: wpisany także w scenografię. Na scenę prowadzą trzy wejścia. Wszystkie otwierają się na czarną, amorficzną i słabo oświetloną przestrzeń. Wygląda stąd, jak diablik z pudełka, Borkin. Z mroku, centralnymi drzwiami, wyłaniają się instrumenty (trąbka i wiolonczela) oraz muzycy Sara i Hrabia (Mariusz Saniternik). Na progu między ciemnością i światłem odbywa się rozmowa Iwanowa z Zinajdą (Dorota Kiełkowicz) na temat weksla. Uosabiająca chciwość kobieta przypomina cerbera w nieskazitelnym stroju bizneswomen. Na tym samym progu wychodząca z mroku Ania przyłapuje Saszę (Iwona Drożdż) na namiętnym wyznaniu miłości składanym Mikołajowi. W drugiej części przedstawienia z ciemnej pustki Lwow taszczy na scenę ruchami przypominającymi dźwiganie krzyża gigantyczny czarny pokrowiec na wiolonczelę, skojarzony kształtem z trumną. To niemal szekspirowski obraz kata grzebiącego własne ofiary. Futerał (ważny temat Czechowowskich opowiadań) jest świadkiem tragicznego finału. W mrok także odchodzi niedoszła hrabina Marta Babakina (Milena Lisiecka). Powtarzające się przejścia przez scenę punktują etapy życia pochłoniętego grą w karły akcyźnika Kosycha dużo ciepła nadal lej postaci Michał Jarmicki.

Droga postaci w spektaklu Łysaka wiedzie przez scenę, z ciemności w ciemność. Nawet przebywający przez moment w świetle, skazani są tylko na plotki, niesprawiedliwe oceny i potwarze. Jedynie dobrotliwy pijanica, "grubonosy" Paweł Liebiediew. potrafi wyciągnąć rękę do Iwanowa. (lhoć i on nie jest w stanie pomóc przyjacielowi. Andrzej Wichrowski stworzył postać prostodusznego, zaszczuwanego przez zonę. a mimo to niezależnego człowieka: jednego z nielicznych, którzy przeciwstawili się śmierci.

Tuż za progiem wyłania się to, co nieznane i ostateczne. Niemal wszędzie czai się nicość. Czechow w łódzkiej inscenizacji momentami przypomina Becketta.. Reżyser nie tylko skrócił i skondensował dramat, ale delikatnie go uwspółcześnił (także dzięki kostiumom aktorów). Włączył również repliki spoza tekstu. Wzmocnił mroczny aspekt dramatu, ale nie pozbawił go komizmu w rożnych odcieniach - od zachowań biesiadnych rodem z farsy (Kosych jako człowiek-ściana) po subtelny dowcip dialogu w mistrzowskim wykonaniu Saniternika. I dziś urzeka trafność niektórych sekwencji, jak np. opinia na temat adwokatów i lekarzy. Nie tylko zachowała ona swą aktualność, ale wypowiadana w Łodzi, mieście "łowców skór", nabrała nowego znaczenia.

Iwanow w reżyserii Łysaka to spektakl zadziwiająco współczesny. Skłania do refleksji na temat miejsca, zadania i kondycji intelektualistów w dzisiejszej Polsce. Traktuje o nieokreślonej (niepotrzebnej?) ich roli w społeczeństwie, którego główny cel to materialny dostatek.

W pierwszej scenie Iwanow -przejmujący Kałużyński - mówi, że czyta i pisze w chwili, gdy właśnie moczy nóg' w misce. Ten rozdźwięk między myśleniem i działaniem charakteryzuje jego postawę. Intelektualizm i idealizm Mikołaja pozostają w sterze pragnień, podczas gdy jego czyny charakteryzuje banał. Zagubienie bohatera w prowincjonalnej codzienności jest tym większe, że łączy się z pogłębiającą się depresją - jakże współczesną dolegliwością - oraz miłosnym wypaleniem. Mikołaj pozostaje ze swoją chorobą prawie zupełnie sam, niezrozumiany i posądzany o wszystko, co najgorsze. Jedyną osobą, która próbuje mu pomóc, jest Sasza. Wizyta dziewczyny u Iwanowów przypomina seans terapeutyczny (sposób zachowania, zajmowanie miejsca w przestrzeni). Jego skutek, choć pozytywny, znika za chwilę. Sasza nie jest terapeutką, a jedynie zakochaną i niedoświadczoną kobietą. Iwanow, wybierając śmierć, przywraca jej życie.

Aktorska interpretacja pozwala przenieść strukturę społeczną na ludzkie wnętrze. W takim odczytaniu poszczególni bohaterowie reprezentują określone siły wewnętrzne. Te części psychiki, które są odmienne, bardziej delikatne, bez względu na ich prawdziwe wartości, zostają zdławione (Ania, Iwanow). Dominuje to, co silne i dostosowane do środowiska. Taka wizja ludzkiego wnętrza zionie grozą. Odpowiedzialnym za nią jest ten, kto z urzędu powinien stać na straży wewnętrznego imperium, pomagając, temu, co słabe i ułomne, a kto w istocie jest katem. Lwów. diler ego Mikołaja (głęboka relacja między Haniszewskim i Kałużyńskim), medyk o zimnym spojrzeniu pokerzysty, spoconych rękach, sztywnych ruchach automatu, twarzy nawiedzanej przez tiki, sączy truciznę "uczciwych" stów w uszy Iwanowa. Mami go, jak Jago Otella, by najpierw zabił żonę, a potem sam siebie. Lekarz w "Iwanowie" to diabeł. Nie jarmarczny chochlik jak Borkin, ale Szatan. W ostatnich słowach Sasza mówi tło ukochanego: - Chodźmy stąd, Mikołaju. - Ale dokąd? - pada w odpowiedzi. Gdzie schronić się przed piekłem?

Są momenty w życiu, w których doświadczenie beznadziei sugeruje, że nie ma wyjścia. A wówczas wewnętrzny tyran mami śmiercią. Śmierć nie jest tu jednak rozwiązaniem. To tylko jeszcze jedna diabelska pokusa, która nie odmieni tego świata.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji