Artykuły

Uczta Cimcirymci

Andrzej Rozhin daje w Teatrze Osterwy "Iwonę księżniczkę Burgunda". Po paru minutach pobytu w teatrze wiadomo już, że nie dlatego, iż Gombrowicz wielkim pisarzem był.

Teatr jest czarny. Jest to ciemność doskonała. Aksamitna, głęboka, otulająca. Zanurzeni w nią bez apelacji, całkowicie koncentrujemy się na kontemplowaniu kształtów, gdy te wyłonią się z mroku. Nic nie rozprasza ich ekspresji, biorą widza w pakt niczym sen, z którego trudno się otrząsnąć, nawet powtarzając uparcie, że przecież to wszystko nie dzieje się naprawdę. W wizji Andrzeja Rozhina jest coś onirycznego.

Mamy dwór. Kicz podniesiony do rangi kanonu, maniera, snobizm, obłudne pozory i jawne upodlenie, jawne wyuzdanie. Twór pełzający, a zgiełkliwy, magma zastygająca w dowolnym kształcie. To co robi z dworem kostiumolog - Ewa Żylińska - można by nazwać orgią, gdyby nie fakt, że wykluczona jest przypadkowość jakiegokolwiek detalu. Groteskowy strój - przypomnijmy czym jest "strój" dla Gombrowicza - demaskuje i afirmuje pseudoosobowość modela, obnażając go bardziej dokładnie niż ubierając. Te kostiumy to kpina z dzisiejszej dyskotekowo-bazarowej subkultury. Bardziej bezlitosny mógłby być w jej odmalowywaniu chyba tylko sam Duda-Gracz.

Jak gdyby przeciwbiegunem kostiumowego rozpasania jest prostota scenerii. Zamknięty kadr światełek, dworska posadzka na kształt gorliwie polerowanej równi pochyłej, gdzie tak łatwo się poślizgnąć, stoczyć w dół. Maksymalna oszczędność sprzętu, rekwizytu. Im bardziej gra statyczna prostota dekoracji tym bardziej plastycznie porusza się, płynie, formuje i deformuje, kurczy i rozprzestrzenia, pulsuje w konwulsjach - ludzka tkanka. Wyjątek - Iwona. Symbol, posąg, figurka pozbawiona skazy fizjologii.

Można jej dotknąć, przesunąć, można ją przenieść, ale nie wchodzi ona w żadne najbardziej nawet naskórkowe relacje z otoczeniem. Nie można jej zmienić ani przekształcić. Jej wyalienowanie, inność, osobność, zaznaczona jest jasno i dokładnie.

Andrzej Rozhin odpowiada swoją "Iwonę" wysmakowanymi obrazami. Słowo ma być równoprawne, ale wykonawcy - radzący sobie świetnie z ruchem, nie zawsze potrafią oddać w pełni jego walor. Mówienie Gombrowiczem to cała alchemia słowa. Słowo trzeba tu produkować, a nie wypowiadać. Udaje się to przede wszystkim Jadwidze Jarmuł, która w roli Królowej tworzy prawdziwą i prawdziwie Gombrowiczowską kreację. Mają swoje perełki i inni. Nina Skołuba - Ciotka czy Zbigniew Pudzianowski - Innocenty umieją do końca wykorzystać swoje pięć minut. Inni zdołali unieść tekst, momentami tekst ich przytłacza, momentami im trochę ulatuje, a momentami jednak uskrzydla. Dziwne rzeczy potrafi robić z aktorem dialog Gombrowicza, Nieszczęsny Książę na przykład chwilami już nie mówi, a śpiewa niczym w operze.

Tak czy owak akcja prowadzona jest na tyle precyzyjnie, że kluczowe dla dramatu słowa są wypunktowane Cimcirymci - rzecz poważna. Każda postać opatrzona jest własnym kodem plastycznym, a także muzycznym, a przez to wyrazista. Dama Iza to skończona próżność. Szambelan - skończona fałszywa służalczość i tak dalej

"Iwona" Andrzeja Rozhina - reżysera, autora koncepcji scenograficznej i muzycznej spektaklu jest inna, polega jakby na odwróceniu dotychczasowych konwencji. Ohydna jest tu nie Iwona lecz dwór. Ona sama nie jest ani rozlazła, ani niemrawa, ale i bez tego wystarczająco niepokojąca. Joanna Tomasik - odtwórczyni Iwony wydaje się idealnie spełniać zamysł inscenizatora. Wątła, dziewczęca kruchość Iwony, jej nieprzejednana odrębność budzi w ludziach, otoczeniu dziwne tęsknoty, skłania ich do penetracji własnego ja. To, co znajdują na dnie podświadomości, zatrważa ich tak bardzo, że zdolni się stają do mordu. Zabijając Iwonę zabić chcą w sobie to coś, to wprawia ich w panikę. Gombrowicz daje w "Iwonie" laboratorium ludzkich reakcji wobec inności, obcości, nieznanego. Ciekawość, fascynująca chęć spacyfikowania urobienia po swojemu, agresja, strach, żądza zagłady To cała gama emocji, jaką mieni się "Iwona". Andrzej Rozhin eksponuje jeszcze jedno: zdławiona inność ulega pośmiertnej beatyfikacji, idol zostaje powielony w nowych egzemplarzach i staje się natrętnie obecny, a unifikacja wrogości zmienia się w unifikację kultu. Ot, życie.

Interpretacja utworu Gombrowicza zaproponowana przez Rozhina nie jest kontrowersyjna, ani dyskusyjna. Spektakl jako całość wkracza w granice czystej sztuki, a ze sztuką się nie dyskutuje. Odrzuca się ją lub przyjmuje z niekłamanym podziwem. Należę do tych ostatnich.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji