Artykuły

Jacek i Joanna Kawalcowie

- Przy Joasi nauczyłem się odpowiedzialności - twierdzi Jacek Kawalec. Kurs dojrzewania rzeczywiście przeszedł w tempie ekspresowym. Nieplanowana ciąża ukochanej, szybki ślub, a później ciężka, fizyczna praca, by zarobić na utrzymanie rodziny sprawiły, że z dnia na dzień z lekkoducha stał się rozsądnym i godnym zaufania mężczyzną. Mężem, który dla ukochanej jest w stanie postawić na szali swoją karierę.

Był rok 1984, kiedy świeżo upieczony student łódzkiej filmówki dostał etat w warszawskim Teatrze Komedia. W nowej pracy czuł się dość niepewnie, potrzebował zawodowego wsparcia i któregoś dnia szczęście się do niego uśmiechnęło. - Coś próbowałem na scenie w "Kramie z piosenkami", a Joasia siedziała na widowni. Jako młody aktor potrzebowałem pogadać o mojej roli, więc kiedy się okazało, że dziewczyna jest teatrologiem, podszedłem w przerwie porozmawiać. Wyglądała sympatycznie. Trochę kryła się za okularami. Miała fajną grzywkę, która jej na te okulary spadała. Ukończyła bardzo elitarny wtedy wydział, imponowała mi intelektualnie, ale miała też w sobie dużo ciepła - wspominał ich pierwsze spotkanie.

Dziewczyna szybko została jego bratnią duszą. Świetnie się dogadywali, nadawali na tych samych falach, mieli podobne poczucie humoru. Mnóstwo czasu spędzali też w kinie, choć - jak po latach żartował aktor - w pewnym momencie bardziej chodzili do kina niż na film. Efektem była ciąża pani Joanny i szybki ślub w lipcu 1985 roku, do którego o mało by nie doszło. Kierowca, który wiózł ich na ceremonię, jechał bowiem zbyt szybko i... uderzył w latarnię. - Twierdzimy z żoną, że ten wypadek symbolizuje nasze potyczki z życiem, ale mimo to jedziemy razem, w tym samym kierunku. Oczywiście każde z nas ma swoje własne pole. Gdyby jednak narysować dwa koła, które się zazębiają, największa część pola byłaby wspólna - opowiadał w jednym z wywiadów Jacek.

By utrzymać rodzinę, Kawalec wyjeżdżał w czasie wakacji na saksy do Norwegii i Stanów Zjednoczonych. Pracował na farmie, w myjni samochodowej, rozwoził pizzę, piekł ciastka i był kelnerem. Za zarobione pieniądze wyremontowali strych w przedwojennej kamienicy na Saskiej Kępie i zaadaptowali go na dwupoziomowe mieszkanie. Byli szczęśliwi, że wreszcie mają swój upragniony i bezpieczny azyl, ale wtedy właśnie zaczęły się schody. Wspólnota mieszkaniowa, wykorzystując niejasną sytuację prawną, chciała pozbawić ich lokum. - W 1992 roku, gdy zacząłem prowadzić "Randkę w ciemno", zyskałem dużą popularność i niektórym sąsiadom zaczęło wydawać się, że zarabiam krocie. Zaproponowali więc, byśmy kupili od nich mieszkanie, które sami stworzyliśmy i które było dorobkiem naszego życia, po cenie rynkowej. Nie mieliśmy na to pieniędzy, w związku z czym staliśmy się więźniami własnego mieszkania, nie mogliśmy ani się z niego wyprowadzić, ani go sprzedać - wspominał bardzo trudny dla nich czas pan Jacek.

Trwającą latami walkę o lokal jego żona przypłaciła załamaniem nerwowym. Aktor zrezygnował wówczas z pracy i zniknął z życia publicznego, by opiekować się ukochaną kobietą. Ostatecznie, po wielu sądowych bataliach zostali właścicielami mieszkania. Dziś większość czasu spędzają w swoim domu pod Warszawą.

- Jaka jest recepta pary na udany związek? Dużo cierpliwości i miłości. Kryzysy zdarzają się każdemu, bo świat nie jest łatwym miejscem do życia. Trzeba się trzymać razem, żeby w nim przetrwać - mówi Jacek Kawalec. - Zawsze podziwiałem Joasię za konsekwencję i kręgosłup moralny. W sprawach zawodowych nigdy nie poszła na kompromis, który kłóciłby się z jej systemem wartości. Jest niepokorna, ale też cierpliwa, zwłaszcza wobec mnie - dodaje.

---

Na zdjęciu: w serialu "Na Wspólnej", 2019 r.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji