Artykuły

Festiwal Szekspirowski pod znakiem Złotego Yoricka

Zakończył się 23. Festiwal Szekspirowski. Tym razem zdecydowanie najwięcej działo się w Konkursie o Złotego Yorika, który zakończył się niespodziewanym triumfem Nowego Teatru w Słupsku za "Kupca weneckiego". Co ciekawego wydarzyło się podczas tej edycji? - pisze Łukasz Rudziński w portalu Trojmiasto.pl.

Świetna frekwencja, czyli Szekspir ponadczasowy

Festiwal Szekspirowski to jedna z najstarszych teatralnych imprez w Trójmieście. Stało się to już tradycją, że w wakacje, na przełomie lipca i sierpnia, do Gdańska ściągają artyści z całego świata, prezentując swoje spektakle stworzone na bazie sztuk Williama Szekspira lub nimi inspirowane. Swego rodzaju fenomenem jest nie tyle niesłabnące, co rosnące zainteresowanie festiwalem: bardzo wysoka frekwencja, nadkomplety publiczności na niemal wszystkich spektaklach to obrazek obecny nie tylko na najbardziej obleganych przedstawieniach Nurtu Głównego (w tym roku ich liczba przekroczyła rekordowe 6 tys. osób), ale też na wydarzeniach SzekspirOFFa.

Przysłużył się temu świetny i praktykowany drugi rok z rzędu pomysł, żeby wszystkie spektakle SzekspirOFFa można było pogodzić z prezentacjami Nurtu Głównego (spektakle grane były w innych godzinach). W efekcie, pomimo wielu innych atrakcji w mieście, impreza cieszyła się wielkim powodzeniem i przyciągnęła również widzów i krytyków z całej Polski. Wciąż więc chcemy oglądać "Hamleta", "Makbeta", "Sen nocy letniej" czy "Kupca weneckiego", zastanawiając się nad przewrotnością losu i treściami, które artyści przy ich pomocy chcą nam przekazać. Udało się też całkiem nieźle skorelować puszczanie napisów z akcją na scenie, poza armeńskim "Romeo i Julią" wyświetlano je bez większych przestojów.

Złoty Yorick poza konkurencją

To był rok Konkursu na Najlepszą Inscenizację Dzieł Dramatycznych Williama Szekspira lub Utworów Inspirowanych Dziełami Wiliama Szekspira w sezonie 2018/2019, bo tak brzmi pełna nazwa Konkursu o Złotego Yoricka. Każdy z trzech wyselekcjonowanych przez Łukasza Drewniaka spektakli znalazł się w finale konkursu nieprzypadkowo. Jurorzy (Dorota Buchwald, Jacek Kopciński i Roman Pawłowski) mieli twardy orzech do zgryzienia, ale ostatecznie ich wybór padł na najskromniejszy, często marginalizowany Nowy Teatr im. Witkacego w Słupsku, gdzie powstał bardzo dobry spektakl w reżyserii Szymona Kaczmarka - "Kupiec wenecki".

Twórcy spektaklu zdecydowali się stworzyć przedstawienie, w którym nie znajdziemy ani jednego jednoznacznie dobrego czy złego bohatera, może poza Porcją (Monika Janik), która jako jedyna wydaje się tu do końca szczera, choć i ona wyczekując męża zamknięta jest w stereotypie księżniczki z bajki, z której po "wyzwoleniu" przez ukochanego Bassania (Wojciech Marcinkowski), podstępem znajdującego drogę do zdobycia jej ręki i majątku, radośnie zrzuca z siebie kieckę, szpilki i usuwa make-up oraz sztuczne rzęsy, jak balast, którego jako pewna siebie, szczęśliwie zakochana kobieta już nie potrzebuje.

Gra pozorów odbywa się zresztą na każdym poziomie, co jest w pełni wytłumaczalne, bo przecież zemsta Shylocka (Igor Chmielnik) na kupcu Antoniu (Krzysztof Kluzik) jest u Szekspira kaprysem pozbawionym na pierwszy rzut oka logiki (tu otwiera się pole do popisu dla realizatorów). Reżyser słupskiego spektaklu motywacji dla tego bohatera nie szuka w rozliczeniach z antysemityzmem, tylko w formie osobistej zemsty za lata upokorzeń i przede wszystkim - utratę córki Jessyki (Anna Kończał), która ucieka z chrześcijaninem Lorenzem (Kacper Sasin). Ta ucieczka spod surowego ojcowskiego oka w ramiona kochanka okaże się fatalna w skutkach, bo Lorenzo bije ją i poniża, w swojej brutalnej dominacji nad dziewczyną odnajdując źródło prawdziwej satysfakcji. Dlatego tak gorzko brzmi wspaniałomyślny pomysł Antonia, by część utraconego majątku Shylocka przekazał Lorenzowi i Jessyce.

Sam spektakl uwspółcześniono, przenosząc go w realia miasta portowego, w którym paradujący w dresach Żyd Shylock robi interesy, obracając gotówką i towarem. Bohaterowie korzystają z telefonów komórkowych, nagrywają filmy wideo, ubierają się jednak stylach z różnych epok, co uwypukla grę pozorów, swego rodzaju nieprzystawalność do siebie różnych elementów świata "Kupca weneckiego". Bardzo mocna jest finałowa scena chrztu Shylocka, który półnagi, wyszydzany, w białej szacie przypomina w niej Jezusa Chrystusa. Z tym obrazem twórcy spektaklu pozostawiają widzów.

Artystycznie wyższej próby spektaklem jest na wskroś nowoczesna interpretacja "Hamleta" w wykonaniu zespołu Teatru Polskiego w Poznaniu i reżyserii Mai Kleczewskiej [na zdjęciu]. Na wskroś współczesna, bo rozrzucona, składająca się z szeregu scen, które często rozgrywają się symultanicznie w różnych punktach sceny, przeważnie pomiędzy widzami. Widz sam dokonuje wyboru tego, co chce zobaczyć i czego chce słuchać, bowiem otrzymuje słuchawki z trzema ścieżkami (niebieską, czerwoną i zieloną), co w wielu momentach spektaklu oznacza nasłuch różnych scen.

Wielki ekran projekcyjny pozwala obserwować niektórych bohaterów w sytuacji, gdy nasza uwaga podąża za innymi. W efekcie odbiór spektaklu przez każdego jest inny, niepowtarzalny, zależny od indywidualnego wyboru widza, który może skupić się na wybranych wątkach (większość podąża za Hamletem), usiłować uchwycić wszystko lub ograniczyć nadmiar bodźców rzadko kiedy się przemieszczając z miejsca na miejsce, a i tak szansa, że pozostających cały czas w ruchu aktorów będziemy mieli na wyciągnięcie ręki, jest bardzo duża.

Tak przecież żyjemy - szybko, powierzchownie, bez czasu na refleksję, domagając się pełnej kontroli nad rzeczywistością, choćby dzierżąc pilota w dłoni i przełączając kanały telewizyjne - zdają się mówić twórcy spektaklu. Na tym pomyśle zbudowali spektakl, w którym rozgrywany tradycyjnie "Hamlet" zaczyna się i kończy frazami "Hamletmaszyny" Heinera Müllera - dzieła poświęconego upadkowi Europy, co sugeruje, że pod tą efektowną powłoką i tradycyjnym tekstem kryje się coś więcej. Międzynarodowy zespół aktorów (fenomenalny duet Michała Kalety i Alony Szostak jako Klaudiusza i Gertrudy oraz niezwykle sugestywny Horacjo grany przez Michała Sikorskiego na wózku inwalidzkim jako cierpiący na stwardnienie rozsiane Stephen Hawking - to zdecydowanie najlepsze aktorsko kreacje) często zwraca się do siebie w przeróżnych językach słowiańskich, tworząc osobliwą wieżę Babel. Unoszący się nad monumentalną i niezwykle ambitną w formie propozycją Mai Kleczewskiej niepokój nabiera coraz bardziej realnego kształtu, by w finałowym pojedynku na rapiery się zmaterializować.

Trzecia Yorickowa propozycja - "Wieczór trzech króli" Teatru im. Juliusza Osterwy w Lublinie w reżyserii Łukasza Kosa - zaskakuje odważną, dziką wręcz rozrywkowością i zgrabną zabawą tożsamością aktorów, grających bohaterów Szekspira niezależnie od płci. I tak w rolę pięknej Olivii wciela się Daniel Dobosz, księcia Orsina gra filigranowa Edyta Ostojak, dużo wdzięku jako służąca Maria ma postawny Przemysław Gąsiorowicz, a Malvolia świetnie odgrywa Marta Ledwoń. Klasą sama dla siebie jest nestorka Teatru im. Osterwy - Nina Skołuba-Uryga - w roli Błazna.

Udana zabawa tożsamością postaci to jednak tylko jeden z wielu dowcipnych i udanych zabiegów inscenizacyjnych. Kostiumy z epoki, oderwana nieco od rzeczywistości dmuchana scenografia, dynamicznie prowadzona, coraz bardziej zwariowana akcja, wydobywają z tej nie najwyższych lotów sztuki Szekspira, pełnej przebieranek i gagów bliźniaczych do "Komedii omyłek", prawdziwe pokłady komizmu, które trafiły trójmiejskiej publiczności do przekonania, nagradzającej lubelskich aktorów brawami na stojąco.

The Tiger Lillies i inni

Wśród wydarzeń zagranicznych ponownie artystyczną jakość zaprezentowali The Tiger Lillies. Muzycy w silnych scenicznych makijażach, śpiewający zarówno swoje hity, jak "Heroin", "Living Hell" czy "Jack" oraz utwory młodsze, jak "Is That All There Is?". Chociaż frontman zespołu, śpiewający falsetem Martyn Jacques nie zagaduje publiczności, zespół od razu nawiązał świetny kontakt z widzami, którzy podczas przeszło półtoragodzinnego koncertu świetnie się bawili, za co w podzięce dostali kilka bisów.

Tygrysie Lilie pojawiły się w Gdańsku nie tylko po to, aby dać koncert - od lat współpracują z twórcami teatralnymi. Tym razem pojawili się gościnnie w spektaklu "Rosenkrantz i Guildenstern nie żyją" węgiersko-rumuńskiego Aradi Kamaraszínház. To zwariowana komedia, pełna zaskakujących interpretacji (świetny wątek Ofelii - będącej trochę romantyczną kochanką, a trochę demonem, dzięki któremu słynne "idź do klasztoru" po próbie utopienia Hamleta w akwarium nabrało zupełnie innego wymiaru). Tutaj muzycy Tiger Lillies wkomponowani zostali jako zespół muzyczny, który niestety nie został zintegrowany z aktorami, a jedynie zgrabnie włączony w przestrzeń sceny, jednak i tak po raz kolejny potwierdzili wszystkie swoje atuty.

Bardzo ciepło potraktowano dowcipną komedię na koniec festiwalu "Rycerz ognistego pieprzu" brytyjskiej grupy Cheek by Jowl i Moskiewskiego Teatru Puszkina. To zabawa materią teatru - para "widzów" rozsadza spektakl swoim zachowaniem i przeforsowuje własną, alternatywną wersję wydarzeń. Bardzo mocna puenta zwieńczyła naiwny, pełen performerskich scenek i nieprzekonującego aktorstwa spektakl "Tytus Andronikus" chorwackiego Teatru Młodych z Zagrzebia, w którym twórcom udało się niemal unieważnić wstrząsającą historię zemsty i walki o władzę. Jednak ponury monolog Maura Aarona, który przed śmiercią wieszczy, że w przyszłości tacy jak on opanują całe królestwo, w połączeniu z oślepiającymi światłami ciężarówki, która "wjeżdża" na scenę na koniec spektaklu (przywodząc na myśl liczne zamachy terrorystyczne), czyni ze spektaklu Igora Vuka Torbicy dzieło bardzo aktualne i boleśnie pesymistyczne w wydźwięku.

Publiczność najbardziej podzielił jednak inny spektakl poświęcony współczesnej Europie - "Rzym" w reżyserii Karin Henkel z Deutsches Theater w Berlinie. Niemiecki traktat o władzy - rozpięty pomiędzy "Koriolana" i dywagacje na temat demokracji, "Juliusza Cezara" ze studium zbrodni na władcy "dla dobra ludu" oraz "Antoniusza i Kleopatry", gdzie obserwujemy rywalizację o tron - zatacza koło. Łączy je zimna, zawieszona niemal w bezczasie inscenizacja pełna doskonałych epizodów (np. łowienie korony na wędkę) i zamierającego niemal tempa, utrzymującego stałą, ale bardzo niską energię na scenie, co w przeszło trzygodzinnym spektaklu potrafi znużyć. Dlatego jedna trzecia publiczności wyszła w przerwie, a z tych, co pozostali, połowa entuzjastycznie oklaskiwała artystów na stojąco.

SzekspirOFF na wysokim poziomie, ale bez olśnień

Tegoroczny SzekspirOFF przyniósł kilka ciekawych wydarzeń. Do takich zaliczyć trzeba teatr dla jednego widza ("Najkrótszy Szekspir na świecie"), czyli trwające pięć minut przedstawienie Huberta Michalaka. Niezwykle efektownie wypadł spektakl "Mała premiera - Hamlet", w wykonaniu dzieci ze Szkoły Podstawowej nr 83 "Łejery" z Poznania, będący edukacyjnym komentarzem do spektaklu "Hamlet" Teatru Polskiego w Poznaniu w reż. Mai Kleczewskiej (takie edukacyjne spektakle dla dzieci organizowane są do każdej premiery w Teatrze Polskim). Dzieciaki świetnie radzą sobie z materią sceny, grając spektakl raczej dla dorosłych niż dla dzieci, ale opowiadając historię Hamleta z własnej perspektywy. "Mała premiera - Hamlet" w pełni zasłużenie otrzymał drugą nagrodę konkursu SzekspirOFF (wartości 3 tys. zł) i nagrodę dziennikarzy gazetki festiwalowej "Shakespeare daily" (1 tys. zł).

Innym odkryciem była "Hamletelia" Caroline Pagani - Włoszka grała swój spektakl w kilku językach, opierając się na postaci Ofelii, uzupełniając monodram o kilku innych szekspirowskich bohaterów i bohaterki i narzekając przy okazji, że Ofelia nie ma siły wyrazu i daru oddziaływania na swojego mężczyznę jak Lady Makbet czy dramatycznej roli jak Julia od Romea i pozostaje jej być piękną i zaśpiewać piosenkę o kwiatkach. Caroline Pagani również zasłużyła na wyróżnienie - również otrzymała drugą nagrodę w konkursie SzekspirOFF (3 tys. zł) oraz wybrana została przez jury publiczności (posiadaczy karnetów na nurt SzekspirOFFa) laureatką Nagrody Publiczności (1 tys. zł).

Najlepszym spektaklem nurtu SzekspirOFF był jednak "Hamlet. Sen" w reżyserii Sławka Krawczyńskiego i wykonaniu Borysa Jaźnickiego (aktor) oraz Petera Łyczkowskiego (muzyk). Spektakl ten jest próbą opowiedzenia "Hamleta" z perspektywy nawracających majaków sennych, fragmentów scen, które Jaźnicki odgrywa samodzielnie za pomocą maniery ruchowej, przybieranej jak ubranie na potrzeby przedstawienia każdej z postaci. Jego rozpaczliwe wołanie "matko, matko" łatwo skojarzyć można z krzykiem dziecka wybudzającego się z sennego koszmaru. Tyle, że koszmar Hamleta trwa i trwa, a ani ojciec, ani matka nie przychodzą go pocieszyć. Spektakl w pełni zasłużenie otrzymał pierwszą nagrodę konkursu nurtu SzekspirOFF (przyznawali je jurorzy: Ewelina Marciniak, Paweł Łysak i Paweł Szkotak) wartości 4 tys. zł.

Dodatkowo, nagrodę "Shaking the walls" (3 tys. zł) przyznano przedstawieniu "Sen Kalibana" Piotra Mateusza Wacha i Jacka Niepsujewicza "za wykorzystanie myśli Szekspira do pokazania jednostki uwikłanej w problemy współczesnego świata". To spektakl zniewolonego, nieruchomego, siedzącego nago przed widzami Kalibana, który we śnie projektuje (oglądamy to w formie wideo) ucieczkę ze świata, który go zniewala.

***

Liczby Festiwalu Szekspirowskiego:

1 200 000 zł - budżet tegorocznego festiwalu jest jednym z najmniejszych wśród polskich międzynarodowych festiwali (wyższy ma m.in. Festiwal R@Port);

6000 - w tym roku odnotowano rekord frekwencji, spektakle Nurtu Głównego obejrzało ponad 6 tys. widzów;

78 - tyle razy zagrano najczęściej powtarzany spektakl festiwalu: "Najkrótszego Szekspira na świecie" w wykonaniu Huberta Michalaka, grany tylko dla jednego widza;

11 - po 11 spektakli w tym roku liczył Nurt Główny i SzekspirOFF;

5 - aż w pięciu językach porozumiewała się z publicznością Włoszka Caroline Pagani w efektownym monodramie "Hamletelia" (angielskim, włoskim, polskim, niemieckim i francuskim);

4 - czterokrotnie otworzono dach Gdańskiego Teatru Szekspirowskiego w trakcie wydarzeń festiwalowych;

3 - trzech muzyków The Tiger Lillies już po raz drugi udowodniło, że ich muzyka doskonale wpisuje się w charakter twórczości Williama Szekspira, zaskarbiając sobie wielką sympatię widzów.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji