Wrocław. Marszałek wysyła kolejną kontrolę do Teatru Polskiego
Marszałek wysyła kolejną kontrolę do Teatru Polskiego. Ma sprawdzić nieprawidłowości, których dopatrzyła się w placówce działaczka "S" i jednocześnie radna PiS.
"W trosce o prawidłowe funkcjonowanie instytucji kultury w regionie, podjąłem decyzję o zgłoszeniu Teatru Polskiego we Wrocławiu do kontroli uwzględniającej wykorzystanie potencjału kadrowego" - poinformował Michał Bobowiec, członek zarządu województwa dolnośląskiego, działaczkę "S" i radną sejmiku z PiS Małgorzatę Calińską-Mayer.
To ona dopatrzyła się w tej placówce nieprawidłowości, pytając władze regionu o "głośną sprawę" wypłat wynagrodzenia dla "grupy pracowników" Polskiego bez świadczenia pracy w latach 2017-2019.
416 tys. zł dla sześciu artystów Teatru Polskiego
Ta grupa to dokładnie sześciu artystów, którzy łącznie otrzymali ponad 416 tys. zł. Zdaniem Kazimierza Budznowskiego, pełniącego obowiązki szefa Teatru Polskiego, który ze sprawy tłumaczył się marszałkowi, rozliczenie czasu ich pracy nastąpiło "zgodnie z obowiązującymi przepisami i wewnętrznymi regulacjami", a obecność aktorów potwierdzono m.in. w raportach z prób i spektakli.
Calińska-Mayer nie odpuściła: - Ta szóstka odmawia pracy w Teatrze Polskim, a pracuje w Teatrze Polskim w Podziemiu. Zarząd województwa powinien sprawę skierować do prokuratury.
Zarząd na razie się tam nie wybiera, a Bobowiec studzi emocje radnej tłumacząc, że musi poczekać na protokół z kontroli, który wyjaśni czy "zaistniały przesłanki do zawiadomienia innych instytucji - w tym prokuratury - o możliwości popełnienia przestępstw lub innych form sugerujących naruszenie prawa".
Calińska-Mayer wyciąga więc jeszcze jeden argument - podwyżek 286 tys. zł dla wszystkich 150 pracowników TP, co w porównaniu z ponad 416 tys. zł dla sześciu jest "sprzeczne z interesem społecznym i mieści się w pojęciu nadużycia pieniędzy społecznych".
Teatr Polski ma kłopoty
Kolejna kontrola w Polskim to niejedyny problem tej placówki. Budznowski zapowiedział zwolnienie Adama Cywki, Agnieszki Kwietniewskiej, Katarzyny Strączek i Joanny Woźnickiej. Wszyscy są działaczami związku zawodowego Inicjatywa Pracownicza. W uzasadnieniu wypowiedzenia podano, że nie dostali żadnej propozycji grania w najbliższym czasie w żadnym spektaklu.
- To nieprawda. Od Krzysztofa Kopki, dyrektora ds. artystycznych, propozycję otrzymały dwie osoby - mówi Tomasz Lulek, szef IP w Polskim. - Kazimierz Budzanowski chce w ten sposób osłabić nasz związek.
Konkurs na dyrektora Teatru Polskiego zawieszony
Dla Inicjatywy Pracowniczej każdy członek w TP jest "na wagę złota". Pod koniec kwietnia zawieszono konkurs na nowego dyrektora w tej placówce, bo "Solidarność" zakwestionowała udział w komisji konkursowej przedstawiciela tego związku. "S" podnosiła, że IP ma ok. 20 działaczy i nie jest reprezentatywna.
Tę sprawę, jeszcze przed powołaniem komisji, próbował ustalić urząd marszałkowski.
- Skierowaliśmy pismo do pełniącego obowiązki dyrektora Kazimierza Budzanowskiego z zapytaniem, czy oba związki są wystarczająco reprezentowane w teatrze. W odpowiedzi napisał, że tak - mówiła "Wyborczej" Agnieszka Dziedzic, dyrektor wydziału kultury w urzędzie i członkini komisji konkursowej.
Na tym temat się nie zakończył. Żeby jednak uciąć wszelkie wątpliwości, a także nie dopuścić do unieważnienia procedury, Inicjatywa skierowała do sądu pracy wniosek o rozstrzygnięcie w tej sprawie.
Orzeczenie było takie: IP do grudnia ubiegłego roku była związkiem reprezentatywnym, ale w 2019 r. już nie. Zmieniły się bowiem przepisy. W 2018 r. związek musiał zrzeszać minimum 10 proc. członków całej załogi, a w 2019 r. - próg podniesiono do 15 proc.
IP złożyło więc kolejny wniosek do sądu.
Na razie nie wiadomo, co będzie z konkursem na dyrektora, który miał objąć stanowisko 1 września. Kandydaci: Adam Sroka, Igor Wójcik i Justyna Kramorz nie zostali nawet przesłuchani przez komisję, bo całe postępowanie zawieszono pod koniec kwietnia.
