Artykuły

"Koszt życia", czyli nie wyznaczajcie granic tam, gdzie ich nie ma

"Koszt życia" Martyny Majok w reż. Małgorzaty Bogajewskiej w Teatrze Śląskim w Katowicach. Pisze Henryka Wach-Malicka w Polsce Dzienniku Zachodnim.

Temat sztuki Martyny Majok "Koszt życia", teatr oswoił już dawno. Siła emocjonalna tego dramatu, i jego inscenizacji na Scenie Kameralnej Teatru Śląskiego, tkwi więc gdzie indziej - w subtelnym, boleśnie prawdziwym, portrecie psychologicznym bohaterów.

Reżyserka Małgorzata Bogajewska odsłania ich tajemnice powoli, dyskretnie zdzierając maski, jakich zwykli używać w samoobronie przed naporem życia. Jedni trzymają się obranej wersji dłużej, inni biorą wiraż szybciej, wszyscy muszą się jednak skonfrontować z nieszczęściem; swoim i cudzym. W takiej kolejności...

Jest ich czworo, w zestawach: niepełnosprawność fizyczna kontra (?) zdrowi na ciele. Żadne z nich nie wybierało takiego losu z własnej woli. Ale jest, jak jest; coś ze sobą w nowej sytuacji, muszą zrobić. Najodporniejszy wydaje się John (Kamil Suszczyk); niesprawny od dziecka, zdążył jakby poukładać się ze światem na własnych warunkach, choć nie do końca. Jego nowa opiekunka Jess (Aleksandra Przybył) robi wszystko, żeby sprostać wyzwaniu, bo gwałtownie potrzebuje pieniędzy, ale idzie jej, jak po grudzie; zażenowanie, pielęgnowanie nagiego, bezwładnego mężczyzny kosztuje Jess więcej, niż zakładała. Na Ani (Karina Grabowska) koszmar spadł niedawno, doznała paraliżu po wypadku, reaguje buntem. I dusi swoją frustracją męża, który chciał ją opuścić, ale teraz znajduje w sobie nieoczekiwane pokłady cierpliwości. On, Eddie (Mateusz Znaniecki) też nie ma lekko; jego życiowa beztroska kończy się nagle i nagle zmienia w opóźniony, trudny proces dojrzewania.

Z opisu "Koszt życia" może wyglądać na kolejną wariację znanego tematu. Ale tak nie jest! Zarówno autorka, jak i reżyserka, skutecznie unikają pułapki "poprawności", czyli podziału na Biedne Ofiary i Resztę Świata. W tym przedstawieniu cała czwórka to są po prostu ludzie; z taką samą dawką wad i zalet. Różni ich fizyczność, ale nie sposób odczuwania emocji. Ich relacje są skomplikowane, jednak potrzeba bliskości i smutek samotności - takie same. Chorzy nie są tu lepsi, bo chorzy, a zdrowi nie są odporniejsi na ciosy, bo zdrowi. Jedni i drudzy tak samo cierpią, bywają jednakowo złośliwi, jednakowo potrafią się cieszyć i mają podobne chwile słabości. Przez tę trudną drogę interpretacyjną Bogajewska i aktorzy przechodzą z ogromnym zaangażowaniem. I jeśli nawet jest w tym spektaklu za wiele nadekspresji aktorskiej (a jest) to jest on ważny i intrygujący. Bo rozbija myślowe schematy, którym poddajemy się wręcz automatycznie.

Miernikiem problemu była tu reakcja publiczności. W momentach, gdy ze sceny padały naprawdę zabawne kwestie, wygłaszane przez niepełnosprawnych bohaterów, widzowie bali się własnego śmiechu. Bo jak to, śmiać się z kaleki...? Toż to zakazane! Otóż nie, kaleka to człowiek i ma prawo być zabawny. O tym jest ten spektakl.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji