Artykuły

Aleksandra Domańska: Nie wstydzę się ostro walczyć o pieniądze za role

- Kocham naturalność - podkreśla aktorka Aleksandra Domańska, która zainicjowała w sieci akcję "Ciało bogini za nic się nie wini".

Aktorka Aleksandra Domańska opowiada o swojej roli w nowej komedii "(Nie)znajomi", która niedawno trafiła do kin i o tym, jak walczy z seksizmem w polskim kinie.

Mówi się, że "(Nie)znajomi" to polska wersja słynnej włoskiej komedii "Dobrze się kłamie w miłym towarzystwie". Jak te dwa filmy mają się do siebie?

- Scenariusz "(Nie)znajomych" powstał na bazie włoskiego scenariusza i jest jego polską wersją. To oznacza, że punkt wyjścia mamy taki sam: kilkoro znajomych postanawia jednego wieczoru podczas wspólnego spotkania zagrać w grę, która polega na tym, że czytają na głos wszystkie sms-y, które dostają i dają na głośnik wszystkie przychodzące rozmowy. "(Nie)znajomych" odróżniają od "Dobrze się kłamie w miłym towarzystwie" poruszane tematy, które są bliższe naszym, polskim realiom, a i postaci różnią się od pierwowzorów. Nie jest to więc przełożenie jeden do jednego.

Twoja bohaterka ma też na imię Ola i opisana jest jako "zwariowana optymistka, szczera choć łatwowierna". Jak blisko ci było do tej postaci?

- Mamy wiele wspólnych cech, chociażby te, które wymieniłeś w opisie. Jednak ja nie nazwałabym siebie łatwowierną, a trochę nieufną. Filmowa Ola jest mocno skoncentrowana na ezoteryce: interesuje się bioenergoterapią, postrzega świat w kategoriach dobrej i złej energii, dobrze zna się na astrologii, stawianie horoskopów i wróżenie jest dla niej bardzo ważne. Tymczasem ja nie jestem ekspertką w tej dziedzinie, dopiero zaczęłam interesować się tą tematyką. Łączy nas też imię, ale to już przypadek. Kasia Smutniak, która zagrała w obu wersjach tego filmu, powiedziała, że producenci "(Nie)znajomych" dobrali aktorów charakterologicznie.

Twoim najbliższym partnerem w filmie jest Michał Żurawski. Jak się czułaś z nim w parze?

- Fantastycznie. Z Michałem zdążyłam zakumplować się dużo wcześniej przy okazji "Volty" Juliusza Machulskiego. Michał grał tam mojego ochroniarza, więc dużo scen mieliśmy wspólnych. Bardzo się cieszyłam, że to właśnie on będzie grał chłopaka Oli. Michał stworzył świetną postać Czarka - taksówkarza reprezentującego typ macho. Razem nasze postacie prezentują uroczy i zabawny duet. Pracę na planie wspominam jako pełną śmiechu i wsparcia. Inspirowaliśmy się sobą nawzajem, w efekcie czego wytworzyła się niemal rodzinna atmosfera.

"(Nie)znajomi" to kolejna komedia w twoim dorobku. Jak to się stało, że odkryłaś u siebie talent do rozśmieszania innych?

- Szczerze powiedziawszy nie uważam, że jestem tylko komediową aktorką. Wierzę w swoje umiejętności i uważam, że są różnorodne. Również dramatyczne. To, że na razie nie dostałam szansy, aby je pokazać, nie jest moim wyborem. Do tego nie do końca zgodziłabym się z tym, że "(Nie)znajomi" są komedią. Owszem - ten film ma świetne komediowe momenty, ale kiedy go obejrzałam, bardzo mnie poruszył. Nie pamiętam, czy płakałam na włoskiej wersji, bo to było jakieś dwa lata temu, ale ta nasza polska - przynajmniej w ostatniej części - wywołała u mnie wiele łez.

W jednym z wywiadów powiedziałaś, że to prof. Anna Seniuk nauczyła cię podczas studiów w warszawskiej Akademii Teatralnej, jak gra się komedię. Na czym to polega?

- Tak się składa, że niedawno zagrałam w "(Nie)znajomych", a teraz mierzę się z farsą w Teatrze Capitol. I rzeczywiście rady pani profesor bardzo się przydają. Cóż - po pierwsze jest ona ekspertką w tym temacie, a po drugie - ona zakorzeniła w nas mocne przekonanie, że komedię trzeba grać bardzo poważnie. Nie można robić min i puszczać oka do widza. Potrzebna jest też matematyczna precyzja, jeśli chodzi o rytm dialogów czy długość pauzy. Rzeczywiście, sprawdza się w praktyce. Choć wcale nie jest to łatwe.

Niedawno zagrałaś główną rolę w "Podatku od miłości". To też komedia, ale romantyczna. Jak się odnalazłaś w tym dosyć konwencjonalnym gatunku?

- Lubię kino gatunkowe, ale trochę bałam się, że ta postać będzie dość stereotypowa. Zazwyczaj są to miłe dziewczyny, których jedynym zmartwieniem jest to, że nie mają chłopaka. Kiedy dostałam scenariusz "Podatku od miłości", okazało się, że zarówno scenariusz, jak i moja postać, są naprawdę fajnie napisane. Spotkałam się więc z reżyserem, przedstawiłam mu swoją koncepcję tej roli: chciałam, żeby była to dziewczyna z pazurem, żeby wiedziała, czego chce, żeby była normalną babką, jakie spotykamy w prawdziwym życiu. I on przystał na to. Potem musiałam jeszcze trochę powalczyć, żeby moja bohaterka nie musiała nosić jakichś zwiewnych i słodkich sukienek. Do tego był świetny casting i mogłam zagrać ze wspaniałymi aktorami, choćby z Romą Gąsiorowską czy Tomkiem Włosokiem na drugim planie. Dzięki temu byłam przekonana, że udało nam się zrobić coś innego w tym gatunku.

Czy trudno młodej aktorce takiej jak ty zdobywać główne role, choćby te w "Podatku od miłości" czy "(Nie)znajomych"?

- Prawda jest taka, że trudno dostać się na ciekawy casting. Są one bowiem niejawne. Nie ma jakiejś jednej strony internetowej, która by zrzeszała pracujących w tej branży, na której byłyby widoczne jak na tablicy wszystkie castingi: do jakiego filmu, na jaką rolę, w jakim typie. Tak, żeby każdy chętny aktor mógł się na nim pojawić w odpowiedniej charakteryzacji.

Niedawno zamieściłaś w internecie zaskakujące zdjęcie. Byłaś na nim zapłakana i podpisałaś je: "Tutaj sobie płakałam, bo zaproponowano mi połowę stawki, którą zaproponowano mojemu koledze". Czy to częste praktyki w polskim kinie?

- Początkowo myślałam, że dotyczą one tylko młodych aktorów, ale okazało się, że również jest to problem tych z pierwszej ligi. Niedawno przeczytałam bowiem wywiad z Sonią Bohosiewicz, która dowiedziała się, że dostała o wiele mniejszą stawkę za dzień zdjęciowy niż jej kolega z planu, grający równorzędną rolę. Okazuje się, że dzieje się to cały czas. W moim przypadku było to wyjątkowo irytujące, bo kolega z planu, który dostał dwa razy większą stawkę, miał o wiele mniejsze doświadczenie aktorskie niż ja. A byliśmy w tym samym wieku: nie było to więc kwestią dorobku. Całe szczęście postawiłam się - i wywalczyłam swoje.

Jak aktorki mogą walczyć z takimi praktykami?

- Ja walczę z tym w ten sposób, że nie wstydzę się o tym głośno mówić w mediach. Dla mnie pieniądze to nie jest temat tabu. Uważam, że jeżeli nie będzie poruszać się tych kwestii, to się nigdy nie zmieni. W tym przypadku postanowiłam sobie, że jeżeli nie uda mi się wynegocjować takiej samej stawki, to po prostu wtedy nie przyjmę roli. Moja wewnętrzna feministka by mi na to nie pozwoliła. Stosuję w swym życiu maksymę: "Jeżeli chcesz zmian, to sama bądź zmianą".

Nie boisz się, że mówiąc głośno o takiej dyskryminacji, podpadasz producentom?

- Nie. Bronię swoich ideałów. Uważam, że jeżeli za walkę o równość płac ma spotkać mnie dyskryminacja, to nie jest to po prostu miejsce dla mnie.

Aktorki poddawane są dzisiaj również silnej presji w kwestii wiecznej młodości i pięknego wyglądu. Z tym też starasz się walczyć?

- Niedawno zainicjowałam na Instagramie akcję "Ciało bogini za nic się nie wini". Pomysł na nią wpadł mi do głowy, kiedy w zeszłym roku byłam w Danii na wakacjach. Obserwując Dunki na plaży, zauważyłam, że niezależenie od tego, jakie mają ciała, mają w sobie ogromną wolność i radość z życia. Z tego, że jest słońce, że mogą leżeć na plaży, że spotkały się z przyjaciółmi. I wtedy poczułam, że ja też bym tak chciała. Podzieliłam się więc swoimi refleksjami na ten temat na InstaStory, nawołując inne kobiety do tego, by nie poddawały się presji wiecznej młodości czy piękna - i akceptowały siebie takimi, jakie są: z różnymi niedostatkami urody. Ku mojemu zdziwieniu akcja spotkała się z zaskakująco szybkim i szerokim odzewem. Również w mediach.

W ramach tej akcji zamieszczasz śmiałe zdjęcia w internecie. Trudno ci było namówić koleżanki, aby zapozowały z tobą topless?

- To one mnie namówiły, (śmiech) Po prostu byłyśmy razem na plaży i poczułyśmy się tak wolne i szczęśliwe, że w pewnym momencie postanowiłyśmy zrzucić z siebie staniki. Nosiłeś kiedyś stanik?

(śmiech) Nie. Ale żona mi mówiła, jak to jest, więc domyślam się, o co chodzi.

- No właśnie: faceci siedzą sobie na plaży topless, nic ich nie uciska i nikt się do nich nie przyczepia. Dlaczego więc kobiety nie miałyby też tak robić? Nie rozumiem, skąd ta cała afera.

Myślisz, że to przyjmie się w Polsce?

- Ja już widzę, że dużo się zmieniło w zachowaniu dziewczyn, które podłapały akcję. Od momentu, kiedy puściłam te zdjęcia w świat, dostałam tysiące wiadomości. Dlatego wiem, że dziewczyny się pootwierały - i wielkie dla nich brawa za to. Bo to przecież one nadały tej akcji taki rozmach. Mam nadzieję, że dzięki temu ludzkie ciało przestanie być w Polsce tematem tabu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji