Artykuły

Diva pop

Diwa operowa musi być piękna jak modelka, a czasem musi też śpiewać przeboje - pisze Marta Nadzieja w tygodniku Wprost.

Ewolucję zaczęła Maria Callas - to ona przed półwieczem ośmieszyła słodko ćwierkające słonice w składzie porcelany. Tak właśnie wyglądała większość wcześniejszych operowych gwiazd. Sławna, piękna i bogata, stała się bohaterką kolorowych magazynów na równi z Audrey Hepburn i Sophią Loren. Gubiąc jednak kilkadziesiąt kilogramów, straciła także głos. Dzisiejsze diwy nie myślą, co będzie jutro, a wystylizowany wygląd nie wystarcza. Większość z nich poza operą śpiewa (lub próbuje śpiewać) jazz i piosenki. Inaczej świat zepchnąłby je do niszowego getta. Dziś świetnie wyszkolony głos, talent aktorski, a nawet charyzma nie wystarczą. Trzeba jeszcze odpowiedniego, przebojowego repertuaru. Callas wprawdzie niczego poza klasyką nie śpiewała, ale już jej rówieśniczka Leontyne Price pozazdrościła Marlenie Dietrich, wprowadzając do swego repertuaru hit z "Błękitnego Anioła".

Na dobre jednak "popową burzę" rozpętała Montserrat Caballé. Figury modelki nigdy nie miała, lecz była ulubienicą Freddiego Mercury'ego i lider Queen w 1988 r. namówił primadonnę do wspólnego nagrania "Barcelony". Dziwaczny duet sięgnął szczytów list przebojów, by cztery lata później stać się hymnem barcelońskiej olimpiady. Przebój uświetnia dziś pokazy sztucznych ogni na bankietach towarzystw ubezpieczeniowych, ale tak jak Callas wyznaczyła standardy wyglądu, tak Caballé wprowadziła operowe artystki w krainę popu i rocka. Obu legendom ich młodsze koleżanki mogą tyleż podziękować, co... serdecznie je znienawidzić, bo poprzeczka gwiazdorskiej popularności została podwyższona niebotycznie.

Operowa Abba

Poradziła sobie słodka Kathleen Battle - urodziwa bez retuszu i świetnie "czująca bluesa", przez co w standardach jazzowych i słodkich piosnkach latynoskich wypada naprawdę dobrze. Nie gorsza okazała się Jessye Norman. Potężna Murzynka z Georgii, odziana w ekscentryczne, malowane jedwabie, nagrała z sukcesem przeboje z musicali i utwory Michela Legranda, konkurując z samą Barbrą Streisand. Idealnie między klasyką a popem balansuje Szwedka Anne Sophie von Otter: tyleż wielka odtwórczyni romantycznych pieśni, co piosenek Abby, zaśpiewanych bez operowej maniery. Wspaniały okazał się też niedawny album jazzowy Renée Fleming, ale Amerykanka jazzu uczyła się przez lata. Lepiej nie słuchać Barbary Hendricks, uroczej, lecz nie wtedy, gdy bierze się za Ellingtona, ani Rumunki Angeli Gheorghiu we fragmencie z "My Fair Lady".

Caryca Anna

Gheorghiu razem ze swym mężem, słynnym tenorem Roberto Alagną, zostali właśnie zdetronizowani przez inną parę: Rosjankę Annę Netrebko i Meksykanina Rolando Villazóna. Netrebko, olśniewająco piękna trzydziestolatka, nie śpiewa jeszcze popu ani rocka. Ale do jej albumu z operowymi ariami został nagrany całkiem popowy materiał promocyjny w postaci teledysków. Telewizja, a jeszcze bardziej DVD to bardzo mocna broń. Netrebko zdążyła też już odbyć sesję fotograficzną dla "Vouge'a" i umiejętnie wykorzystuje wciąż jeszcze "egzotyczne" dla Zachodu rosyjskie pochodzenie. Kolejna płyta nagrana dla prestiżowej Deutsche Grammophon będzie zawierać pieśni rosyjskich kompozytorów. Nic więc dziwnego, że to właśnie Netrebko wygrywa teraz plebiscyty na najlepszą operową śpiewaczkę austriackiego magazynu "Festspiele", usuwając w cień słynną Cecilię Bartoli [na zdjęciu]. Włoszka nie zamierza się jednak poddać. Jeszcze kilka lat temu wyglądała na zdjęciach jak zwykła, sympatyczna studentka. A dziś? Okładka jej ostatniego albumu "Opera Froibita" (Opera zakazana) nawiązuje do słynnej sceny ze "Słodkiego życia" Felliniego. Cecilia, wystylizowana na Anitę Ekberg, wskoczyła i do rzymskiej fontanny, i na listy przebojów z muzyką popularną. Niczym gwiazda muzyki pop wyruszyła też w regularną trasę koncertową: od 1989 r. sprzedała prawie 4 mln płyt! Jak Madonna czy Cher dba o popularność inna gwiazda - Renée Fleming. Amerykanka prezentuje wizerunek diwy ciepłej, bliskiej przeciętnemu odbiorcy. Wydaje książki, podpisuje płyty w londyńskim Harrodsie i występuje w talk-show Marthy Stewart i Larry'ego Kinga. Angażuje się także w kampanie społeczne propagujące czytanie (użyczyła nawet swojego wizerunku do plakatu takiej kampanii). Dyskretne wyjście z teatru po występie już dziś nie wystarczy, choćby owacje trwały i trzy kwadranse, co zjawiskowej Renee (ostatnio stylizowanej na Grace Kelly) przydarzyło się nie raz.

Na polskim podwórku

Wśród naszych diw liczą się przede wszystkim dwie, ale mimo występów za granicą i świetnej "filmowej" prezencji nie można powiedzieć, by Małgorzata Walewska i Ewa Małas-Godlewska zrobiły wszechświatową karierę. Walewska znana jest głównie jako odtwórczyni Carmen, która stalą się jej specjalnością. I właściwie dysponuje wszystkimi medialnymi atutami, od urody i głosu po "błysk w oku" i umiejętność autoreklamy. Zabrakło jej jednak łutu szczęścia. Teraz jest gwiazdą płyty "Rubikon" Piotra Rubika, twórcy eklektycznej muzyki, autora "papieskiego" oratorium "Totus Tuus", nagrała też wiele piosenek -niestety utrzymanych w stylistyce festiwalu w San Remo. Ewa Małas-Godlewska właśnie przypomniała o sobie płytą "Sentiments". Wybitna odtwórczyni baroku (znana ze ścieżki dźwiękowej do filmu "Farinelli") śpiewa jak rasowa "estradowa", lecz jej wersje znanych jazzowych standardów są nieco nużące i mdłe. Nasza najsłynniejsza śpiewaczka, Ewa Podleś, nie poddaje się modom. Ma głos jedyny w swoim rodzaju, a wszystko, co zaśpiewa, wprowadza słuchaczy w wibracje większe niż muzyka techno. Ta artystka w dawnym stylu jest jednak wyjątkiem potwierdzającym regułę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji