Artykuły

Przed premierą "Wesela"

Legenda, którą w sposób integralny złączono z historycznym sukcesem Wesela na krakowskiej scenie w dniu 16 marca 1901 r. znalazła w naszej literaturze wielu interpretatorów. W pierwszym szeregu jej sprawców zwykło się dzisiaj wymieniać naocznych świadków krakowskiej prapremiery, wskazując na zasadnicze znaczenie ich wspominkarskich przyczynków, że wymienimy tu dla przykładu J. Kotarbińskiego, A. Nowaczyńskiego" R. Starzewskiego, Boya-Żeleńskiego (Plotka o "Weselu"), czy S. Estreichera (Narodziny "Wesela").

Jak wiadomo, legenda owa osnuta wokół genezy Wesela przez aktualne nawiązanie do weseliska Lucjana Rydla z Jadwigą Mikołajczyk, córką wiejskiego gospodarza z podkrakowskich Bronowie, najdokładniej ustaliła - jak to ostatnio określił Kazimierz Wyka (we wstępie do Wesela, wyd. 1950 r.) - "podłoże rzeczywiste wydarzeń i osób wciągniętych w wymiar dramatu". Co tu jednak podkreślić wypada: - w historycznych dziejach prapremiery Wesela najmniej dotychczas uwagi poświęcono autentycznej anegdocie, charakteryzującej osobliwe nastroje teatralne w okresie narodzin tego dzieła na krakowskiej scenie. Że nastroje te wyrażały się w krytycznym stosunku aktorów do tego dzieła, świadczy o tym nieznany, zapomniany dziś autentyk pisarski, tym cenniejszy, że pochodzi właśnie ze środowiska aktorskiego. Co przy tym ma znaczenie źródła szczególniejszej wagi: - jego autorem jest pierwsza odtwórczyni roli Panny Młodej w Weselu - znakomita aktorka Wanda Siemaszkowa. Jej wypowiedź pt. Prawda o "Weselu" Wyspiańskiego zamieszczono w wydanej na 25-lecie śmierci poety broszurze 1907-1922 --Wyspiańskiemu - Teatr Krakowski

Nie od rzeczy tu będzie nadmienić, że broszura owa przedstawia w ogólności wartość dokumentacyjną, zawiera bowiem - obok archiwalnych materiałów, tyczących m.in. starań Wyspiańskiego o dyrekcję teatru krakowskiego - wspomnienia aktorów (Józef Sosnowski, Irena Solska, Ludwin Solski, Wład. Ordon-Sosnowska), jak również relacje ludzi bliskich Wyspiańskiemu (Adam Chmiel, Stanisław Estreicher, prof. dr Julian Nowak, Bolesław Raczyński i Antoni Waśkowski).

Jak wynika z zamieszczonych w tym zbiorze wspomnień Wandy Siemaszkowej, już do pierwszej, czytanej próby Wesela przystąpili aktorzy pod wrażeniem - kursujących uprzednio za kulisami - supozycji plotkarskich o niescenicznej strukturze powierzonego im do odegrania utworu. Niewątpliwie i (pierwsza, czytana próba potwierdzić musiała te apriorystyczne domniemania. Odtwórcy ról eksponowanych nie znaleźli w nich szerszego pola do własnego popisu, role te bowiem odbiegały od przeciętnych, ustalonych w dramaturgii wzorów, dających zazwyczaj aktorowi możność wyżycia się w konfliktach sztuki na tle jednolicie narastającej akcji. Co również przyczynić się musiało do krytycznego stosunku aktorów, to całkowita zrazu ich dezorientacja wobec szybkiej progresji scen zasadniczych, obok fragmentarycznych, przewijających się raz po raz w formie owych - na wzór szopki - "szufladkowych", dwuosobowych wstawek, tak charakterystycznych dla Wesela, zwłaszcza w budowie jego dwóch pierwszych aktów.

Wprawdzie w trakcie pierwszych prób ujawniła się śmiała, nowatorska koncepcja tego dramatu, ale też ona właśnie zaważyła na rozbieżności zdań w ocenie aktorskiej, skłaniającej się raczej do wysuwanych zastrzeżeń wobec bardzo - jak mniemano - ryzykownego eksperymentu. Stąd w teatralnej kuchni, czy - jak kto woli to nazwać - za kulisami, prapremierę Wesela poprzedziły nie tytko obawy i złowróżbne przepowiednie, ale nawet jawne drwiny, o których też z całą szczerością pisze Siemaszkowa.

Trudno się temu dziwić. Dość tu będzie wczuć się w ówczesne warunki aktorskiej pracy. Premiery w krakowskim teatrze przygotowywano wtedy w ciągu tygodnia. Jakże w takich warunkach można było* waloryzować z góry wartość sztuk przygotowywanych przez zespół aktorski, skoro już pamięciowe opanowanie roli przedstawiało nieraz trudność nad siły ludzkie,, trudność, której też bez pomocy suflera nie każdy z aktorów mógł sprostać.

Nic więc dziwnego, że w takich okolicznościach próbom Wesela groziła katastrofa. Bo jakże przyszło wówczas do wystąpienia Siemaszkowej w roli Panny Młodej? Oto na trzy dni przed premierą zrezygnowała z owej roli Sylwia Jutkiewicz.

Nie bez powodu można by w tym fakcie dopatrzyć się ilustracji nieprzychylnych nastrojów, jakie fermentowały za kulisami teatru pod, auspicjami raczej "klapy", niż sukcesu Wesela. Byłoby jednak niesłuszną rzeczą przypisywać te nastroje wyłącznie tylko aktorom. Jeśli dramat Wyspiańskiego wydał się im bajaniem ni do rymu, ni do sensu, negatywna ta supozycja opierała się i na postronnych opiniach, reprezentowanych w tym wypadku przez autorytatywnych znawców, blisko wówczas związanych z krakowskim teatrem. A co nadaje szczególniejszy wyraz tej sprawie - nie było wtedy wśród aktorów tego teatru chyba nikogo, który by znakomitego teatrologa Karola Estreichera, dźwigającego już wówczas 74 krzyżyk swego żywota, nie łączył z jego pupilką - Sylwią Jutkiewicz. Toteż złożenie roli w ostatniej niemal chwili przed premierą "Wesela" przez tę młodą, średniej miary aktorkę, uznano wśród aktorów za coś więcej, niż za gest demonstracji w ich, czy w jej własnym imieniu. Acz pochopnie, niemniej jednak nie bez pewnego uzasadnienia skojarzono ów takt ze zdecydowanie negatywną opinią samego Karola Estreichera o Weselu - ba! Nawet z przewidywaniem przez niego publicznego Skandalu, jaki wywołać mogło wystawienie tego "niescenicznego", a nie pozbawionego inwektyw dramatu Wyspiańskiego. Bo co wreszcie - i przesłanek oszczerczych dopatrywano się w tym, dramacie pod adresem szacownych osobistości Krakowa przez spospolitowanie ich z gromadą gości, obecnych niedawno temu - w dniu 20.XI.1900 r. - na (weselisku Łucjana Rydla.

Co nadto, za kulisami szeptano również głośno o możliwości ingerencji cenzury z, powodu politycznych aluzji w tekście "Wesela", co w niemniejszym stopniu wpłynąć musiało na aktualne nastroje, stawiając premierę tego dramatu pod znakiem zapytania.

Dla scharakteryzowania tej zapoznanej w historii Wesela anegdoty, cytuję poniżej wypowiedź Wandy Siemaszkowej w obszerniejszych fragmentach:

...W teatrze chodziły słuchy, że blady poeto, Wyspiański, złożył nową rzecz dyrekcji, że sam na głos czyta dyrektorowi (Józefowi Kotarbińskiemu) i plotka krąży, że biedny pan Józef zamęczany jest tym czytaniem czegoś, co nie jest sceniczna, że włażą tam na scenę po dwie osoby po to tylko by zaraz wyjść, że coś tem bają "ni do, rymu ni do sensu". Pytam p. Józefa Kotarbińskiego, najmilszego dyrektora, ale słyszę odpowiedź niepewną, jakieś słowa zakłopotania: - "Hm - forma nowa"... Pytam się, czy gram - dowiaduję się, że nie, że nie ma tom dla mnie roli, zresztą wobec projektowanego urlopu (wypadałam często na prowincję z występami) lepiej, abym była wolna... Próby Wesela rozpoczęte - aktorzy przeważnie ironizują, śmiejąc się, ja, rozżalona na p. Stanisława (Wyspiańskiego), że po sukcesie Warszawianki do mnie się nie zwrócił, na próby nie chodzę. (W. Siemaszkowa grała w Warszawiance Marię). Wtedy premiery przygotowywano w ciągu tygodnia.

Jak dziś pamiętam, na trzy dni przed premierą "Wesela", a na dzień przed generalną próbą, gdym leżała rano śpiąc w łóżku, zbudził mnie ostry głos dzwonka... Służąca otwiera drzwi i mówi: "Jakiś pan koniecznie chce się widzieć z panią..." - Nie dokończyła, bo Wyspiański usunął ją i blady, drżący, wszedł w swoim długim, jasnym anglezie d jasnej narzutce... Od progu mówi: "Przepraszam, że tak rano, tak nagle, ale sprawa jest zbyt ważna. Po prostu, może nie pójść premiera Wesela, o ile pani nie zgodzi się grać Panny Młodej. Panna J. (Sylwia Jutkiewicz) grać nie chce, wczoraj wieczór napisała, czy powiedziała to dyrekcji, a już cały personel jest zajęty".

Nie znam sztuki - odpowiadam. - Poza tym, czemu mnie pan od razu nie obsadził?" "Mówiono mi, że pani na urlopie". I dodaje: "Jest to już trzecia rola (w Weselu), którą mi odrzucają. Powiedziałem, że znajdę aktorkę. Ktoś mi powiedział, że pani jeszcze nie wyjechała - proszę o ratunek".

Czułam impulsywnie, że trzeba pomóc w nieszczęściu uwielbianemu poecie. Poprosiwszy pana Stacha, by przeszedł do stołowego, sama prędziutko i się ubrałam, potem zmusiłam go jeszcze, by ze mną wypił śniadanie i tylko zapytałam: "A gdzie rola?" - "U niej, nie oddała. (S. Jutkiewicz). Musi pani słuchać na próbie, a po próbie dam egzemplarz". - "Dobrze. Chodźmy".

Poszliśmy w teatrze na, próbie dziwny zastałam nastrój. Jakby powietrze naładowane elektrycznością - coś, gdzieś, miało wybuchnąć. Próba rozpoczęta, w kulisie słucham - wchodzę potem na scenę. Wyspiański informuje, sam reżyserował. Wracam potem do mojego obserwatorium i słucham dalej. Przychodzi wielka rozmowa Dziennikarza z Poetą. Doznaję kłucia szpilek od móżdżku do pięty. Oszalałam. Jak zahipnotyzowana, słuchałam.

A cenzura krakowska? Tu się zaczyna smutna rzecz przedweselna. Nazajutrz, generalna próba. Ja, obkuta całonocną pracą nad rolą, naładowana prądem nie wiem ilu volt, gotowa do wybuchu, lecę na próbę. Błagam Wyspiańskiego, by przeszedł ze mną rolę. Ani mowy. Kurtyna w górze. W przyćmionej widowni majaczą jakieś cienie. My, aktorzy, na scenie.

Dyrektor wchodzi na scenę i oznajmia: "Moi państwo, dostałem przed chwilą egzemplarz z cenzury. Są znaczne określenia. Zwracam waszą uwagę, że za przywrócenie określeń czeka kara pieniężna, dość znaczna, a w razie powtarzania określeń na następnym przedstawieniu - nawet zdjęcie sztuki z repertuaru. Chyba państwo nie narażą teatru na takie nieprzyjemności".

Dobry, zacności Wielkiej pan Józef . nie mógł inaczej mówić. Potem nastąpiło wyliczanie li przeglądanie danych ról i wykreślonych ustępów, aż przytknięto lont do mnie, jak do prochowni. Gdym usłyszała, że wyrzucono Młodej (Pannie Młodej) i Poecie: "A niech tak Jagusia przymknie rękę pod pierś"! - "To zakładka gorseta, zeszyta trochę przyciaśnie"... "A tam puka?" - "A cóż za tako nauka - serce!" - "A to Polska właśnie"! - jakem to usłyszała, piorun trząsł! Wrzeszczałam: "Będę mówiła, zapłacę, rozkrzyczę, podam do gazet! To cesarz Franciszek Józef pozwala śpiewać Jeszcze Polska, a cenzor Polak, zabrania mówić o Polsce w sercu!?"

Na to usłyszałam: "Cicho, cenzor na widowni!" - "A niech słyszy, co mi tam!" Jakieś ręce wciągnęły mnie w kulisę. To Wyspiański i doktorowa Pareńska ściskali mnie, całowali. On błogosławił, ona i pani Lucyna Kotarbińska płakały - cenzor z teatru . uciekł. Mówiliśmy na przedstawieniu wszyscy wszystko, 'bez określeń. To było prawdziwe wesele!

...Po kilku przedstawieniach wezwał nas, aktorów, na scenę dyrektor Kotarbiński i rzekł: "Moi drodzy! Jesteśmy świadkami i współpracownikami, odtwórcami arcydzieła, bo przyszła oto chwila osobliwa " itd... Zdaje się, że on pierwszy zaczął wersety Wyspiańskiego wprowadzać okolicznościowo.

Graliśmy Wesele kilkadziesiąt razy z rzędu przy wyprzedanej widowni, a Panna Młoda dostała od Stacha-autora na trzecim przedstawieniu olbrzymi kosz chłopski, z dwoma uszami - pełen kartofli, ale marcepanowych! Kosz był przystrojony na patyczkach - weselnie. Wstęgi z napisem, wstydzę się powiedzieć jakim: Mojej cudnej Młodej. Dziś, stara Gospodyni, mogę to mówić!".

N. B. Po ogromnym sukcesie w roli Panny Młodej, z niemniejszym powodzeniem grała Wanda Siemaszkowa w późniejszych latach Gospodynię w Weselu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji