Artykuły

Wojciech Tomczyk: Jestem pesymistą konstruktywnym

- Ależ teatr w Polsce jest znany z tego, że nie zajmuje się niczym ważnym. To jest jego uroda. Niektórzy cenią polski teatr właśnie za to, że jest bezrefleksyjny, często w sensie ścisłym. Z zasady nie dostrzega problemów ważnych dla zbiorowości - z Wojciechem Tomczykiem rozmawiają Anna Czartoryska-Sziler i Dariusz Kawa w dwumiesięczniku Arcana.

Dariusz Kawa: W ubiegłym roku nakładem Teologii Politycznej i Państwowego Instytutu Wydawniczego ukazał się tom "Dramatów" Pana autorstwa, a kilka tygodni temu tom "Felietonów". Dlaczego właśnie teraz zdecydował się Pan na wydanie tych dwóch zbiorów? Czy to forma podsumowania, zamknięcia jakiegoś etapu własnej twórczości na niedługo przed 60. urodzinami?

Wojciech Tomczyk: Nie, nie zamykam żadnego etapu własnej twórczości. Nie otwieram również. Jestem szczęściarzem. Wydaje mi się, że tylko nieliczni ludzie pracują w zawodzie, który daje im satysfakcję i poczucie spełnienia. Nie chcę tego zmieniać. Muszę też wyjaśnić, że nie zdecydowałem się na wydanie książkowe części mojego dorobku. Raczej wykorzystałem okazję, która się nadarzyła. Proszę sobie wyobrazić, że Dariusz Karłowicz z Teologii Politycznej i Łukasz Michalski z PIW od pewnego czasu proponowali mi wydanie tych książek. Oczywiście długo nie musieli mnie namawiać. Teraz wydajemy zresztą trzecią książkę - "Komedie". Tu znajdzie się - oprócz znanych choćby z teatru TV - "Zaręczyn" czy "Komedii romantycznej" także utwór przedpremierowy - "Rodzina królewska jak gdyby".

Anna Czartoryska-Sziler: Mamy w rękach tom "Dramatów", który obejmuje cztery sztuki: "Bezkrólewie", "Norymbergę", "Wampira" i "Marszałka". Najstarszy i najmłodszy z tych tekstów dzieli przynajmniej 15 lat. Jak zmienił się w tym czasie Wojciech Tomczyk jako autor?

WT: Człowiek, niestety, nie zmienia się. To jest moje głębokie przekonanie. Mantyka zostaje mantyką, pisarz memłający pozostaje marudą. Nawet jeśli w ciągu życia następują delikatne retusze, to człowiek nie jest w stanie rozpoznać w sobie zmiany. Zmieniła się natomiast moja sytuacja. Jako dramatopisarz przestałem się "dobrze zapowiadać". Przestałem być "obiecujący". Do pewnego stopnia przestałem istnieć. Ale nie dramatyzujmy. Stałem się natomiast pisarzem emigracyjnym całą gębą. Co najciekawsze, stało się tak pomimo faktu, że ciągle mieszkam pod Warszawą. Ale grany jestem wyłącznie w teatrach zagranicznych i, co najciekawsze, także w teatrach starej emigracji. Ostatnio "Norymberga" była pokazywana w najstarszym działającym polskim teatrze na wychodźstwie, w Adelajdzie.

DK: Dlaczego właśnie te cztery sztuki zostały zamieszczone w jednym tomie? Czy jest coś, co je łączy?

WT: Jako autor wszystkich czterech zamieszczonych w tomie dramatów mogę powiedzieć, że składają się one na zapis polskiego doświadczenia zbiorowego ostatnich kilkudziesięciu lat. Co jest dla mnie wielkim zaskoczeniem. Napisanie czegoś w rodzaju polskiej "Komedii ludzkiej" nie było nigdy moim zamiarem. Zawsze traktowałem swoje sztuki jako oddzielne, niezależne od siebie byty. Odpowiadając dziś na Państwa pytanie muszę przyznać, że składają się w pewną całość. Stało się tak dlatego, że ich główny bohater, wspólnota do której należę, zmienia się na szczęście bardzo powoli. Ale, jeśli Państwo pozwolą, nie będę interpretował własnych prac, ani dawał tu wykładni ich "właściwej" interpretacji.

ACS: Jacek Kopciński - autor wstępu do tomu "Dramatów" - odpowiedziałby pewnie na wcześniejsze pytanie, że tym, co spaja te cztery sztuki, jest wyraźny pesymizm i polityczność. Natomiast moim zdaniem kluczowy jest w nich problem władzy. W niejednoznacznym "Bezkrólewiu" odnosi się Pan do patologicznych mechanizmów współczesnej polityki. W "Norymberdze" wieloletni funkcjonariusz kontrwywiadu wojskowego PRL pragnie sprawiedliwego osądu siebie i systemu opresji, który reprezentował. W "Wampirze" władza komunistyczna skazuje na śmierć i więzienie niewinnych ludzi, żeby za wszelką cenę wykazać swoją skuteczność. Na tym tle wyróżnia się jedynie "Marszałek", w którym starzejący się Józef Piłsudski, mając świadomość zagrożeń, które czyhają na II RP ze strony hitlerowskich Niemiec, zastanawia się nad wywołaniem wojny prewencyjnej, a nawet... przywróceniem monarchii. Dlaczego właśnie władza staje się dla Pana tak istotnym tematem? Mogłoby się przecież wydawać, że po Sofoklesie, Szekspirze i Mrożku dramatopisarz o problemie władzy nie może napisać już nic oryginalnego.

WT: Muszę wyjaśnić, że nie jestem konsekwentnym pesymistą. Jestem pesymistą konstruktywnym, a to wielka różnica. Gdyby pesymiści mogli mieć swoje hasło przewodnie, to hasło pesymistów konstruktywnych brzmiałoby - "Czyń, coś powinien, będzie, co może...", ale misją pesymistów nie jest głoszenie haseł. A to, jakimi imperatywami się kierujemy, pozostaje na szczęście naszą własną sprawą. Jestem pisarzem zawodowym, aby żyć muszę swoje utwory sprzedawać. Muszę pisać o tym, co interesuje publiczność - czytającą czy oglądającą. To, że kilku starszych kolegów poruszało pewne tematy, stanowi dla mnie wskazówkę, abym także ja spróbował swych sił, opisując tę właśnie sferę. Skoro Sofokles czy Ajschylos ciągle mają swoją publiczność, to znaczy, że temat władzy, polityki ciągle jest dla ludzi interesujący. Poza tym żyjemy w czasach, kiedy napuszony, pretensjonalny bełkot kroczy dumnie przez świat. Ideologiczne kłamstwo mizdrzy się i stroi w piórka "naukowości". W tej sytuacji wystarczy pisać prawdę i człowiek skazany jest na sukces.

DK: "Norymberga" i "Wampir" dotykają realiów PRL-u. Czy uważa Pan, że ten okres w dziejach naszego narodu jako temat został już wyeksploatowany literacko, dramaturgicznie? Czy polska literatura i polski teatr po 1989 roku "rozliczyła" się z PRL-em? A może po 30 latach od Okrągłego Stołu wciąż czekamy na kogoś, kto w artystycznej wizji opowie współczesnym Polakom o istocie 44 lat komunistycznej opresji?

WT: Moim zdaniem, tu nie chodzi o żadne rozliczenia. Właściwym organem wymierzania sprawiedliwości jest - może to brzmi zaskakująco - wymiar sprawiedliwości. Skoro nie ukaraliśmy zbrodniarzy, nie ukaraliśmy też zbrodni. Innymi słowy sprzeniewierzyliśmy się mądrej sentencji, którą każdy może przeczytać na gmachu sądów na Lesznie - "Sprawiedliwość jest ostoją mocy i trwałości Rzeczpospolitej". Teraz pozostaje nam wyłącznie czekanie na skutki owego zaniechania. Natomiast, odpowiadając na istotę Państwa pytania - to moim zdaniem ten temat nie jest wyeksploatowany ani literacko, ani filmowo. Może najciekawsze jest to, że znaczna część dzisiejszych dorosłych w ogóle nie czuje różnicy między PRL-em i III Rzeczpospolitą.

ACS: Powyższe pytanie było oczywiście tylko wstępem do kwestii Pańskich artystycznych odkryć. Czyje spektakle lubi Pan oglądać na deskach teatrów? Czyje teksty czyta Pan z uwagą? Kto ze współczesnych autorów Pana inspiruje?

WT: Jeżdżę często na przedstawienia, głównie operowe. Ostatnio zaimponował mi na przykład Alvis Hermanis "Parsifalem" w Wiedniu. Lubię oglądać przedstawienia Piotra Tomaszuka, nie tylko w siedzibie Wierszalina. Lubię przedstawienia Agnieszki Glińskiej, Anny Augustynowicz, Grzegorza Jarzyny, Mariusza Trelińskiego. W kinie jestem chyba psychofanem Andrieja Zwiagincewa. "Wygnanie" widziałem dobre kilka razy. "Niemiłość" czy "Lewiatan" to również, według mnie skończone arcydzieła.

Cieszy mnie stan polskiej literatury. Proza i eseistyka - gatunki dla mnie najważniejsze - przeżywają prawdziwy rozkwit. Naprawdę można sypać nazwiskami. Ostatnio duże wrażenie zrobiły na mnie książka Marka Cichockiego - "Północ i Południe", "Zgliszcza" Piotra Zaremby a także "Chack. Gracze", opowieść o szulerach Włodzimierza Boleckiego. Czytam też autorów ze świata - Michela Houellebecqa, Serhija Żadana.

DK: A nie miał Pan pokusy, żeby zrezygnować z dramatopisarstwa na rzecz publicystki? Tworzy Pan przecież świetne felietony, w których o ważnych dla Polski sprawach można pisać wprost, bez artystycznej kreacji.

WT: Nie, nigdy nie miałem takiej pokusy. Publicystykę, umówmy się, uprawiałem dość dawno. I nie byłem w tym żadną wybitną siłą. Zawsze pisałem nie na temat i wbrew. Traktowałem to zawsze tak, jak kolarze traktują wiosenne klasyki we Flandrii czy wyścig Delfinatu - jako sprawdzenie nogi (w moim wypadku ręki) przed Tour de France. Nadto, mówienie o pewnych sprawach wprost w Polsce nie tylko nie jest dobrze widziane, ale także może się skończyć śmiercią lub kalectwem. W najlepszym razie uznano by mnie za chorego, nieistotnego wariata.

ACS: A czy jest jakiś ważki temat czy problem, który pojawił się w Polsce w ostatnich latach, a który Pana zdaniem domaga się tego, żeby zaistnieć na scenie?

WT: Ależ teatr w Polsce jest znany z tego, że nie zajmuje się niczym ważnym. To jest jego uroda. Niektórzy cenią polski teatr właśnie za to, że jest bezrefleksyjny, często w sensie ścisłym. Z zasady nie dostrzega problemów ważnych dla zbiorowości. Czasy, gdy widzowie chłonęli płynące ze sceny słowa, definitywnie minęły. Polski teatr abdykował, mówiąc ściślej, dokonał żywota. O tym, jak wyglądał teatr za swojego życia, warto poczytać w książkach. Można powiedzieć ironicznie, że winna temu jest polska rzeczywistość. Spójrzmy prawdzie w oczy - polska rzeczywistość to nie jest rzeczywistość istotna dla ludzi na poziomie. Jest prowincjonalna, nieistotna i przestarzała. Nie dostarcza twórcom materiału. Polskie problemy są z definicji nieważne. A gdyby jakikolwiek ważny problem pojawił się, to teatr z łatwością by go ominął.

DK: Często zdarza się, że autor przechodzi do pamięci pokoleń i syntetycznych opisów historii literatury jako twórca jednego dzieła. Z którym dziełem chciałby Pan być kojarzony? A może wciąż pracuje Pan nad swoim opus magnum?

WT: Na pewno wciąż pracuję. A ponieważ pracuję dużo, to nawet może mi się przytrafić nawet jakieś opus magnum. A do historii, wprawdzie bezimiennie, to już wszedłem. I to wszedłem dzięki utworowi niezwykle skromnemu, ascetycznemu wręcz. Mówię o sztuce telewizyjnej "Inka 1946". Kiedy zaczynałem pracę nad "Inką", Danuta Siedzikówna była postacią prawie zupełnie nieznaną. Dziesięć lat później, Jej pogrzeb był, jak pisano, największą tego rodzaju uroczystością w historii Gdańska. To, że byłem w gronie kilku, może kilkunastu osób, które przywróciły dobre imię zamordowanej sanitariuszce, jest dla mnie zaszczytem.

***

Wojciech Tomczyk (ur. 1960) polski dramaturg, scenarzysta, producent filmowy. Debiutował sztuką "Wampir". Jego dramaty doczekały się wielu realizacji teatralnych, również poza Polską. Wśród realizacji telewizyjnych, oprócz serialu Sprawiedliwi, w Teatrze Telewizji znalazły się m.in. "Norymberga", "Inka 1946", "Dolina nicości", "Zaręczyny", "Breakout" oraz "Marszałek". Był wielokrotnie nagradzany, a jego teksty zostały przetłumaczone na kilkanaście języków.

*

Anna Czartoryska-Sziler - polonistka, kulturoznawca, związana z Fundacją im. Maurycego Mochnackiego. W TVP prowadziła program literacki "Dachy Krakowa, czyli literatura jest rozmową". Organizatorka spotkań z pisarzami i poetami pt. "Otwarte teksty", które odbywały się w Wojewódzkiej Bibliotece Publicznej w Krakowie. Koordynatorka projektu polska-poezja.pl. Mieszka w Krakowie.

*

Dariusz Kawa polonista, kulturoznawca, związany z Fundacją im. Maurycego Mochnackiego. Organizator spotkań z pisarzami i poetami pt. "Otwarte teksty", które odbywały się w Wojewódzkiej Bibliotece Publicznej w Krakowie. W Radiu Kraków współprowadził audycję "Sąd nad książką". Koordynator projektu polska-poezja.pl. Pracownik działu krajowego Instytutu Książki. Mieszka w Krakowie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji