Artykuły

Igor Śmiałowski. Pożegnanie (20.06.1917 - 16.06.2006)

Ceniony przez reżyserów, kochany przez publiczność i kolegów nie miał wrogów - IGORA ŚMIAŁOWSKIEGO wspomina Witold Sadowy.

Kończy się pewna epoka. Odchodzi teatr, na którym wychowało się moje pokolenie. Teatr wielkich mistrzów i autorytetów, młodych utalentowanych ludzi. Teatr wielkich osiągnięć i kreacji, które weszły do historii. Teatr, w którym o coś chodziło. Teatr mądry, intelektualny, szanujący tradycję i myśl autora. A przy tym na wskroś nowoczesny, budzący uznanie nie tylko w kraju, ale i za granicą. Dbający o słowo i piękno języka. Teatr ludzi zaangażowanych i zakochanych w teatrze, niemających tego rodzaju profitów, co dzisiaj. Teatr, którego już nie ma, bo odchodzą ostatni jego przedstawiciele.

Jednym z nich był Igor Śmiałowski. Wybitny aktor, reprezentujący najwyższą klasę - w teatrze i w życiu. Człowiek wrażliwy, dobry i szlachetny, pełen ciepła i uroku. Wspaniały kolega, kochający mąż i ojciec, mający w życiu trzy wielkie miłości - teatr, żonę Dasię i córkę Asię. Wszystkim wiernie służył do końca.

Urodził się w Moskwie, ale jego rodzina pochodziła z Wilna. Tam spędził dzieciństwo i młodość. Ojciec był lekarzem, ale Igor nie poszedł w jego ślady. Chciał być malarzem, rozpoczął studia na Wydziale Sztuk Pięknych Uniwersytetu im. Stefana Batorego w Wilnie. Ale wojna nie pozwoliła mu ich skończyć. W 1940 r. zainteresował go teatr, który stał się jego wielką miłością. Znalazł się w Studiu Literacko-Artystycznym, a potem w Teatrze Komedii Muzycznej "Lutnia" w Wilnie. Wspaniałe warunki zewnętrzne i talent wróżyły mu piękną przyszłość. Tam też stawiał pierwsze kroki na scenie. Ale związany z Armią Krajową, w 1945 r., po wkroczeniu wojsk niemieckich, musiał uciekać.

Przedostał się na tereny okupowane przez armię radziecką i wylądował w Białymstoku, w Teatrze Wojewódzkim. Tam przez szereg miesięcy 1945 r. grał mnóstwo interesujących ról, wśród nich tytułową Jakuba w "Głupim Jakubie" Tadeusza Rittnera w reż. Michała Meliny. W grudniu 1945 r. był już aktorem Starego Teatru w Krakowie. Grał Tony'ego Andersona w komedii Connersa "Roxy" w reż. Krystyny Zelwerowicz Sherlocka Holmesa w "Jajku Kolumba" Stefana Flukowskiego, w reż. Jana Koechera i wreszcie Fanciszka Villona w "Królu włóczęgów" Frimla, w reż. Janusza Warneckiego. Widziałem to świetne przedstawienie. I Igora, który był porywający. Zrobił furorę.

Lata 1946-47 spędził w Teatrze Śląskim im. Stanisława Wyspiańskiego. Zagrał tam Otockiego w "Szczęściu Frania" Włodzimierza Perzyńskiego, w reż. Edwarda Żyteckiego i Leśniczego, w prapremierze "Dwóch teatrów" Jerzego Szaniawskiego, w reż. Edmunda Wiercińskiego. Z każdą rolą zdobywał coraz większą sympatię widzów. Od początku miał szczęście do wielkich reżyserów i wybitnych aktorów, z którymi miał okazję pracować. W1947 r. skusiła go Syrena w Łodzi. Pojechał tam i okazał się równie znakomity w "podkasanej muzie".

Grał zarówno w programach rewiowych, jak i w lekkich komediach. Z Syreną przyjechał w 1949 r. do Warszawy i już jej nie opuścił. Pozostał wierny miastu, które go pokochało. Z Syreny przeniósł się do Teatru Rozmaitości, w którym na zaproszenie dyr. Dobiesława Damięckiego zagrał Mazepę w "Mazepie" Słowackiego u boku mistrza Jerzego Leszczyńskiego. Kiedy w 1950 r. otwierano Teatr Narodowy, Śmiałowski otrzymał propozycję przejścia na narodową scenę - grał do 1971 r. U wszystkich dyrektorów miał znakomitą passę.

Grał ogromną liczbę różnorodnych ról. Nie pamiętam, by którąś "położył". Pamiętam jego znakomitego Cara i wspaniałą scenę z Janem Kurnakowiczem w "Kordianie" Słowackiego w reż. Erwina Axera, młodzieńczego Hipolita w "Fedrze" Racine'a, z wielką Ireną Eichlerówna, Willego w "Niemcach" Kruczkowskiego i Artystę w "Rzeczy listopadowej" Ernesta Brylla u Adama Hanuszkiewicza.

Było tych ról mnóstwo, że nie sposób wymienić wszystkich. Lata 1971-76 spędził w Teatrze Komedia u Czesława Szpakowicza. Z tego okresu pamiętamjego świetną rolę Kamila w "Idiotce" Marcela Acharda z Jolą Skowrońską w roli tytułowej w reż. Czesława Szpakowicza i Prokuratora w "Wilkach w nocy" Tadeusza Rittnera w reż. Przemysława Zielińskiego. A w Teatrze Polskim, w latach 1976-87 m.in. jako Barona Heeckera w "Maskaradzie" Iwaszkiewicza, wreż. Ignacego Gogolewskiego i jako Dyrektora w "Babie Dziwo" Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, w reż. Mariusza Dmochowskiego. Z jego ról telewizyjnych, których było również mnóstwo, chciałbym przypomnieć jego wielką kreację Gestapowca w sztuce Zdzisława Skowrońskiego "Mistrz", z Januszem Warneckim w roli tytułowej. To znakomite przedstawienie zostało uhonorowane za granicą główną nagrodą.

W wielu filmach polskich Igor grał Niemców w mundurze, ale za każdym razem był inny. Chociażby hitlerowiec w "Zakazanych piosenkach", pierwszym powojennym filmie polskim, czy Oficer SS w "Ostatnim etapie" Wandy Jakubowskiej. Wszystkie te role były znakomite. Chciałbym także przypomnieć inną jego świetną rolę Tytusa Wojciechowskiego w "Miłości Chopina" w reż. Aleksandra Forda, a także generała Chwościka w "Romansie Teresy Hennert" w reż. Ignacego Gogolewskiego - oraz role w serialach telewizyjnych: "Kariera Nikodema Dyzmy", "Stawka większa niż życie", "Doktor Ewa" czy "Modrzejewska". Jego aktorstwo skupione i precyzyjne, oparte na prawdzie przeżycia i głębokim wnętrzu, przemawiało do widza i krytyków, którzy nie szczędzili mu pochwał.

Ceniony przez reżyserów, kochany przez publiczność i kolegów nie miał wrogów. Był pierwszym aktorem, który sięgnął po pióro, by napisać o teatrze. Jego anegdoty można znaleźć w "Igoraszkach", które rozeszły się w mgnieniu oka, jak i wspomnieniowa książka o teatrze "Cała wstecz"... Żegnaj, Igorku, mój drogi, a właściwie do zobaczenia. Nie pozostało już nas wielu ze starej gwardii. Śpij spokojnie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji