Artykuły

Bez finału

"Jestem duchem twego ojca, skazanym na to, by błąkać się nocą po ziemi" - mówi zmarły król Danii do syna, głaszcząc go po policzku. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby te słowa wypowiedział dorosły mężczyzna, nie zaś dziecko ubrane w strój kowboja i siedzące Hamletowi na kolanach - o przedstawieniu w krakowskim Teatrze im. Słowackiego pisze Joanna Raba z Nowej Siły Krytycznej.

Według koncepcji Bartosza Szydłowskiego duch starego króla Hamleta nie błąka się po murach zamkowych, szukając syna. Ta czyścowa, umęczona w siarczanych płomieniach dusza jest małym chłopcem (Tytus Grochal), krztuszącym się pod zakurzonym pokrowcem przykrywającym ogromną rzeźbę ludzkiej dłoni, która jest dominantą scenografii Małgorzaty Szydłowskiej. Aby móc dowiedzieć się prawdy, książę Hamlet (Marcin Kalisz) musi wejść pod zwały folii i odnaleźć ducha ojca pośród tajemniczego obiektu. Widząc tak niespodziewaną przeciwwagę - "małego ojca" i "dorosłego syna" - budzi się zupełnie inny rejestr interpretacji jednej z najsławniejszych scen Szekspirowskiego dramatu. I przyznam, że do tego odczucia ograniczyła się moja obserwacja, ponieważ sam fakt, iż małego króla Hamleta ubrano w kowbojski strój mający przywodzić na myśl ikoniczny plakat z wyborów w roku 1989 dla młodszego pokolenia widzów nie koniecznie będzie łatwy do odczytania. Zabiegów reżyserskich według myśli Stanisława Wyspiańskiego "Co jest w Polsce do myślenia", do której chętnie przyznaje się Bartosz Szydłowski, mamy więcej w przedstawieniu Teatru im. Juliusza Słowackiego.

Równie "polski" potencjał, co mały kowboj, ma postać Poloniusza (Tomasz Międzik). A może lepiej powiedzieć ojca Poloniusza, bo to właśnie przed jego szacowną ekscelencją kłania się korowód dworskich, wyraziście zarysowanych cyników, którzy całują biskupi pierścień z głośnym cmoknięcie. Słysząc kazanie o tym, "aby człowiekowi nie wydawało się, że jest wolnym" i znając napięcia pojawiające się w Polsce regularnie na polu kościół-społeczeństwo-polityka, można mieć wielkie nadziej na "coś do myślenia". Niestety, wrażenie szybko pryska, żaden krytyczny konkret nie daje się uchwycić, koncept trwa krótko, właściwie od razu umyka, jak gdyby zabrakło spoiwa dla mnogość pomysłów, których najwyraźniej krakowskim artystom nie zabrakło.

Zdecydowanie lepiej oddziałują roszady interpretacyjne w charakterystyce Szekspirowskich postaci. W pięknej, niebiesko oświetlonej bańce Elsynoru, z dwupiętrowymi szklanymi apartamentami, żyje się najwyraźniej dobrze tylko tym, którzy potrafią być wyrachowanymi kłamcami. Horacy (Krzysztof Piątkowki), tak często interpretowany jako jedyny powiernik Hamleta, tutaj już dawno stracił jego zaufanie i wtopił się w dworskie życie. W relacjach z Hamletem właściwie nie różni się od Rosenkrantza i Guildensterna (Mateusz Janicki, Dominik Stroka), którzy przy pierwszym spotkaniu z dawnym przyjacielem wpadają do jego mieszkania i na polecenie pary królewskiej przeszukują je, nie wyłączając wnętrza klozetu.

Klaudiusz (Wojciech Skibiński) i Gertruda (Hanna Bieluszko) nie mają wiele więcej skrupułów - działania Hamleta to żadne zagrożenie dla ich sumień. Królowa potrafi płakać, ale tylko udawanymi łzami, a rozmowę z synem zaczyna od dania mu kilku infantylnych klapsów. Klaudiusz z kolei to prawdziwy showman, w swoim nowym programie przyznaje się na wizji do bratobójstwa, patrząc prosto w oczy siedzącemu naprzeciw bratankowi. Szokujące i straceńcze? Nie dla nowego króla, bo w zepsutym, sztucznym świecie, to duński książę wychodzi na szaleńca. I to jak na ironię akurat wtedy, kiedy pod wpływem przytłaczających myśli na temat losu ojca, zdziera z siebie wraz z ubraniem sztampę zachowania i okazuje ludzkie odruchy.

A do tej pory szło mu naprawdę dobrze w elsynorskiej rozgrywce. Bo trzeba przyznać, że Hamlet Marcina Kalisza jest zdecydowanie odmienny od stereotypu melancholika. Być może nie ma oparcia w relacjach z matką czy z przyjaciółmi, ale daleko mu do samotnika pogrążonego w nostalgii. Niemal cały czas towarzyszy mu Ofelia (Agnieszka Judycka), kobieta zdecydowanie świadoma świata. Jest niepokorna, nosi zmysłowy, kusy kostium, wysokie kozaki i intensywny, rozmazany makijaż. Nie pozwala się pouczać ojcu, bratu zaś wyrzuca hipokryzję. Dawno ma już za sobą uświadomienie, w jak zepsutym miejscu przyszło jej żyć, przez co stała się równorzędną intelektualnie i emocjonalnie partnerką Hamleta.

Bartosz Szydłowski przypisywał temu związkowi "siłę, która wynika ze współbycia razem", a która miała być ochroną przed toksycznym Elsynorem. I faktycznie, przez dłużysz czas związek ten obojgu dodaje buntowniczej energii; ona nie boi się konfrontacji z rodziną, Hamlet zaś wydaje się silniejszy i lepiej przygotowany do zemsty, kiedy dzieli z Ofelią życie, sposób myślenia, a nawet legendarne "Być albo nie być". Wydaje się, że nie łatwo ich ani złamać, ani rozłączyć.

Rozdziela ich dopiero zabicie Poloniusza. Ofelia siedzi zwrócona plecami do wejścia, niczym w swoim luksusowym akwarium, i nie ogląda się, kiedy wchodzi Hamlet - takie będzie ich ostatnie spotkanie. Jego czeka wygnanie do Anglii, ją śmierć. Zanim jednak zobaczymy na ekranie, jak nad jej powiększoną do ogromnych rozmiarów twarzą zamyka się woda, Agnieszka Judycka wypowie monolog zaczerpnięty ze "Śmierci Ofelii" Stanisława Wyspiańskiego: "Oni myśleli, że mnie żyć przymuszą, na swoich kłamstw pościeli i w kole zbrodni!". Tak więc emancypacja Ofelii w założeniu Bartosza Szydłowskiego nie ogranicza się jedynie do odważnego stroju i buntowniczej pozy. W tym wypadku jej śmierć nie pozostawia wątpliwości - jest to wyraz samostanowienia i świadomości, na co się decyduje.

Tego żywego, może nieco nieustabilizowanego mechanizmu, nie wieńczy ostateczne rozwiązanie. Ofelia podczas własnego pogrzebu siedzi z boku sceny, niczym wyłączona z gry, i pali papierosa. Po drugiej stronie leży wycieńczony atakiem wściekłości Hamlet, zanurzony w pokrywającym całą scenę niebieskim żwirze, niczym w cmentarnej ziemi. Nad nim Laertes z Klaudiuszem ściskają sobie dłonie. Wszyscy zastygają nieruchomo. Nie ma pojedynku. Nie ma rzezi. Nie istnieje Fortynbras, który mógłby przejąć władzę i zaprowadzić surowy porządek. Wszyscy znamy finał, ale to rozwiązanie nie nadchodzi. Historia urywa się, gaśnie światło na scenie, a widzowie rozglądają się niepewnie dookoła i ociągają z oklaskami. A to już koniec? Nie powinno się coś jeszcze wydarzyć?

**

"Hamlet"

scenariusz: Piotr Augustyniak, Bartosz Szydłowski

wg "Hamleta" Williama Szekspira w tłumaczeniu Stanisława Barańczaka oraz "Studium o Hamlecie" i "Śmierć Ofelii" Stanisława Wyspiańskiego

reżyseria: Bartosz Szydłowski

Teatr im. Juliusza Słowackiego w Krakowie, Duża Scena, premiera: 9 listopada 2019 (recenzowany spektakl 14 listopada 2019)

występują: Hanna Bieluszko, Agnieszka Judycka, Tomasz Augustynowicz, Tomasz Międzik, Maciej Jackowski, Mateusz Janicki, Marcin Kalisz, Krzysztof Piątkowski, Wojciech Skibiński, Dominik Stroka, Jerzy Światłoń, Tytus Grochal

*

Joanna Raba - studentka piątego roku teatrologii na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. Pisuje również dla portalu "Teatr dla Wszystkich".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji