Artykuły

Misja: dziwić ludzi

- Podstawową rzeczą, która mnie w Legnicy urzekła, było to, że Jackowi i nam wszystkim - o coś chodzi w robieniu teatru. Że ten teatr ma zmieniać: nas i widzów. Nie ma, że przychodzi się do roboty, tylko przychodzi się po to, żeby coś zmienić - mówi PRZEMYSŁAW BLUSZCZ, aktor Teatru im. Modrzejewskiej.

Przemysław Bluszcz. Lat 36. Absolwent wrocławskiej PWST. Od 1997 r. - aktor legnickiego teatru. Laureat nagród teatralnych, m.in. za rolę Benka Cygana w "Balladzie o Zakaczawiu". I nagrody za najlepszy debiut aktorski w filmie "W dół kolorowym wzgórzem" na XXIX Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni (2004). Znamy go z serialu "Na dobre i na złe". Jesienią zobaczymy go w roli komisarza Michała Grosza, bohatera serialu "Mrok". W Zielonej Górze oklaskiwaliśmy go tydzień temu podczas I Letniego Festiwalu Off Teatr w tytułowej roli "Szawła".

Ma pan już oferty grania w reklamach?

- Przychodzą jakieś propozycje udziału w castingach reklamowych, ale nie chcę na razie...

Czemu?

- Dopóki mogę się utrzymać z grania w teatrze, filmie, czy w telewizji, to tak jest fajnie. Chociaż nie potępiam grania w reklamie...

Czy to kwestia pieniędzy?

- Gdybym miał do spłaty jakiś kredyt za dom, pewnie bym się zastanowił. Ale też reklamowałbym coś, co jest zgodne z moim pomysłem na życie.

A pomysł na życie jest jaki?

- Starać się dziwić ludzi. To znaczy brać udział w projektach, w których jest szansa na to, żeby ludzi dziwić. Bardzo dawno temu usłyszałem od profesora, że słowo dziwić pochodzi ze starosłowiańskiego diwe. "Zdziwić się" znaczy tyle, co "zobaczyć Boga". Wydaje mi się to bardzo poważną misją.

Od dziesięciu lat realizuje ją pan w Legnicy. Czemu właśnie tam?

- Podstawową rzeczą, która mnie w Legnicy urzekła, było to, że Jackowi (mowa o Jacku Głombie, dyrektorze legnickiego teatru - dop. D. P.) - i nam wszystkim - o coś chodzi w robieniu teatru. Że ten teatr ma zmieniać: nas i widzów. Nie ma, że przychodzi się do roboty, tylko przychodzi się po to, żeby coś zmienić.

Jest w kraju kilka zespołów, które próbują was naśladować. Da się to zrobić?

- Myślę, że pewna idea Jacka - teatr wpisany w miasto, kształtujący je, głęboko w nim zakorzeniony, biorący z jego historii - jest unikalna. W tym sensie powtórzyć się jej nie da. Ale pewnie można próbować iść w tym kierunku.

Zostaliście wreszcie docenieni przez gospodarzy miasta. Co się stało? Zmieniła się władza?

- Nie. Być może miasto zrozumiało, że kiedy teatr stara się wypowiadać nawet na temat władzy, nic czyni tego, żeby komuś robić krzywdę, tylko żeby pobudzać do myślenia.

Ale wcześniej były rozliczenia i zakusy, by zwolnić dyrektora?

- To jest Polska właśnie... Polskie piekło, w którym uczestniczymy cały czas. Trzeba dużo samozaparcia, żeby to przetrzymać.

Do Zielonej Górze przyjechał pan z przedstawieniem "Szawla". Za chwilę telewidzowie zobaczą pana w serialu kryminalnym. Na jak długo komisarz Grosz zagości w naszych domach?

- Zrobiliśmy osiem odcinków, które ponoć mają pójść od października. Miała być kontynuacja. Ale zmieniła się władza w telewizji, więc nie wiadomo, czy będzie kontynuacja... Nie jestem specjalnie rozgoryczony, ani rozczarowany. Miałem okazję fajnej pracy z młodym reżyserem, Jackiem Borcuchem. Z fajnym człowiekiem od zdjęć, Michałem Englertem. Z fajną ekipą. Mogłem zagrać dużą rolę w serialu telewizyjnym. Spróbować czegoś innego...

Powie pan coś o komisarzu Groszu?

- To komisarz z zupełnie osobnego bieguna, niż policja w "Pitbullu". Myślę, że może się podobać ludziom, wychowanym na Chandlerze, na Agacie Christie.

Więcej kombinuje, niż strzela?

- I ma dosyć zdecydowany stosunek do świata.

"Mrok" pojawi się w październiku w telewizyjnej jedynce. W jaki dzień?

- W czwartki, o 20.15. Bo telewizja chce wrócić do tradycji Kobry.

Kiedyś dobrze było, by młody aktor startował na prowincji. Żeby dużo grać. Potem - tylko Warszawa, bo tam film i telewizja. A dziś? Myśli pan o przenosinach do stolicy?

- Nie wiem. Już trochę lat jestem w jednym miejscu. Sądzę, że rozwojowi człowieka służą zmiany. Tym bardziej, że mam rodzinę, która też się chce rozwijać. Ja się bardzo fajnie rozwijałem w Legnicy, zresztą cały czas to robię. Na początku września mamy dwie premiery, w których gram: "Otello" w reżyserii Jacka Głomba i Przemka Wojcieszka tekst pt. "Mój osobisty Jezus"; o Polsce "B" i dylematach człowieka, który po trzech latach więzienia próbuje wrócić do rzeczywistości.

Jakie miejsce do życia i pracy powinien dziś wybrać startujący w zawodzie aktor? Co by pan radził młodszym kolegom?

- Myślę, że podstawową rzeczą jest ufać sobie. Nie naśladować, nie kopiować tzw. mistrzów. Bo z mistrzami różnie bywa. Zwłaszcza dziś. Lepiej wsłuchiwać się w siebie. Dużo czytać. Dużo oglądać. Być otwartym. Bardzo otwartym na wszystko, co się dookoła dzieje. Nie tylko na sprawy związane ze sztuką, ale i na społeczne. Znaczy: wiedzieć, gdzie się jest, co się robi, skąd się jest. Znać swoją tożsamość. Myślę, że jeśli ktoś ma osobowość, wcześniej czy później się przebije, niezależnie od tego, gdzie mieszka.

Często słyszę od młodych aktorów z Warszawy, że aktor to człowiek do wynajęcia. Pan mówi o posłannictwie, o zadziwianiu ludzi, oni - o robocie, która jest, jak każda inna.

- Wracamy do pytania z reklamą. Nie zrobiłbym czegoś, co nie byłoby zgodne z moim systemem wartości. Bo zawsze jest tak, że jak się raz zeszmacisz, nawet dla dużych pieniędzy... to potem już leci. Łatwo wejść do tej wody. I później z niej nie wychodzić. Na szczęście decyzja, czy chcę w czymś wziąć udział, zawsze zależy ode mnie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji