Artykuły

Cisza!

W teatrze cisza jest czymś dotykalnym, ale też widzialnym: jako szklana lub metalowa nakazoprzypominajka, która się zapala, kiedy "ma być cisza". Świeci na backstage'u, którego - w odróżnieniu od fasady teatru, sceny i widowni - chyba nie remontowano od lat 60. Cisza jest w teatrze sygnalizowana świetlnie. Zaczyna się spektakl i jeżeli macie gadać, to tylko jako aktorzy i tylko tekstem dramatu, i tylko na scenie - pisze Maciej Stroiński w Przekroju.

Bardzo się ucieszyłem, że zimę w "Przekroju" sponsoruje cisza (jak literki "sponsorują" kolejne odcinki "Ulicy Sezamkowej"). Jestem zawodowym widzem i czasami nie wyrabiam, kiedy znowu leci techno, podtyp trance, i świeci stroboskop z pięcioma trybami pracy, od najwolniejszego w górę. Gdy idę do pracy, czyli do teatru, zawsze noszę w torbie, oprócz zeszytu i coli, stopery woskowe i zaślepki na gumce.

Ale na szczęście nie zawsze muszę używać, ponieważ są spektakle, które rozumieją, co jest budulcem spektaklu. Cisza jest w teatrze tak jak papier w druku: neutralną bazą, lecz nie obojętną. Czarne musi być na białym. Gdyby na stronie widniały tylko litery, nic byśmy nie przeczytali. W teatrze podobnie. Cokolwiek słyszymy, jest zasługą ciszy: nikt inny akurat nie gada, w tym również widzowie, i nikt inny nie gra, nic innego nie gra. Wszystko dzięki tłu (por. "tłumienie"). Dlatego każdego wieczoru przypomina się o "wyłączeniu telefonów komórkowych".

Pomyślałem, że ten artykuł będzie jak spektakl współczesny, ale każda scena z odmiennej parafii. Proponuję Państwu po prostu przebieżkę przez temat - lub przekrój tematu.

Był taki spektakl pt. "Drugi spektakl" (Teatr Polski w Poznaniu, reż. Anna Karasińska) [na zdjęciu]. Aktorzy grający, co widzą ze sceny, aktorzy grający widzów. Grali, co widzą, gdy grają - grali tamten "drugi spektakl". Co widzowie robią w teatrze? Nic. Siedzą i patrzą. W tym niczym jest wszystko! W "Drugim spektaklu" mieli do pokazania wiele wersji wiercenia się, szeleszczenia, robienia min, przewracania oczami, umierania z nudów i umierania z rozkoszy. Częścią wspólną była cisza, bo widz nie mówi, żeby nie przeszkadzać.

Milczenie jest zadaniem nie tylko po stronie widza, który ma siedzieć, nie gadać i słuchać, chyba że spektakl jest partycypacją i można nie siedzieć. Również aktorzy, tak na scenie, jak i za sceną, głównie nic nie mówią, chyba że spektakl jest monodramem i nie mają wyjścia. Strindberg pisze w swoim "Memorandum", że sposób milczenia jest czasem ważniejszy od sposobu mówienia. Nie mów, ale nie mów z sensem! Po tym poznajemy mądrego aktora, że słucha rozumnie i słyszy partnera, jak Małgorzata Hajewska w "Rodzeństwie" Lupy (1996) albo Edyta Ostojak w "Kowbojach" Anny Smolar (2019).

Skrajnym przypadkiem milczenia w teatrze jest "Koncert życzeń", dzieło Franza Xaviera Kroetza, u nas grane w Łaźni Nowej i TR Warszawa (reż. Yana Ross). Nie dość że monodram, to jeszcze bez tekstu. Same didaskalia. Aktorka, w tym wypadku Danuta Stenka, musi wszystko zagrać sama, bez podpórki, bez osłony. Ma spisaną partyturę ruchów i intencji, ale nic poza tym. Nie sposób oderwać oczu, ale też uszu! Jej niemówienie jest tak dramatyczne, że prawie antyczne.

Cisza może być również tematem spektaklu, jak w "Jednym geście" Wojtka Ziemilskiego - spektaklu o niesłyszeniu, o którym pisałem na stronie przekroj.pl, tam odsyłam po szczegóły. Może być także środkiem, tzw. znakiem scenicznym - np. u Klaty zawsze się znajdzie scena niesłyszalna, kiedy aktorów zagłusza muzyka. Gdy u niego "nic nie słychać", to nie dlatego, że jest cicho, lecz dlatego, że jest głośno. Na najprostszy rodzaj ciszy u niego nie liczcie.

Ostatecznym argumentem w każdej sprawie teatralnej jest zdanie Petera Brooka, a o ciszy napisał i wydał osobną książkę "Between Two Silences", której tytuł przetłumaczyłbym utartym "Między ciszą a ciszą". Warunki w teatrze są podobne do tych w sypialni - ciemno, cicho, ciepło - i powodują dwa rodzaje następstw: albo ci widzowie zasną, albo każdy szmer "wysłyszą", każde drgnienie głosu. To jest ta różnica: czy widzowie milczą czynnie, czy biernie. Czy intensywnie słuchają, czy intensywnie mają wszystko w pępku. Pośrodku, gdy się tylko nudzą, ale nie na tyle, żeby pozasypiać, cisza nie zachodzi: jest szmer na widowni.

Moim zdaniem cisza - przemyślenie, przećwiczenie, przerobienie niemówienia - to jest dobre wyjście dla teatru współczesnego. Europejski teatr słowa powinien wykonać szczere "szatafaka!" (cyt. za: Paweł Demirski, "Wszystko powiem Bogu!"), zatrzymać się w miejscu, zastanowić się nad sobą, żeby się odrodzić. To się zresztą dzieje, odkąd przechodzimy "zwrot choreograficzny" i teatr bez słowa - teatr tańca, teatr ruchu, teatr wygibańca - wjeżdża na salony.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji