Artykuły

Opera Moniuszki wystawiona w Wiedniu przypomina sen wariata

Wiedeńska premiera "Halki" Stanisława Moniuszki w reżyserii Mariusza Trelińskiego to mocny, mroczny i chwytający brutalnie za gardło spektakl. Austriaków, którzy mają swoich radykalnych pisarzy brutalistów nie zszokowała. Szoku spodziewam się w Polsce - pisze Anna S. Dębowska w Gazecie Wyborczej.

Po pierwsze - jest to sukces Stanisława Moniuszki, który zawsze marzył o zagranicznych scenach, a zwłaszcza o Berlinie i Wiedniu. Jego muzyka naprawdę na nie zasługuje. Jest piękna.

Po drugie - "Halka" w reżyserii Mariusza Trelińskiego przypomina sen wariata. Operę Moniuszki reżyser potraktował bezceremonialnie, tworząc na jej kanwie własną, dekadencką i mroczną opowieść. Bez kontuszy i kierpców, bez gór i szlacheckiego dworku. Chwilami melodramatyczną, ale cholernie mocną i przekonującą. Austriaków, którzy mają swoich radykalnych pisarzy brutalistów - Elfriede Jelinek i Wernera Schwaba, z masochistycznym upodobaniem eksponujących upodlenie kobiet w patriarchalnym społeczeństwie - "Halka" Trelińskiego nie zszokowała. Szoku spodziewam się w Polsce, gdzie dzieło Moniuszki jest znane, zatem ostre cięcia na żywym ciele utworu zostaną pewnie odebrane bardziej osobiście i boleśnie.

"Halka" we Wiedniu: polska feudalna, gierkowska, dzisiejsza?

Wariatem z obłędnego snu brawurowo wykreowanego przez Mariusza Trelińskiego jest Janusz (Tomasz Konieczny), który zrobił dziecko Halce, kelnerce z hotelu Kasprowy w Zakopanem (w tej roli znakomita amerykańska sopranistka Corinne Winters).

Janusz to krzepki facet o miękkiej psychice - zżerają go wyrzuty sumienia, więc zasłania oczy przeciwsłonecznymi okularami, w których wygląda jak Zbigniew Cybulski w roli Maćka Chełmickiego w "Popiele i diamencie" Andrzeja Wajdy. Ale żaden z niego bohater ani nawet egzystencjalista. To tchórzliwy konformista kabotyn, który dla pieniędzy żeni się z Zofią (Natalia Kawałek), córką Stolnika (Alexei Tikhomorov), mocno szemranego właściciela tego przypominającego burdel przybytku.

Rozpieszczona Zofia otoczona jest tzw. bananową młodzieżą, balującą i roztańczoną, w swoim pijanym widzie nie dostrzegającą syfu moralnego, który ją otacza. Reżyser odsłania go jednak przed publicznością, sprytnie wykorzystując w tym celu scenę obrotową. Akcję "Halki" (1858) przeniósł z wieku XVII bliżej naszych czasów - do Polski gierkowskiej, w której biednej sierocie Halce wiatr tak samo wieje w oczy jak w Polsce feudalnej, folwarczno-pańszczyźnianej.

Rzeczniczka większej sprawy

Ta Halka się więc tnie, ma depresję, wpada w furię, wygląda jak upiór przyssany do Janusza. Co się stało z ich nieślubnym dzieckiem? Dziewczyna odwija je z czarnego foliowego worka, chowa w wyszarpanym paznokciami dołku, zasypuje ziemią. W tym spektaklu chodzi o coś więcej niż odrzucona miłość - Halka jest tu rzeczniczką większej sprawy: sprawiedliwości dla ludzi wykluczonych przez biedę. Warto przy tym pamiętać, że Włodzimierz Wolski, autor libretta i współpracownik Moniuszki, miał mocno lewicowe poglądy, a XIX-wieczne libretto ma wszelkie cechy ówczesnej krytyki społecznej, więc coś jest mocno na rzeczy.

Zastanawiam się tylko, dlaczego akcję osadzono w epoce gierkowskiej. Polska nadal jest przecież krajem nierówności społecznych, w którym partia rządząca przechodzi od sukcesu do sukcesu. Ale widać nie wypada o tym mówić wprost. Jak wtedy.

Chwała Piotrowi Beczale

Teraz o samym projekcie "Halki" wiedeńskiej. Jego wierzchnia warstwa ma charakter oficjalny. Premiera była zwieńczeniem Roku Moniuszkowskiego, przypieczętowanym obecnością ministra kultury Piotra Glińskiego na widowni Theater an der Wien, drugiego po Wiener Staatsoper teatru operowego stolicy Austrii. Za ministrem przyjechała ekipa TVP.

Druga warstwa to aria dla śpiewaka: "Halka" zawdzięcza swoją obecność w Wiedniu Piotrowi Beczale. Oddajmy mu głos: - Zaczęło się jakieś trzy lata temu. Roland Geyer, szef Theater an der Wien, chciał mnie pozyskać dla swojej sceny. Na co dzień występuję w Wiener Staatsoper. Powiedziałem więc: "Zaśpiewam u ciebie, ale pod warunkiem, że wystawisz ". Geyer namyślał się przez rok. Udało się w końcu przeforsować Moniuszkę, tym bardziej, że Opera Narodowa w Warszawie przystąpiła do koprodukcji - powiedział "Wyborczej" światowej sławy tenor.

Beczała wystąpił w roli Jontka, młodego górala (u Trelińskiego - barmana) beznadziejnie zakochanego w Halce, która zachodzi w ciążę ze szlacheckim paniczem Januszem. Co ciekawe, to jego debiut w tej roli. Nigdy wcześniej nie śpiewał w polskiej operze - wcześnie wyjechał z kraju, aby robić karierę na Zachodzie, gdzie nie gra się polskich utworów tego gatunku. Moniuszkę promował, jak mógł - nagrywając arie z jego dzieł i śpiewając koncerty z tym repertuarem.

Treliński - przystanek: Wiedeń

Trzecia warstwa to reżyser Mariusz Treliński i jego ekipa artystyczna znana dobrze z kolejnych premier w warszawskiej Operze Narodowej, w której Treliński od 11 lat jest dyrektorem artystycznym: scenograf Boris Kudlicka, dramaturg Piotr Gruszczyński, choreograf Tomasz Wygoda, autorka kostiumów Dorota Roqueplo i wspaniali artyści w swoim fachu - rzemieślnicy z pracowni dekoratorskich wspomnianego wyżej stołecznego teatru, którzy przygotowali dekoracje, rekwizyty i kostiumy.

Treliński i Kudlicka mają już za sobą debiut w królowej teatrów operowych - nowojorskiej Metropolitan Opera, są znani w Europie i Azji. Wiedeń to kolejny przystanek. Wprawdzie nie była to słynna Staatsoper, ale nawet wiedeńczycy mówią, że ta scena jest za bardzo konserwatywna. Theater an der Wien jest bardziej nastawiony na eksperyment, dlatego pozwolił sobie na wystawienie nieznanej wiedeńczykom opery nieznanego im XIX-wiecznego kompozytora z Polski, niejakiego Stanisława Moniuszki, oraz na zaproszenie inspirującego się współczesnym kinem reżysera, jakim jest Mariusz Treliński.

Pod za szybką batutą

Kolejna warstwa projektu to Polacy w Wiedniu: Beczała jako Jontek, śpiewający "Szumią jodły na gór szczycie" z tym, co nazywa się wyrafinowaną prostotą, a w roli Janusza - bas baryton Tomasz Konieczny. Obaj należą do pierwszej ligi wokalnej. To ich trzecia wspólna inscenizacja: po "Lohengrinie" Wagnera w Dreźnie (2016) i w Bayreuth (2018). Obaj są doskonale zadomowieni w Wiedniu, stale oklaskiwani Wiener Staatsoper, zaszczycili swoją obecnością kameralny Theater an der Wien.

Za pulpitem dyrygenckim - Łukasz Borowicz. Był wzruszony, mogąc dyrygować niedocenionym przez Zachód Moniuszką właśnie w tym niezdobytym przez polskich kompozytorów Wiedniu. Tu dygresja: w stolicy Austrii grano tylko Krzysztofa Pendereckiego - "Diabły z Loudun" (1973) i "Czarną maskę" (1986), przy czym oba tytuły mają niemieckojęzyczne libretto.

Co do Borowicza - szanując jego pracę i gratulując mu wspaniałej artystycznej przygody, nie mogę nie zauważyć, że narzucił tak szybkie tempa, że Orkiestra Symfoniczna Radia ORF ledwo mogła nadążyć za jego ruchami i wygrać wszystkie nuty, a poza tym brzmiała jakoś ciężko i twardo. Szkoda.

"Halkę" Stanisława Moniuszki polscy widzowie obejrzą już 11 lutego 2020 roku w Teatrze Wielkim - Operze Narodowej w Warszawie. Dyrygować będzie Łukasz Borowicz, Jontka zaśpiewa Piotr Beczała, Halką ma być Ewa Vesin, a Janusza ma śpiewać Tomasz Rak, a być może również Tomasz Konieczny.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji