Artykuły

Norymberga wciąż aktualna

Tym razem o czymś, co dopiero będzie. W grudniu i styczniu TVP Historia przypomni różne przedstawienia Teatru Telewizji dotyczące II wojny światowej. Prowadzącym cykl jest Mikołaj Mirowski, równocześnie historyk i znawca kina. Niestrudzony spec od odnajdywania rozmaitych smaków i smaczków naszej historii - pisze Piotr Zaremba w tygodniku Sieci.

Będzie dopiero co wygrywająca w Sopocie na festiwalu Dwa Teatry "Inspekcja" Grzegorza Królikiewicza i Jacka Raginisa, o przygotowaniach do katyńskiej zbrodni (20 grudnia jako pierwsza), i będą spektakle bardzo dawne. Także ja będę mieć skromny udział w jednym z pokazów. Wraz z Mirowskim i z Piotrem Semką już nagraliśmy słowo wstępne do "Epilogu norymberskiego". To widowisko z roku 1969. Autorem był sławny Jerzy Antczak.

Przypomniałem je sobie przy tej okazji. Ale tak naprawdę doskonale je pamiętałem. Potrafiłem wymienić niemal całą obsadę. Nie widziałem "Epilogu" w roku premiery -jako sześciolatek bez telewizora w domu. Ale w latach 70. powtarzano go często. Był nowoczesny co do formy, podkreślał umowność teatralną tego paradokumentu. Zaczyna się od słowa wstępnego Andrzeja Łapickiego (gra on równocześnie prokuratora amerykańskiego Roberta Jacksona), który na planie, w obecności widocznych kamer, tłumaczy, o co chodziło w wielomiesięcznym procesie zbrodniarzy hitlerowskich, i rozmawia z Karolem Małcużyńskim, który obsługiwał go w latach 1945-1946 jako dziennikarz.

"Epilog" kształtował moją wizję historii, wpływał na wyobraźnię dziecka. Dziś widać w nim propagandowe szwy - sugestie, że miejsce hitleryzmu zajął imperializm, pominięcie win sowieckich, choć na procesie pojawił się temat Katynia, a sowiecki prokurator Rudenko to współautor procesu szesnastu, czyli rozprawy z polskim podziemiem. O tym trzeba pamiętać. Ale nie powinniśmy wypierać ze świadomości zasadniczego tematu, który został tu pokazany prawidłowo. A trochę to robiliśmy. Najpierw dlatego, że antyniemiecki przekaz uznaliśmy za przejaw peerelowskiej propagandy, a bardziej zaczęły nas interesować przemilczane zbrodnie sowieckie. Dziś zaś w imię filozofii: "Upłynęło tyle czasu, po co do tego wracać". A może: "Nie chcemy nikogo urazić"?

Mamy zróżnicowaną galerię bohaterów, świetnie przedstawioną dzięki soczystym kreacjom - od ekspansywnego króla życia Göringa (Mieczysław

Pawlikowski), poprzez zakłamanego finansistę Hjalmara Schachta (Władysław Hańcza), po kajającego się, ale też próbującego się targować co do swoich win Hansa Franka (Janusz Zakrzeński). To jest arcyciekawe, ale i ważne jako przestroga - choćby pośrednia.

I to materiał do debat: od przyczyn wybuchu tamtej wojny po prawny sens samego procesu. Już wtedy narzekano w świecie zachodnim, że brak do niego podstaw, że gwałci się zasadę "prawo nie działa wstecz". Dziś ten argument podchwytują rozzuchwaleni upływem czasu rewizjoniści. Tak, to był sąd zwycięzców, ale nie tylko nad zwyciężonymi, także nad sprawcami wielkich zbrodni. Co proponujecie w zamian? Udawanie, że ich nie było? Bo inne zbrodnie, choćby komunistyczne, ukarane nie zostały? Sprawiedliwość częściowa pozostaje sprawiedliwością. Jakże zręcznie nanizał Antczak tak wiele wątków na sznureczek jednego scenariusza. Ale warto dodać: to trwało dwie godziny z kawałkiem. Nie sposób oddać natury procesu norymberskiego krócej. Dziś TVP jest więźniem półtoragodzinnego formatu teatrów telewizji. Pewnych rzeczy nie da się ścisnąć, jeśli ma być mądrze.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji