Artykuły

Już mi niosą suknię z welonem

- Aktorstwo to piękny zawód, ale nie daje poczucia stabilizacji. Od wielu lat jestem tzw. wolnym strzelcem, pracuję bez etatu w teatrze. Były takie momenty w moim życiu, że budziłam się w nocy i nie mogłam zasnąć ze strachu: co zrobię, jeśli jutro nie zadzwoni telefon z propozycją? - mówi warszawska aktorka JOANNA LISZOWSKA.

To najpiękniejszy okres w jej życiu. Przebiera w rolach. Dobrą passę ma również w miłości. Po kilku nieudanych związkach spotkała wreszcie mężczyznę, z którym dobrze jej się i rozmawia, i milczy. We wrześniu biorą ślub.

Spotykamy się w jednej z warszawskich restauracji. Właśnie wróciła z krótkiego urlopu w górach. Wypoczęta, opalona, w krótkiej sukience, z burzą loków wygląda jak ucieleśnienie seksu. Nie na darmo znajomi mówią na nią Feromonik! Na własne oczy mogę się przekonać, jakie wrażenie robi na pici przeciwnej. Kiedy zaczynamy rozmawiać, panowie siedzący przy sąsiednim stoliku nagle milkną i patrzą na nią jak zahipnotyzowani. Joanna Liszowska (28 l.) wydaje się nie zauważać tego, jak działa na mężczyzn. Poza swoim narzeczonym, Tadeuszem, świata nie widzi.

Joanna Malinowska: Jak idą przygotowania do wesela? Kupiłaś już suknię ślubną?

Szczerze mówiąc, jesteśmy w proszku! Mamy jedynie "zaklepany" termin ślubu kościelnego. Czeka nas jeszcze mnóstwo spraw, m.in. bierzmowanie, nauki przedmałżeńskie, druk zaproszeń dla gości. A chcemy, żeby ich było dużo. Zaprosimy wszystkich, którzy nam dobrze życzą. Suknia ślubna również pozostaje w sferze planów. Wiem tylko, że ma być ecru. Cóż, możemy nie wyrobić się ze wszystkim na wrzesień, wtedy przesuniemy termin. Nie chcę bieganiny w szale i w nerwach. Zależy mi na tym, żeby to była przyjemność, a nie stres.

Planujesz tradycyjny, przedślubny wieczorek panieński, z zawodowymi tancerzami i męskim strip-teasem?

Nie mogę powiedzieć, bo Tadeusz to przeczyta i zaprotestuje (śmiech). Ale, co tam, wieczorek panieński musi być. Już moje koleżanki tego dopilnują. Założę się, że koledzy Tediego zadbają, żeby i on dobrze spędził swoje ostatnie, kawalerskie chwile! Póki co, nie myślę jednak o zabawie, tylko o tym, żeby ładnie i szczupło wyglądać w dniu ślubu. Nigdy nie byłam drobną, eteryczną blondyneczką, która żyje o liściu sałaty. Zawsze lubiłam jeść. Uważam, że bez smaków życie byłoby szare i beznadziejne. Kiedyś jednak szybciej mogłam zrzucić zbędne kilogramy. Zauważyłam, że gubi mnie to, iż z braku czasu zjadam wieczorem naraz: śniadanie, kolację i obiad. Od kilku tygodni wypijam więc szklankę kefiru zamiast. Nie odchudzam się dla Tediego, bo nigdy nie mówił, że coś mu się we mnie nie podoba. Robię to dla siebie, dla swojego dobrego samopoczucia.

Mam nadzieję, że twój narzeczony wie, że poślubia polski symbol seksu... Od czasów Kasi Figury nie mówiło się tak o żadnej polskiej aktorce. Pochlebia ci to, a może drażni?

Gdzie mi do Kasi Figury? Spójrz na moje i jej niezaprzeczalne walory (ze śmiechem pokazuje na biust). Ale na poważnie. Bycie etatową seksbombą śmieszy mnie i jednocześnie onieśmiela. Wygląd to przecież nie tylko moja zasługa, ale również natury, genów. Powinnam podziękować za to moim rodzicom.

Ale zauważasz chyba, że podobasz się facetom?

Wiem, że się podobam, ale nie wstaję codziennie i nie mówię: ależ jestem seksi! Wygląd nie jest moim fetyszem, powodem do dumy. Nie eksponuję przesadnie swojej kobiecości. Przez cały rok ubieram się na sportowo. Dopiero latem, kiedy zrobi się cieplej, wskakuję w sukienkę i zakładam buty na wysokich obcasach. Może trudno w to uwierzyć, ale bardzo długo nie zauważałam, że mogę się podobać! Jako nastolatka byłam typem chłopczycy. Grałam w kosza, chodziłam na basen, siłownię, jeździłam na nartach i rolkach. Uchodziłam za kumpelę, a nie dziewczynę, w której się można zakochać. Kiedy moje koleżanki kupowały buty na szpilkach, ja biegałam po sklepach w poszukiwaniu sportowych adidasów, w jakich grał Michael Jordan.

Kiedy dziewczyny nosiły obcisłe sukienki, ja podbierałam bratu flanelową koszulę. Dopiero pod koniec liceum dotarło do mnie, że nie jestem tylko kumpelą od koszykówki i basenu.

I kiedy to do ciebie dotarło, zaczęłaś romansować na potęgę...

Nigdy nie byłam romansowa! Nie interesował mnie flirt, ale poważny związek z facetem, który mógłby być dla mnie oparciem. Znajdowałam takich mężczyzn, a może to oni mnie znajdowali. Zanim poznałam Tadeusza, byłam w trzech związkach. Tylko raz, dwa lata temu, przez kilka miesięcy byłam singlem. Odpuściłam sobie wiele rzeczy, pogodziłam się z myślą, że mogę być sama. Odkryłam, że koniec jednego etapu w życiu może oznaczać początek czegoś lepszego. Zrozumiałam, że nie warto rozpaczać nad tym, co było. I wtedy spotkałam Tediego.

Słyszałam, że obejrzał cię w sztuce "Panna Tutli-Putli" i postanowił, że będziesz jego. Zakochał się od pierwszego wejrzenia.

Tak przynajmniej mówi (śmiech). W "Tutli-Putli" najpierw śpiewam nago w basenie, a potem z niego wychodzę. Tadeusz miał od razu pokazową lekcję tego, na czym m.in. polega mój zawód. Dziś nie może powiedzieć, że nie wiedział, "czym to się je"(śmiech). Okazało się, że mamy wspólną znajomą. Poznała nas miesiąc po tym przedstawieniu. Potem zaprosiłam Tediego na musical "Chicago". Tam też występuję w stroju frywolnym, czyli samej bieliźnie. Musiałam zrobić na nim wrażenie, bo pięć tygodni później oświadczył mi się (śmiech). Tedi ukląkł i wtedy zaczęła dzwonić jego komórka. Wyrzucił ją w krzaki. I spytał, czy nie zostałabym jego żoną. Nie miałam wyjścia. Chciałam, żeby odebrał wreszcie dzwoniącą komórkę i powiedziałam: tak. Ale, poważnie mówiąc, to była obopólna miłość od pierwszego wejrzenia. Miłość i wielka fascynacja. Przez kilka tygodni naszego związku byliśmy ze sobą non stop przez 24 godziny na dobę! W ogóle nie chcieliśmy się rozstawać.

Słyszałam, że z tej miłości Tadeusz przez dwa miesiące nie chodził do pracy. Co on robi, że może sobie na to pozwolić?

Ma własną firmę budowlaną i pracował wtedy przez telefon. Ale potem musiał to bardzo nadrabiać (śmiech). Po dwu latach związku i wspólnego mieszkania nasza miłość okrzepła i nie wyobrażam sobie, żebym mogła być z kimś innym. W ubiegłym roku, w Wigilię przeprowadziliśmy się pod Warszawę, do domu Tadeusza. Wyremontowaliśmy go, urządziliśmy. Tam najlepiej wypoczywam. Wskakuję w wygodny dresik. Ugotuję coś, Tedi posprząta. Potrafimy ze sobą milczeć i nie mieć potrzeby zapełniania ciszy. Wystarcza nam, że jesteśmy obok siebie.

Kasę macie wspólną czy na oddzielnych kontach?

Na oddzielnych, ale to nie ma większego znaczenia. Zakupy i wszystkie opłaty za dom robimy na zmianę. Nie musimy ustalać jakichś reguł, podpisywać kontraktów przedmałżeńskich. Dzielimy się wszystkim, więc również kosztami utrzymania! W rodzinnym domu Tadeusza było inaczej. Tam mężczyzna zarabiał na życie, a kobieta była strażniczką domowego ogniska. Tedi jest nowoczesnym mężczyzną, ale jednocześnie tradycjonalistą. Mimo to zaakceptował, że dużo pracuję, a obiady gotuję tylko w niedziele. Już dawno ustaliliśmy, że każde z nas będzie się rozwijać, bo tylko to gwarantuje udany związek.

Zgodni, piękni, zakochani. Para idealna. Ale, jakoś nie chce mi się wierzyć, że wasze życie składa się tylko z przyjemności.

A kto powiedział, że jesteśmy idealni?! Znajomi nazywają nas włoską parą. Kłócimy się, miewamy ciche dni. Oboje jesteśmy impulsywni. Niestety, częściej to ja przerywam Tediemu w pół zdania. No i często przerzucam też na niego stresy związane z moimi sprawami zawodowymi. Kiedy wracam do domu podenerwowana, zdarza mi się wybuchnąć z byle powodu. Taka już jestem. Jeśli coś we mnie buzuje, musi znaleźć ujście. Tadeusz nauczył się wtedy milczeć. Odzywa się dopiero wówczas, kiedy widzi, że zaczyna ze mnie "schodzić powietrze". Kocham go również dlatego, że nie muszę przy nim udawać lepszej, niż naprawdę jestem. Poza tym uważam, że kłótnie mogą być czymś dobrym, oczyszczającym. Nie znoszę przemycania czegoś między wersami.

Słyszałam, że jesteś zazdrosna o Tediego. Ponoć nie lubisz, kiedy w twoim towarzystwie jest zbyt miły dla innych kobiet.

Nie ma miłości bez zazdrości (śmiech). Wyznaję zasadę ograniczonego zaufania. Ale, bez przesady. Miewamy z Tedim oddzielne "wyjścia". Tadeusz nie ma nic przeciwko moim spotkaniom z koleżankami, a ja przeciwko jego męskim wieczorkom. Z kumplami może spotykać się u nich w domu albo np. na działce. Byle nie w klubie! Przyznaję, że byłabym zła, gdyby bawił się tam beze mnie. Wiem jednak, że moja złość nie trwałaby długo. Nie umiem się na niego gniewać. Wierzę, że negatywne uczucia niszczą i przyciągają negatywne wydarzenia. Jeśli myślisz pozytywnie, nagle zaczynasz zauważać, że wszystko ci wychodzi. Kiedyś byłam pesymistką i wiele rzeczy mi się nie udawało. Odkąd patrzę bardziej pozytywnie na świat, wszystko zaczęło mi się udawać. W pracy i miłości. Teraz chyba jestem gotowa na nowy etap w życiu...

Myślisz o macierzyństwie?

Coraz częściej. Czuję, że wreszcie do niego dojrzałam. Chcielibyśmy mieć dwoje dzieci. Ja wychowywałam się z bratem, Tedi z siostrą. Oboje wiemy, że najlepsze są "parki". Nie chcę odkładać momentu pojawienia się dziecka na daleką przyszłość. Cieszyłabym się, gdyby to nastąpiło w miarę szybko. Może już za rok...

Nie boisz się, że dziecko przeszkodzi ci w karierze?

Trudno. Są rzeczy istotne i błahe. A dla mnie najważniejsza w życiu jest rodzina. Tylko ona może być prawdziwym oparciem. Aktorstwo to piękny zawód, ale nie daje poczucia stabilizacji. Od wielu lat jestem tzw. wolnym strzelcem, pracuję bez etatu w teatrze. Były takie momenty w moim życiu, że budziłam się w nocy i nie mogłam zasnąć ze strachu: co zrobię, jeśli jutro nie zadzwoni telefon z propozycją? Nie jestem typem tupeciary, nie potrafię zaczepiać reżyserów i prosić ich o pracę. Wstydzę się. Wiesz, co czuję, kiedy stoję za kulisami i słyszę, kiedy ktoś mnie zapowiada: "Cudowna, genialna, muzykalna Joanna Liszowska"? Mam wilgotne dłonie, zasycha mi w gardle, nie potrafię przypomnieć sobie słów piosenki! Kulę się w środku ze stresu i z trudem wychodzę na scenę. Im dłużej pracuję, tym bardziej przeżywam każdy występ. Nie wierzę w swoje siły. To, że wciąż dostaję kolejne propozycje, uważam za dowód, że mam jednak w życiu dużo szczęścia!

Faktycznie. Karta ci idzie. Jesteś wziętą aktorką, masz przy boku mężczyznę. Kiedy ostatni raz powiedział, że cię kocha?

Dzisiaj rano, w sklepie. Podszedł i wyszeptał mi to do ucha. Potrafi zadzwonić tylko po to, żeby zapewnić mnie o swoim uczuciu. Dostaję od niego piękne SMS-y, ale też zupełnie namacalne dowody miłości. Ostatnio zaskoczył mnie prezentem na urodziny. Rok temu zobaczyłam na lotnisku śliczną bransoletkę. Nie mieliśmy wtedy pieniędzy, żeby ją kupić. Wyobraź sobie, że po roku dostałam ją od niego w prezencie! Zapamiętał. Facetom to się nie zdarza. Tediemu tak. Bardzo chciałabym, żeby nic się w naszym związku nie zmieniło. Jeśli coś złego miałoby się zdarzyć, to tylko na chwilę. I po to, żeby znów uwierzyć, że po burzy zawsze wychodzi słońce.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji