Artykuły

Subtelny urok świątecznego rytuału

"Scrooge. Opowieść wigilijna" wg Karola Dickensa w reż. Henryka Adamka w Teatrze Nowym w Zabrzu. Pisze dr Tobiasz Janikowski z Uniwersytetu Pedagogicznego w Krakowie.

Boże Narodzenie to czas rutyny i powtórzeń. Przemierzamy ulice przyozdobione tymi samymi co w zeszłych latach iluminacjami. Zbieramy się na spotkaniach opłatkowych, na których składamy sobie w mniej lub bardziej szczery sposób świąteczne (jakże standardowe i schematyczne) życzenia. Zasiadamy - jak co roku w podobnym składzie - do wigilijnego stołu, degustując te same potrawy, przyrządzone w oparciu o niezmienne od stuleci przepisy. Czy do rytuałów bożonarodzeniowych można zaliczyć również coraz częściej wystawianą na deskach teatrów popularną "Opowieść wigilijną" Dickensa?

Wyjście do teatru na Scrooge'a staje się nową świecką tradycją - usłyszeć można było na krótko przed Bożym Narodzeniem w programie drugim Polskiego Radia. Choć to niewątpliwie śmiała teza, nie sposób się z nią nie zgodzić. Sam słuchając powyższych słów świeżo miałem w pamięci spektakl w Teatrze Nowym w Zabrzu, wyreżyserowany przez Henryka Adamka. Dickens w odsłonie teatralnej staje się więc powoli - i to chyba nie tylko wrażenie autora niniejszej recenzji - ważną częścią Bożego Narodzenia, celebrowanego w aurze kultury wysokiej.

Wymknięcie się ze szponów przedświątecznej gorączki zakupowej, względnie uwolnienie się z nastającego później bożonarodzeniowego letargu i rutyny, wymaga sporej motywacji i samodyscypliny. Ponieważ "Opowieść wigilijna" zawiera warstwę fabularną o silnym oddziaływaniu dydaktycznym czy wręcz moralizatorskim (często używa się w odniesieniu do treści przedstawienia skrótu myślowego, zawierającego się w określeniu "skąpstwo przezwyciężone"), musimy znaleźć w sobie wystarczające pokłady determinacji oraz zdobyć się na konieczny dystans i krytycyzm wobec samych siebie. A nie jest to zadanie łatwe, gdyż głęboko osadzeni w sferze mieszczańskich cnót i przyzwyczajeń, do których oprócz pracowitości, odpowiedzialności, terminowości, przynależy również oszczędność - od której już tylko krok do skąpstwa i egoizmu - znajdujemy się w orbicie oddziaływania cech i przymiotów, tak silnie napiętnowanych w opisywanym przedstawieniu.

Śledzenie akcji scenicznej "Opowieści wigilijnej" wymaga też niewątpliwie dokonania rewizji własnej, często mocno już skostniałej, hierarchii wartości. Bo czyż nie jest tak, że dotknięci wirusem mieszczańskiej znieczulicy, połączonej z samozadowoleniem - tak przecież typowym dla modnego ostatnio modelu społeczno-kulturowego, określanego mianem "tłustych kotów" - nie zauważamy nawet, że sfera symboli i wartości przesuwa się nieuchronnie w obszar niemożliwy do pogodzenia z habitualnymi wyobrażeniami i oczekiwaniami? Czyż przy stole wigilijnym nie zerkamy beznamiętnie na pustą zastawę z silnym przekonaniem, że i tak nigdy nikt przy niej nie zasiądzie? Potem oczywiście bezrefleksyjnie powracamy do świata rytuałów, odpakowujemy prezenty i słuchamy tych samych wzruszających kolęd, bo przecież najlepiej brzmią ze sprawdzonej, starej płyty. Jak co roku uspokajamy też sumienie przy szumie stacji komercyjnych i kolejnej (której to już?) emisji telewizyjnej Kevina, którego stabilna pozycja na wigilijnym piedestale zrównuje się powoli z opłatkiem, obrusem i siankiem.

Czy zatem opisywany w niniejszej recenzji spektakl, a więc adaptacja "Opowieści wigilijnej" Dickensa, może doścignąć atrakcyjnością swoich rytualnych konkurentów? Czy wyjście do teatru w okresie Bożego Narodzenia może mieć podobną siłę przyciągania, co koncerty kolędowe czy spotkania opłatkowe? Zespół aktorski Teatru Nowego w Zabrzu, kierowany przez Henryka Adamka, udowodnił, że tak.

Dickens "pod palcami" Adamka zaprzecza nakreślonej powyżej aurze bożonarodzeniowej rutyny i powtarzalności. Choć grany jest już od ponad 10 lat (od roku 2009 w Jeleniej Górze z Jackiem Grondowym w roli tytułowej, zaś od kilku lat w Zabrzu, najpierw z Marianem Kieryczem, a obecnie Jarosławem Karpukiem w roli Scrooge'a) nie jest to przedstawienie wykoncypowane beznamiętnie, po linii najmniejszego oporu, ot takie dla uczniów szkół podstawowych, szczęśliwych, że przed wigilią nie muszą ugniatać szkolnej ławy. Nawet jeżeli przebieg i zakończenie historii o "skąpstwie przezwyciężonym" nie zaskakują - bo są przecież tak uroczo przewidywalne - zabrzańska inscenizacja w żadnym stopniu nie zasługuje na predykat nudnej.

Znaczącą rolę odgrywa w tym kontekście po pierwsze pomysłowa scenografia autorstwa Wojciecha Jankowiaka, który w centrum uwagi stawia miniaturę kubistycznie wykoncypowanego miasta, zawieszonego ponad sceną. Znaczącą część obszaru scenicznego tworzy ponadto - będący niejako w kontrapunkcie do dalszych planów - surowy wystrój domu mieszczańskiego, tworzący niemalże przezroczyste tło dla wyraziście wyakcentowanych eksponatów. Samo wyposażenie sceny przemyślane jest w najdrobniejszych szczegółach: mocną stroną przedstawienia jest zastosowanie cyfrowych efektów audiowizualnych, wyświetlanych z projektora twarzy odbijających się na szybach drzwi budynku czy znakomitej imitacji zjawisk atmosferycznych, takich jak śnieg czy mgła. O tym, że spektakl nie jest nudnym balem przebierańców w wiktoriańskim stylu świadczyć może też fakt, że pojawiają się w nim silne akcenty nowoczesności. Wszak nawet duch objawiający się Scrooge'owi w nocy jego nawrócenia i przemiany, naszpikowany jest technologią: stoi na szczudłach, pobłyskując przy tym groźnie ledową nakładką umieszczoną na dłoni, wyciągniętej w stronę głównego protagonisty.

Mocną stroną inscenizacji jest ponadto stworzenie w niezwykle przekonujący sposób przenikliwej atmosfery grozy i napięcia. W obliczu silnej obecności szczególnie drugiego zjawiska uzasadnione jawi się pytanie esencjonalne, czymże jest ono w opisywanym spektaklu? Otóż napięcie wydaje się być tutaj różnicą potencjałów, występujących pomiędzy światem (drobno)mieszczańskiej biedy i kołtuńskiej moralności, a światem zjawisk niezwykłych: duchów, zjaw, postaci zmarłych oraz wizji odnoszących się do przeszłości i przyszłości. Atrakcyjność spektaklu zasadza się ponadto na efektach dźwiękowych, w szczególności muzyce na żywo. Skrzypek przemierzający scenę (w tej roli Jakub Łysik), grający skoczną bożonarodzeniową melodię, znakomicie realizuje koncepcję muzyczną, za którą w zabrzańskiej inscenizacji odpowiedzialny jest Rafał Smoleń. Trudno znaleźć też słabe strony gry aktorskiej: tytułowy Scrooge (Jarosław Karpuk), jest nie tylko typem bohatera przechodzącego radykalną metamorfozę, a więc przepoczwarzającego się z biegiem czasu pod wpływem zewnętrznych impulsów z nierokującego poprawy sknery i ignoranta do postaci pełnego wigoru altruisty. Aktor z dużą swobodą manifestuje niekłamane emocje, sugestywnie i nie bez tła afektywnego obserwuje to z lewej, to z prawej strony wyimaginowane wydarzenia pokazane na scenie, a jego głos i mimika w znakomity sposób pasują do obranej w przedstawieniu strategii prowadzenia narracji. Pisząc o grze aktorskiej nie sposób nie wspomnieć o świetnie i odważnie odegranych rolach dziecięcych, na czele z popisową rolą dziarskiego Tima Kruszynki. Z ról kobiecych, choć w całości spektaklu tworzą one harmonijną całość na wysokim poziomie artystycznym, trudno przeoczyć kreację żony kancelisty Boba Cratchita (w tej roli Renata Spinek), która w swoich pełnych emocji wystąpieniach emanuje subtelnym powiewem delikatności i uroku.

Zbierając przedstawione powyżej argumenty w jedną całość nietrudno dojść do przekonania, że zabrzańska adaptacja Dickensa to kolejna udana próba przyciągnięcia do teatru koneserów sztuki oraz widzów poszukujących odpoczynku, czy wręcz odskoczni od gorączkowej atmosfery, poprzedzającej okres świąteczno-noworoczny. Nie dziwi więc fakt, że szlagierowa adaptacja "Opowieści wigilijnej" przez cały grudzień wypełniała salę Teatru Nowego w Zabrzu do ostatniego miejsca, a twarze widzów opuszczających widownię - wracających zapewne do swojej rutynowej, bożonarodzeniowej krzątaniny - zdradzały emocje będące na styku zadowolenia, zamyślenia i spontanicznego szczęścia. Spektakl wyreżyserowany przez Henryka Adamka, grany już od ponad 10 lat równolegle w Jeleniej Górze i Zabrzu, nie wymaga więc osobnej reklamy - ani tym bardziej pochlebnych recenzji - bo i bez nich znakomicie sobie poradzi.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji