Artykuły

Kolor oczu jego rozmówców

Tak, wystawa, ale to za mało, a raczej - niecelnie powiedziane. Z góry tego klepsydrowego piasku, który przybrał wiele kształtów zamarłych i ruszających się, Rafał Syska zbudował wystawę-wędrówkę. Owszem, każda wystawa jest w istocie synonimem łażenia od rzeźby, do rzeźby, od obrazu, do obrazu, od eksponatu, do eksponatu, tak. Lecz opowieść Syski to łażenie bardziej, to właśnie - wędrówka- o wystawie poświęconej Andrzejowi Wajdzie, w Muzeum Narodowym w Krakowie pisze Paweł Głowacki w miesięczniku Kraków.

Środa

Patrząc w krakowskim Muzeum Narodowym na zmatowiałą szablę, pamiątkę rodzinną, co Andrzejowi Wajdzie została po ojcu bodaj, wyobraziłem sobie naraz, że kiedy pewnego odległego letniego dnia o zmierzchu, w pokoju stołowym domostwa na Stawisku Jan Nowicki wywrzeszczał słowo "Pamiętasz?!" - stojąca piętro wyżej na biurku w gabinecie Jarosława Iwaszkiewicza noga dzika oprawiona srebrem, kiedyś własność dziadka Lilpopa, służąca twórcy Panien z Wilka za pojemnik na pióra gęsie i wieczne, w odpowiedzi westchnęła niesłyszalnie: "A jak myślisz, młody człowieku?".

Za czas jakiś Wajda stanie się głównie twórcą gigantycznych dzieł społeczno-historyczno-politycznych, choćby Człowieka z marmuru, Człowieka z żelaza lub Katynia, stanie się Wielkim Polakiem, Wielkim Patriotą oraz Wielkim Artystą-Obywatelem. Rzecz w tym, że w swych opowieściach intymnych, kruchych, w Nastazji Filipownej, Pannach z Wilka bądź Brzezinie (też wedle prozy Iwaszkiewicza), był porównywalnie potężny, lecz w istocie dotkliwszy, bo mówił nie do Nas, a do każdego z nas z osobna.

Piątek

Był rok 1977. Kilka miesięcy wcześniej Wajda dał w Starym Teatrze premierę Nastazji Filipownej, impresji na kanwie IdiotyFiodora Dostojewskiego. Nowicki jako Rogożyn, Jerzy Radziwiłowicz w roli księcia Myszkina - i nikogo więcej. Zgodnie z Dostojewskiego sugestią, że powieść, co jest światem, da się przenieść na scenę tylko wtedy, gdy wyłuska się z niej jedną scenę, w której skrapla się smak całości - Wajda wziął z Idiotyjedynie obraz finalny, scenę nocnego czuwania Rogożyna i Myszkina przy trupie zabitej przez Rogożyna Nastazji Filipownej, i kazał im wspominać, kazał przywoływać strzępy z powieści całej, kazał wracać pamięcią do czasu na amen już dokonanego. Wajda przymierzał się wtedy do nakręcenia Panien z Wilka, opowieści o fiasku powrotu w przeszłość. W 1977 Iwaszkiewicz był już zbyt słaby na podróż do Krakowa, więc Nastazję Filipowną, seans ulepiony z postrzępionej, nerwowej pamięci, przywieziono na Stawisko, do omszałego domostwa, pełnego pamiętliwych rzeczy, albo, co na jedno wychodzi, pełnego duchów w starych rzeczach. Ile jest takich po Wajdzie śladów na wystawie Wajdaw Muzeum Narodowym?

Niedziela

Na ścianach, w gablotach za szkłem lub nie, na postumentach bądź wprost na ziemi - piasek o wielu kształtach. Pożółkłe, pisane ręcznie lub na maszynie listy, mniej bądź bardziej oficjalne druki, genealogiczne drzewo w stu zmęczonych fotografiach, scenograficzne szkice, pięciolinie z robakami nut, ważne książki życia Wajdy, fragmenty scenariuszy, złociste statuetki nagród filmowych, fotosy, plakaty, stos szarych teczek ze szkicami poniechanych opowieści filmowych i teatralnych, rekwizyty, choćby szachy z chleba, fajki z kory, kostiumy, buty, i dziesiątki innych śladów, i zmatowiała szabla ojca, i jeszcze... Żeby wyrecytować całą tę górę, trzeba by lodowatego, iście archeologicznego mozołu i cierpliwości Jamesa Joyce'a, w Ulissesiebezlitośnie katalogującego pamiętliwe strzępy, znieruchomiałe w przepastnych szufladach kredensu Leopolda Blooma. A do tego są przecież jeszcze na wystawie strzępy ruchome, fragmenty filmów Wajdy, wyświetlane wysoko pod sufitem - twarze jak twarze duchów, przez małą chwilę żyjące na ścianach... Wystawa?

Poniedziałek

Tak, wystawa, ale to za mało, a raczej - niecelnie powiedziane. Z góry tego klepsydrowego piasku, który przybrał wiele kształtów zamarłych i ruszających się, Rafał Syska zbudował wystawę-wędrówkę. Owszem, każda wystawa jest w istocie synonimem łażenia od rzeźby, do rzeźby, od obrazu, do obrazu, od eksponatu, do eksponatu, tak. Lecz opowieść Syski to łażenie bardziej, to właśnie - wędrówka. Wędrowanie raczej tylko samotne, jak każda próba przejścia przez cudze życie, kiedy idzie się niespiesznie po cudzych śladach. Jest więc w Muzeum Narodowym labirynt kilku, kilkunastu sal mniejszych bądź większych, oddzielonych od siebie wiszącymi we framugach ciemnymi frędzlami i schodkami wiodącymi w górę lub w dół, sal w półmroku. Plamki jasności wykrawają z półmroku ślady. I idzie się od plamki, do plamki, idzie się ostrożnie, krąży się po postrzępionej pamięci Wajdy niczym po przepastnych szufladach Leopolda Blooma. Idzie się i szuka śladu jednego, góra dwóch, w których być może skropli się, jak uczył Dostojewski, cała opowieść, panoramicznie nie do ogarnięcia przecież. Jeden stary ślad zatem. Choćby zmatowiała szabla ojca Wajdy.

Środa

Inaczej mówiąc - labirynt Syski to w ostatecznym rachunku labirynt samotnych opowieści o Wajdzie, które każdy samemu sobie winien wysnuwać z tego lub innego śladu. Istnieje niebezpieczeństwo, a właściwie pewność, że za czas jakiś, raczej niewielki, Wajda stanie się głównie twórcą gigantycznych dzieł politycznych, społeczno-historyczno-politycznych, choćby Człowieka z marmuru, Człowieka z żelazalubKatynia, stanie się Wielkim Polakiem, Wielkim Patriotą oraz Wielkim Artystą-Obywatelem. Istnieje taka pewność, gdyż artysta zmarmurzony - przyjemny jest i łatwiutki w powszechnym użyciu. Rzecz nie w tym, iż Wajda taki nie był. Owszem, był. Rzecz w tym, że w swych opowieściach intymnych, kruchych, w Nastazji Filipownej, Pannach z Wilkabądź Brzezinie(też wedle prozy Iwaszkiewicza), był porównywalnie potężny, lecz w istocie dotkliwszy, bo mówił nie do Nas, a do każdego z nas z osobna. Nie po to, by wstrząsnąć plemieniem, lecz aby szepnąć w każde samotne, nie zbiorowe, ucho, że nic nie da się zrobić z kapaniem czasu, z końcem, z czekaniem na koniec, a pamięć jest nieuchronnie bezradna.

Niedziela

"Po Człowieku z marmuru zrozumiałem, że dalej nie mogę się już posunąć w moich staraniach o pokazanie prawdy, w jakim kraju żyjemy. I zrozumiałem, że muszę szukać innego tematu, jeżeli mam w ogóle robić filmy", wyznał kiedyś. Po czym dodał te słowa pamiętne: "W końcu pojąłem, że film polityczny to jedno, a kino to drugie". Dla naszej epoki sztuki maniakalnie publicystycznej - nieprzyjemnie kłopotliwe musi być to Wajdy rozróżnienie. I w roku 1979 nakręcił Panny z Wilka. Po premierze zapisał w dzienniku: "Mam zamiar zacząć nowe życie. Powolne, uważne i głębsze. Postanowiłem zauważać kolor oczu moich rozmówców". Istnieje filmowy dokument ukazujący Tadeusza Kantora, który maczanym w szarej farbie pędzelkiem delikatnie poprawia urodę manekinów. Odświeża im nosy, policzki i brody, patrząc długo, głęboko w szklane źrenice. Całkiem możliwe, że są to manekiny dzieci, które siedziały w ławkach Umarłej klasy, w szkolnych ławkach seansu ułomnej pamięci, zaludnionego widmami przyłażącymi z tamtej strony, by zatańczyć i zniknąć, seansu, co go Wajda sfilmował mniej więcej rok przed letnim zmierzchem, kiedy w pokoju jadalnym domostwa na Stawisku pokazał Iwaszkiewiczowi i garstce gości swą Nastazję Filipowną, i trzy lata przed dniami, gdy kręcąc Panny z Wilka- wprowadził do filmu samego Iwaszkiewicza, całego w czerniach. Ukazał go, jak rok przed śmiercią spaceruje z laską w garści po nostalgicznych kadrach filmu, albo, co w sumie na jedno wychodzi, po własnych jego, Iwaszkiewicza, akapitach Panien z Wilka, pisanych latem roku 1932 w Syrakuzach na Sycylii, w hotelowym pokoju z widokiem na źródło Aretuzy.

Wtorek

Wystarczy na chwilę zatrzymać się przy zmatowiałej szabli, a tyle furtek się otwiera! Jakie się uchylają przy innych śladach labiryntu Syski? I komu? Póki co niech starczy stara szabla. Kilka faktów i wyobraźnia układać zaczynają opowiastkę o zdarzeniu, przy którym mnie nie było. Oto Rogożyn wywrzaskuje nagle do Myszkina strzęp odległej przeszłości: "A tego oficera, tego oficera... pamiętasz, jak ona tego oficera przy muzyce rąbnęła, pamiętasz?!". Na co noga dzika oprawiona srebrem, secesyjny kałamarz z rżniętego szkła, walizka dziadka Lilpopa, portmonetka z kości słoniowej, stalowa boliera po cioci Maniusi, maszyna do pisania Erika i pędzelek do czyszczenia maszyny, i nieogarniona reszta pamiętliwych śladów na Stawisku - wszystko to piętro wyżej wzdycha niesłyszalnie: "A jak myślisz, młody człowieku?". Po czym jest cicho do końca.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji