Artykuły

Alicja Boniuszko (1937-2019)

Rzadko zdarza się, by artysta, który życie spędził z dala od Warszawy czy Krakowa, cieszył się u nas takim uznaniem, wręcz stał się legendą. Dokonała tego Alicja Boniuszko, której każda baletowa kreacja w Operze Bałtyckiej była wydarzeniem.

Jej biografia jest niezwykła także dlatego, że splotła się z biografią innej wybitnej artystki, Janiny Jarzynówny-Sobczak. Rodzina Alicji po repatriacji z Litwy po II wojnie światowej znalazła się w Gdańsku Wrzeszczu. "Mama przyprowadziła ją do mojego studia dla dzieci - wspominała Janina Jarzynówna-Sobczak. - Taki najmniejszy chrząszczyk, który od razu pokazał szpagat! Proporcje miała idealne, harmonijną budowę i niebawem okazało się, że mogę układać balet na niej. Jej ciało poddawało się moim próbom w sposób zupełnie niespotykany. Nie stawiało żadnego oporu, można je było modelować".

W wieku piętnastu lat zadebiutowała jako Ptaszek w "Piotrusiu i wilku" w choreografii swej profesorki. W programie oznaczono ją trzema gwiazdkami, uczniom nie wolno było wówczas występować na scenie. A potem, przez dwadzieścia dwa lata, do 1974 roku zatańczyła niemal wszystkie najważniejsze role w choreografiach Janiny Jarzynówny-Sobczak.

To nie były zwykłe repertuarowe premiery państwowej instytucji operowej. W powojennej Polsce Janina Jarzynówna-Sobczak jako pierwsza konsekwentnie uwalniała balet od schematu rosyjskiej klasyki. Uciekała od konwencji, szukała swobody ruchu, innej plastyki ciała. Wybierała utwory współczesnych kompozytorów - Arnolda Schönberga, Igora Strawińskiego, Antona Weberna. Namawiała polskich twórców - Bairda, Blocha, Lutosławskiego, Kilara czy Serockiego - by zgodzili się na tworzenie choreografii do ich muzyki. Oni początkowo nie byli chętni, na ogół mieli lekceważące podejście do baletu. Ale potem niektórzy z nich, jak choćby Juliusz Łuciuk, specjalnie komponowali dla gdańskiego zespołu.

"Nadając muzyce symfonicznej swój indywidualny wyraz i styl, godziła się na wspólne poszukiwania nowych form wyrazu. Praca rąk, szyi, pleców i nóg musiały łączyć się w jedną całość. Była to nareszcie wolność, ale nie dowolność! Ten proces tworzenia, nieograniczony niczym, cieszył, mimo że czasem czterogodzinna próba przynosiła układ choreograficzny zaledwie na jedną minutę muzyki!" - wspominała Alicja Boniuszko pracę nad rolą Dziewczyny w "Cudownym mandarynie" Bartoka w 1960 roku.

Ten spektakl i ta rola to było wówczas objawienie, przynajmniej dla krytyków otwartych na nowe prądy w sztuce. "Alicja Boniuszko wstrząsnęła widownią - pisała po Cudownym mandarynie Tacjanna Wysocka. - Miała w sobie maksimum tragizmu, ujętego w najoszczędniejszą formę, jeśli chodzi o mimikę, i w najbogatszą treść ruchową [...] o niesamowitej, do bólu doprowadzonej intensywności".

Mało kto dziś pamięta, że Alicja Boniuszko, tancerka o pięknej sylwetce, idealnej do baletów klasycznych, występowała wówczas naprzemiennie w Cudownym mandarynie oraz - w "Jeziorze łabędzim", gdzie była Odettą-Odylią. Bardzo szybko wszakże z tych ról zrezygnowała. Stworzyła natomiast kreacje w "Czterech esejach" Bairda, "Persefonie" Strawińskiego, w "Szeherezadzie" Rimskiego-Korsakowa, "Odwiecznych pieśniach" Karłowicza i wiele innych.

Zostały po nich tylko zdjęcia. Ale jest też film "Niobe" Stefana Szlachtycza z choreografią Janiny Jarzynówny-Sobczak kręcony na piaskach Łeby z wielką tytułową rolą Alicji Boniuszko jako symbolicznej Matki opłakującej dzieci poległe na wojnach świata. W jakich archiwach ten film spoczywa?

Wypowiedzi artystek z książki Barbary Kanold, "Rozmowy o tańcu. Janina Jarzynówna-Sobczak", Gdańsk 2003

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji