Artykuły

Bartosz Bielenia - grzesznik i święty w jednej osobie

O jego przyszłości zdecydował rzut monetą - to dzięki niemu zamiast do Łodzi poszedł na studia do Krakowa. Tam został jedną z gwiazd Narodowego Starego Teatru. Z kolei za sprawą "Bożego Ciała" teraz zaczyna swoją karierę w kinie.

Polski aktor teatralny i filmowy. Urodził się w 1992 roku w Białymstoku. Już jako dziecko występował w lokalnym Teatrze Dramatycznym i Teatrze Klaps. Po maturze zdał egzamin do krakowskiej PWST. Od 2013 roku grał w tamtejszym Teatrze Bagatela, gdzie zadebiutował rolą Hipolita w "Idiocie" Dostojewskiego. Podjął współpracę z Instytutem Grotowskiego we Wrocławiu, w ramach której wyjechał do Turcji, gdzie z młodymi aktorami z różnych stron świata założył zespół Theater Under The Tree. W 2014 roku otrzymał etat w krakowskim Narodowym Starym Teatrze. Jego najbardziej znaną rolą na tej scenie był "Hamlet" w reżyserii Krzysztofa Garbaczewskiego. W 2018 roku po odwołaniu Jana Klaty z funkcji dyrektora Starego Teatru wyjechał do Warszawy i zaczął występować w Nowym Teatrze. W kinie zagrał w filmach "Disco polo", "Na Granicy" i ostatnio - "Boże Ciało".

Gniazda

Już w nocy z niedzieli na poniedziałek dowiemy się, czy polski film "Boże Ciało" otrzyma statuetkę Oscara dla najlepszego obrazu zagranicznego. Tak naprawdę już sama nominacja ze strony amerykańskiej Akademii Filmowej jest wielkim wyróżnieniem. W tym dla grającego główną rolę Bartosza Bieleni. Młody aktor dowiedział się o nominacji za oceanem, gdzie wraz z resztą ekipy promował film.

- Spałem smacznie i śniłem, że jestem zającem złodziejem. Obudził mnie telefon od agentki z gratulacjami. Chwilę później posypały się wiadomości. Telefon od wzruszonych rodziców. Z niedowierzaniem odpisywałem na gratulacje. Sprawdzałem, czy to prawda, a jak już byłem pewny, to położyłem się spokojnie spać dalej - opowiada we "Wprost".

Wszystko wskazuje na to, że sukces "Bożego Ciała" uczyni z Bartosza nową gwiazdę polskiego kina. A może nawet nie tylko polskiego - bo kilka dni temu European Film Promotion zaliczył go do grona dziesięciu "wschodzących gwiazd" kina Starego Kontynentu - "Shooting Stars".

"Grzesznik i święty. Diabeł i anioł. Jeśli uważacie, że te przeciwieństwa nie mogą się spotkać w jednym człowieku, musicie to jeszcze przemyśleć. Dzięki Bartoszowi Bieleni zrozumiecie, że to możliwe" - napisano w uzasadnieniu.

***

Już od dziecka wyróżniał się niebanalną urodą. Wyjątkowo duże zęby na przedzie niczym płyty nagrobne sprawiały, że koledzy z podwórka wołali do niego "Bielenia, pokaż cmentarz!". Wychował się w najstarszej dzielnicy Białegostoku - Bojarach. Choć jego rodzice nie mieli nic wspólnego z aktorstwem, jego od małego ciągnęło do teatru. Już mając trzy lata, kiedy wystąpił w szkolnym balu przebierańców, trudno go było ściągnąć ze sceny. Nic dziwnego, że będąc zaledwie w pierwszej klasie podstawówki, zagrał główną rolę w "Małym Księciu" w lokalnym Teatrze Dramatycznym.

- Spędzałem w teatrze poranki i wieczory, najpierw przygotowując się do roli, później grając. Te dwa lata, które tam spędziłem, ukształtowały mnie, prawdopodobnie też dlatego, że trafiłem tam w wieku, kiedy wyobraźnia dziecięca się kształtuje, kiedy jest się tym chłonącym wszystko małym potworkiem, który dowiaduje się świata - wspomina w serwisie Afisz Teatralny.

Bartosz kontynuował dziecięcą przygodę z aktorstwem w Teatrze Klaps. To już było coś poważniejszego: wraz z przyjaciółmi oglądał nagrane spektakle najlepszych polskich reżyserów i marzył o tym, aby u nich kiedyś zagrać. Kiedy zdecydował się zdawać do szkoły teatralnej, rodzice nie byli tym zachwyceni. Wsparcie znalazł u sąsiada z bloku - Zdzisława Dąbrowskiego, wieloletniego reżysera Teatru Polskiego Radia.

Po maturze Bartosz zdecydował się złożyć papiery do trzech szkół aktorskich - w Warszawie, Łodzi i Krakowie. Przyjęto go do dwóch ostatnich. Nie wiedział, którą wybrać - i rzucił monetą. Kiedy frunęła ona w powietrzu, zrozumiał w ułamku sekundy, że chciałby uczyć się w Krakowie. Tę myśl potwierdził los -moneta wskazała, że powinien jechać na studia pod Wawel. Tak też się stało.

- Przez te 4 lata robi się naprawdę bardzo dużo. Jesteś zamknięty z ludźmi, którzy kochają to, co ty. Ja miałem olbrzymie szczęście - trafiłem na inspirującą, niezwykłą, pracowitą grupę. Mieliśmy możliwość testowania pewnych pomysłów i przeczuć w szkolnych salach teatralnych, gdzie odpowiedzialność jest jednak mniejsza, a pole do eksperymentu szersze - podkreśla

w Onecie.

***

Studiując w Krakowie, młody chłopak wynajął pokój w kamienicy, która stała na tyłach Sceny Kameralnej tamtejszego Starego Teatru. Nic więc dziwnego, że Bartosz żartował, iż to kolejny wyrok losu - i ta bliskość sceny sprawi, że niebawem będzie na niej występował. Nie minęły trzy lata i tak też się stało: Bielenia dostał propozycję występu w spektaklu "Edward II" wystawianym w Starym Teatrze.

Dyrektorem tej krakowskiej sceny był wówczas śmiało eksperymentujący reżyser Jan Klata. Tak mu się spodobała gra Bartosza, że zaproponował mu etat. Chłopak oczywiście się zgodził i został najmłodszym aktorem zespołu. Praca z Klatą i innymi reżyserami Starego Teatru okazała się dla niego spełnieniem marzeń.

- W Starym nikt nie starał się w żaden sposób kogokolwiek indoktrynować. Chodziło raczej o kreowanie wyobraźni. Tym eksplodowało dla mnie to miejsce. My młodzi spotykaliśmy się tam ze wspaniałymi, uznanymi aktorami i czuliśmy się absolutnie zaakceptowani. Wszyscy byli równi, doceniano naszą wyobraźnię, pojawiała się ciekawość związana z naszą perspektywą - deklaruje w magazynie "Lounge".

***

Współpraca Bartosza z krakowską sceną skończyła się, kiedy odwołano z funkcji jej dyrektora Jana Klatę. Młody aktor uznał to z większością swych kolegów i koleżanek za decyzję polityczną. Bez żalu postanowił wtedy przeprowadzić się do Warszawy, gdzie z otwartymi ramionami przyjęli go w Nowym Teatrze.

- Ludzie przewodzący temu teatrowi to osoby, które widzą, patrzą, oglądają, interesują się, dyskutują, zadają pytania. To mnie cieszy w obcowaniu z nimi i ciągle rozwija. Jestem wdzięczny za to, że ufają młodym ludziom, chcąc nas wziąć do siebie i zapytać: "A wy co myślicie na ten temat?" - mówi w magazynie "Lounge".

Z czasem Bielenia zdecydował się spróbować swych sił również w filmie. Drugoplanowe role w "Disco polo" i "Na granicy" zwróciły na niego uwagę kinowych reżyserów. Konsekwencją tego okazała się główna rola w "Bożym Ciele".

- Przygotowanie do roli Daniela w "Bożym Ciele" było czysto fizyczne. To było super, że ktoś mi się kazał ruszać, coś robić. Akurat miałem trochę wolniejszy moment przy innych projektach i mogłem się temu całkowicie oddać

i na tym skupić. To nie chodziło nawet o jakąś wielką przemianę do roli, tylko raczej uprawdopodobnienie tych wszystkich okoliczności, które towarzyszą Danielowi - opowiada w Interii.

Dzisiaj Bartosz mieszka w Warszawie z dziewczyną i psem o imieniu Kredyt, na którego trafił kiedyś na środku szosy, jadąc na wakacje na Mazury.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji