Artykuły

"Poznać śmierć - tętniącym życiem zachłysnąwszy się po gardło"*

Reżyserka wyciągnęła ze scenariusza Piotra Rowickiego, ile się dało. Choć tekst prowadzi nas przez koleje życia Ginczanki, w monolog wplecione są wiersze, to jednak potrzeba by czegoś więcej - o monodramie "Ginczanka. Przepis na prostotę życia" Piotra Rowickiego w reż. Anny Gryszkówny i wykonaniu Agnieszki Przepiórskiej, w Teatrze na Plaży w Sopocie, pisze Paulina Janas z Nowej Siły Krytycznej.

Premiera "Ginczanka. Przepis na prostotę życia" to koprodukcja sopockiego Teatru na Plaży z Teatrem Łaźnia Nowa z Krakowa. Spektakl w reżyserii Anny Gryszkówny można obejrzeć w obu teatrach. Agnieszka Przepiórska wciela się w Zuzannę Ginczankę.

Dwa różne oblicza bohaterki są jak dwa różne kolory oczu poetki - z natury szczęśliwa dziewczyna w najlepszym momencie życia doznaje piekła. Ta przepaść buduje w niej siłę, dumę i odwagę. Nawet przyjaźń z Julianem Tuwimem czy przesiadywanie z Witoldem Gombrowiczem w kawiarni nie uchroni jej od antysemickich wyzwisk i poniżeń. Uroda stała się jej piętnem.

W akcję wprowadzają zdjęcia Ginczanki grającej w tenisa, pełnej wigoru i radości. Agnieszka Przepiórska wchodzi na scenę z rakietą tenisową, w odpowiednim stroju. Samopoczucie wywalczyła sobie zaciętością, dumą i wiarą w spełnianie marzeń. To, że pochodzi się Równego na Wołyniu, nie znaczy, że jest się na to miejsce skazanym. Wyrusza na studia humanistyczne do Warszawy w 1935 roku. Opuszcza babcię, rodziców przy niej nie ma: ojciec wyjechał na Zachód spełniać się aktorsko, a matka wyszła za mąż za czeskiego browarnika i osiadła w Hiszpanii.

Dumna Żydówka nie ma w stolicy prostego życia. Nawet tak optymistyczna osoba jak Zuzanna Polina Gincburg popada w smutek, towarzyszy jej ciągły strach. Recytowane przez Agnieszkę Przepiórską wiersze zdumiewają dojrzałością, wagą każdego słowa. Rodzą się w niej od najmłodszych lat z pragnienia wielkich rzeczy i z doznawanego cierpienia, z potrzeby mówienia o kobiecości i z zawodu drugim człowiekiem, z miłości do życia i z życia w strachu. Nawet leżąc w pustej wannie w krakowskim mieszkaniu potrafi tłumaczyć sobie, że hałas dobiegający z ulicy to nic innego jak kobiece obcasy, a szybkie kroki na klatce to tylko spieszący się do ukochanej mężczyzna z bukietem.

Siedząca na stołku aktorka przejmująco nakreśla historię starającej się wytrwać dziewczyny. Nie potrzeba tu wanny, ani głośnych dźwięków, by wyobrazić sobie rzeczywistą scenę. Marzycielstwo zostało jej do końca życia. Gdy wyobraża sobie, co robi po wojnie, gdy mówi o wyjazdach, karierze, ale też - co dotyka najmocniej - na placu przed egzekucją. Wspomina o codzienności, że będzie potrzebowała butów, podaje dokładny rozmiar. Rozstanie z ukochany życiem, które wcale nie było dla niej łaskawe, kończy spektakl. Potrafi wybaczać. Wzruszającą recytację "Non omnis moriar" wieńczy myślą, że przecież Chominowa nie wydała jej Niemcom z nienawiści czy chęci przejęcia dobytku. Dziewczyna ucieka do Krakowa, wychodzi za mąż. Robi to z potrzeby bezpieczeństwa, chce, by ktoś się nią opiekował. Nie ujawnia się, rok siedzi w mieszkaniu. Na kilka tygodni przed wkroczeniem do Krakowa wojsk rosyjskich zostaje schwytana przez żołnierzy niemieckich. Znajduje w tym jednak ogromną zaletę - już nie musi się bać. Może krzyczeć. Wreszcie nie musi lękać się najmniejszego szelestu. Cały ten czas nie sprzątała w mieszkaniu, nie wyglądała przez okno, by się nie zdradzić.

Muzyka Michała Lamży w prosty sposób sygnalizuje wjazd do upragnionej Warszawy, nudne tony przerywa jazz. Dziewczyna jest zachwycona. W scenie nękania żydowskich studentów przez polskich, słyszymy "Rotę". Minimum scenografii i kostiumów Anny Marii Karczmarskiej jest dla spektaklu optymalne, słowo wybrzmiewa tym mocniej. Rekwizyty to stołek, rakieta tenisowa, broń (Ginczanka w szaleństwie biega naśladując zbrodniarzy), walizka z naklejką Madagaskar (nawiązanie do "Murzynki z Równego", jak była nazywana), płaszcz, kartki z wierszami zapisanymi przez zakochanego w niej jeszcze w Równem Józefa Łobodowskiego. Pisał o niej przez kolejne czterdzieści lat, choć ich znajomość skończyła się szybko koszem od poetki.

Aktorka prosi mężczyzn na widowni o przeczytanie wierszy. Pomysłów na kontakt z publicznością jest więcej, często domaga się potwierdzenia swoich myśli. Agnieszka Przepiórska jest absolwentką Wydziału Aktorskiego w Państwowej Wyższej Szkole Sztuki Teatralnej i Filmowej w Sankt Petersburgu. Parokrotnie przekonuje o bezbłędnej wymowie języka rosyjskiego, przytaczając choćby słowa babki kierowane do bohaterki.

Reżyserka wyciągnęła ze scenariusza Piotra Rowickiego, ile się dało. Choć tekst prowadzi nas przez koleje życia Ginczanki, w monolog wplecione są wiersze, to jednak potrzeba by czegoś więcej. A może dramatyczniejsze byłoby pokazanie tej historii od sceny końcowej? Niemniej opowiedzenie dwudziestu siedmiu lat życia, całego życia, w ciągu osiemdziesięciu minut powodzi się.

* Zuzanna Ginczanka, "Miłość"

---

Paulina Janas - absolwentka filologii polskiej na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie (specjalizacja teatrologiczna i edytorska). Studentka III roku śpiewu solowego w Akademii Muzycznej w Gdańsku.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji