Artykuły

Jednak chyba eksperyment

Śledziłem dotychczasową dyskusję toczną się na łamach "Głosu", przyznawałem w pewnych sprawach rację "tradycjonalistom", w innych "nowoczesnym". Nie mogę jeszcze dziś zrozumieć dlaczego muzyka milknie w momentach, gdzie prawem najprostszych zasad akustyki fizykalnej powinna być słyszana; rozumiem za to wiele innych rzeczy. I obstaję wbrew opinii p. Barskiego, żeby tę inscenizację "Wesela" nazywać eksperymentem.

Bowiem dyr. Byrski próbował ukazać nowe, zresztą może nie tyle nowe, co zagubione w dotychczasowych inscenizacjach tego dramatu wartości. Wartości zagubione wśród krzykliwej fasadowości i fanfaronady, które zazwyczaj podczas wystawiania tego dramatu w teatrach polskich wprost szokowały widza i mordowały ideę dzieła. Jeśli "tradycjonaliści" pytają, a szczegółowiej Jeśli p. Barski pyta: "...co inscenizator zamierzał osiągnąć przedstawiając "Wesele", pozbawione jego istotnych założeń, mieszczących się w silnie zarysowanym środowisku, konkretnym czasie i miejscu akcji" i odpowiadają, że ta inscenizacja nic nie dała, to w pewnym sensie odejmują wartości temu dramatowi.

Dzieło sztuki będzie żywotne tylko wtedy, jeśli w nim samym tkwi jakaś iskra "preaktualności", po wsiała i będąca w nim z chwilą tworzenia go przez artystę; iskra, która po latach dajmy na to 50-ciu, ma szansę wyjścia na plan pierwszy, dlatego, że stwarza podstawy do jakiegoś, nazwałbym to "uniwersalizmu społecznego" i historycznego utylitaryzmu, a więc do tych cech, które odbiorcy pozwalają bez silnej konkretyzacji środowiska, czasu i miejsca na scenie, powiedzieć: "...Jakby to dzisiaj było..." Dyr. Byrski miał chyba właśnie dlatego prawo przeprowadzić i nazwać tę inscenizację eksperymentem, w poszukiwaniu ukrytej współczesności dzieła. A to, czy Wyspiański okazał się mniej lub bardziej współcześnie aktualnym w porównaniu np. do Szekspira, to już sprawa do dyskusji.

Trudno się p. Barskiemu zgodzić na to, iż eksperyment można ograniczyć do "postawionych a priori założeń, bez względu na ich wymowę". Każdy eksperyment, sceniczny także, to w mniejszym lub większym stopniu sztucznie i specjalnie wywołane zjawisko, celem jego naukowej obserwacji. Niezgodność wyników eksperymentu z postawioną hipotezą będzie Jej zaprzeczeniem. Ale najważniejsze; że dyr. Byrski decydując się na ten inscenizacyjny eksperyment założył, iż wywoła dyskusję. To było jedną z jego hipotez. Eksperyment udał się, choćby w pewnym stopniu. Mamy dyskusję...

Atoli rozbroił mnie p. Barski całkowicie uwagą, że Jeśli młodzieży podoba się rock and roli i Presley i "wiele innych rzeczy", to nie należy brać na serio tego, iż z zadowoleniem przyjęła ona właśnie takie "Wesele". Nie wiem zresztą o jaką młodzież mu chodzi, czy polonistyczną, do której piszący te słowa należy, ale jedno jest pewne: rock and roll podoba nam się dlatego, że jest prosty i nie potrzeba doszukiwać się w nim "wartości"; za jego krzykliwością się nic nie kryje.

Ale nie rozumielibyśmy, gdyby "Wesele" polukrowano i zaciemniono krzykliwą, jak to już wyżej wspomniałem, fanfaronadą i fasadowością, gdyby próbowano nam dać dawkę taniego sentymentalizmu i trochę jakże miłej sercu piosneczki w rodzaju: "Hej, kto Polak na bagnety". Zewnętrzne przeżycia estetyczne, to jeszcze nie wszystko.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji