Artykuły

Krzysztof Czeczot: Politycy lubią fanów disco polo, bo to ogromny elektorat

- Staram się być człowiekiem kreatywnym, otwartym na różne propozycje, które niesie życie. Bardzo również lubię to, co robię. Pasjonuje mnie aktywność w obrębie sztuki, czy to jest film, czy to jest teatr, czy też praca ze studentami w łódzkiej filmówce - mówi aktor Krzysztof Czeczot.

W piątek wchodzi do kin film "Zenek", oparty na biografii największego gwiazdora disco poło - Zenka Martyniuka. My rozmawiamy z wcielającym się weń aktorem Krzysztofem Czeczotem. Opowiedział nam on nie tylko o swej aktorskiej pasji, ale też otworzeniu popularnych audiobooków i słuchowisk.

Co sprawiło, że zdecydował się pan zawalczyć o rolę Zenka Martyniuka?

- Przede wszystkim scenariusz i reżyser - Jan Hryniak, którego cenię i lubię. Do tego ważnym aspektem była sama postać Zenona Martyniuka. Dla aktora to zawsze niezwykle interesujące zagrać osobę ze świata, w którym na co dzień nie funkcjonuje.

No właśnie: wcielenie się w aktualnie żyjącą i wszystkim znaną osobę jest trudniejsze od zagrania osoby fikcyjnej?

- Tak, bo wszyscy siłą rzeczy doszukują się podobieństw - czy aktor chodzi jak pierwowzór, czy mówi i wygląda tak samo itd. Pracując nad tą rolą, zdecydowaliśmy z reżyserem, że nie będziemy kopiować Zenona Martyniuka. Wykorzystaliśmy dwa, trzy charakterystyczne dla niego zachowania i zbudowaliśmy na tym postać gwiazdy disco polo w szerszym ujęciu. Jasne, że w naszym filmie bohaterem jest znany wszystkim dobrze Zenek Martyniuk, ale model jego kariery mógłby pasować do każdej innej gwiazdy. Zaczyna się niewinnie - z potrzeby pasji, miłości do tworzenia, a potem przychodzą pieniądze, grono "doradców" dookoła, pojawia się zawiść i zazdrość. Pokazaliśmy gwiazdę, po której widać, że kariera to ogromny koszt i wysiłek.

Jak się pan przygotowywał do tej roli? Bazował pan wyłącznie na scenariuszu, czy sięgnął też po różne źródła: zapisy wideo lub wywiady z Zenkiem?

- W pracy nad rolą najważniejsze jest dla mnie zawsze spotkanie z reżyserem - zaczynamy od rozmowy, jaki film chcemy zrobić i potem, jak widzimy postać w tym filmie. Obejrzałem dziesiątki wywiadów z Zenonem. Zapoznałem się z twórczością zespołu Akcent, porozmawiałem trochę z ludźmi z otoczenia Zenona, ale jak powiedziałem wcześniej, nie chcieliśmy kopiować jeden do jeden głównego bohatera.

Jak wypadło osobiste spotkanie z prawdziwym Zenkiem? Czy pomogło panu w budowaniu roli?

- Nie otrzymywałem żadnych wskazówek od Zenona. Spotkaliśmy się na planie trzykrotnie. Raz przed zdjęciami. Zenon Martyniuk to bardzo sympatyczny człowiek. Skromny, uśmiechnięty i otwarty. Miło sobie pogadaliśmy, ale Zenon na żadnym etapie mojej pracy nie dawał mi wskazówek. Nie było to potrzebne. Na planie filmowym wskazówki zawsze przychodzą od reżysera.

Ponoć usłyszymy z ekranu piosenki Zenka w pana wykonaniu. Jak się panu śpiewało disco polo?

- Śpiewam zaledwie fragmenty utworów Zenona Martyniuka. Nie miałem z tym większych problemów. Muzyka disco polo jest dosyć prostą strukturą muzyczną. Trudnością dla mnie było jedynie to, że Zenon śpiewa dosyć wysoko, więc postanowiliśmy, że nie będę podrabiał głosu Zenona, tylko zaśpiewam jak potrafię najlepiej swoją własną barwą.

"Zenek" jest wyłącznie biografią gwiazdora disco polo czy próbuje też odpowiedzieć na pytanie, co sprawia, że disco polo cieszy się obecnie tak wielką popularnością nad Wisłą?

- Nasz film opowiada bardzo uniwersalną opowieść o ludziach i ich marzeniach. To też nie jest biografia Zenona Martyniuka w stu procentach. W filmie znalazły się też wątki innych osób. "Zenek" pokazuje również, jak rodziła się kultura disco polo, pokazuje Podlasie, ludzi tam mieszkających, ale też portretuje końcówkę PRL-u. Dzięki temu filmowi znowu możemy popatrzeć sobie, jak to kiedyś, zupełnie niedawno było i jak bardzo zmieniła się Polska w ostatnich 30 latach.

Polacy lubią tańczyć do disco polo i chodzą na koncerty tego rodzaju zespołów. Co ciekawe jednak - nie kupują ich płyt. Jaki będzie zatem los filmu? Fani Zenka zechcą pójść do kina?

- Nie wiem tego. Wiem jednak, że nasz film, który już miałem okazję zobaczyć, to zupełnie inne kino niż większość widzów się spodziewa. I że skierowany jest do znacznie szerszej grupy odbiorców niż tylko fanów disco polo.

Telewizja Polska sprawiła, że w ostatnich latach słuchanie disco polo jest swego rodzaju deklaracją polityczną - i oznacza poparcie dla PiS. Film będzie wolny od tego rodzaju skojarzeń?

- Tak. W filmie nie ma cienia polityki. Pozwolę sobie tutaj na drobny komentarz pozafilmowy. Z muzyką disco polo romansował prezydent Kwaśniewski, PSL, PO, SLD, Samoobrona, nawet Paweł Kukiz zaśpiewał coś, co przypominało disco polo. Teraz robi to PiS, a potem pewnie będą robić to kolejni rządzący. Dla mnie to zupełnie zrozumiałe, że polityka lubi disco polo i ich fanów, bo to przecież ogromny elektorat.

Większość polskiego środowiska artystycznego odcina się od disco polo. Nie obawia się pan, że po występie w "Zenku" spotka się pan z jego ostracyzmem?

- Nie obawiam się. Jestem aktorem i moim zadaniem jest po prostu dobrze wykonać swoją pracę. Na tyle przekonująco, by z jednej strony podobało się to publiczności, a z drugiej, żeby kolejni reżyserzy chcieli ze mną pracować. W moim dorobku są różne role, od psychopatycznego Oskara z "Pitbulla" Patryka Vegi, przez legendarnego opozycjonistę Józefa Piniora u Waldemara Krzystka w "80 milionów", aż po bohaterów komedii romantycznych. I teraz do swojej talii kart dołożyłem króla disco polo. Za chwilę startują kolejne projekty.

Podobnie jak Zenek Martyniuk pochodzi pan z małego miasteczka. To chęć wyrwania się z niego zainspirowała pana do zajęcia się aktorstwem?

- Raczej przeżywanie różnych istnień, wchodzenie w buty odmiennych od siebie bohaterów - jest w zawodzie aktora najciekawsze i to mnie inspiruje. Ta niezwykła możliwość metamorfozy.

Gra pan z powodzeniem w teatrze, kinie i telewizji. Które z tych mediów jest najbliższe pana sercu?

- Zdecydowanie film jest moją największą miłością. W teatrze pracowałem bardzo intensywnie przez pierwsze 10 lat swojej kariery. To świetny czas, ale ja ciągle potrzebuję kolejnych wyzwań i kolejnych inspiracji. Kino daje mi taką możliwość.

Widzowie kinowi znają pana przede wszystkim z wielu charakterystycznych ról drugoplanowych. Tego rodzaju role też mogą być satysfakcjonujące dla aktora?

- Jasne, że tak. Nawet bardzo. Uczono mnie - co zresztą obecnie powtarzam swoim studentom - że nie ma małych i dużych ról. Są źle i dobrze zagrane role. I to jest w mojej ocenie najbardziej wartościowy podział.

Polscy reżyserzy widzą pana głównie jako sympatycznego i roztargnionego intelektualistę w okularach. Uwiera pana już trochę ten image?

- Takie propozycje dostawałem jeszcze kilka lat temu. I zupełnie mi to nie przeszkadzało. Teraz dostaję propozycje bardziej mrocznych bohaterów. Najgorzej w naszym zawodzie to nie dostawać żadnych propozycji. Jak zresztą w każdym innym.

Jest pan jednym z najważniejszych twórców audiobooków i słuchowisk w Polsce. Co sprawiło, że zajął się pan tego rodzaju aktywnością?

- Od zawsze pasjonował mnie dźwięk i to, co dzieje się w głowie słuchacza, kiedy zanurza się w dobrze zrobionym świecie audio. W przestrzeni dźwięku jest wiele magii i co mnie najbardziej cieszy, tę magię można ciągle przekazywać na wiele różnych sposobów.

Co jest dla pana najciekawsze w tworzeniu tego rodzaju dzieł?

- Nieustanny rozwój. W Osorno Media, firmie, którą prowadzę, staram się nie robić zwykłych słuchowisk, audiobooków i podcastów. Nasze motto brzmi: tworzymy film bez obrazu. Audio jest medium, w którym ciągle można coś zrobić po raz pierwszy. Kilka lat temu stworzyłem słuchowisko, w którym nieżyjący aktor, Roman Wilhelmi rozmawia na podstawie dawnych nagrań z żyjącym - Adamem Woronowiczem. Następnie rozpoczęliśmy produkcję seriali audio, które teraz zaczynają cieszyć się niezwykłą popularnością, w tym pierwszy polski serial z wykorzystaniem przestrzennego dźwięku 3D, który powstał na zamówienie EMPiK GO. Od roku bardzo mocno rozwijamy działalność w ramach nowej firmy Osorno Media. Właśnie ta możliwość ciągłego rozwoju jest dla mnie interesująca.

Dziełem pana życia można chyba nazwać "Biblię Audio". Co pana skłoniło do podjęcia tego przedsięwzięcia?

- "Biblia Audio" to bardzo ważny projekt, ale nie nazwałbym go dziełem mojego życia. Ja mam dopiero 40 lat, więc mam nadzieję jeszcze coś zrobić. Bardzo chciałem stworzyć największe w Europie słuchowisko. Epickie, z wielkim rozmachem. Chcieliśmy stworzyć utwór, który będzie łączył ludzi. I to nam się udało. Trzeba pamiętać, że w naszej produkcji udział wzięło prawie 500 wykonawców i 10.000 statystów. "Biblia Audio" dostępna jest w aplikacji mobilnej, jak również na płytach kompaktowych. I wiele osób po nią sięga. Właśnie dzięki temu jak nowocześnie brzmi dźwięk, jak grają aktorzy, tak bardzo przypadła do gustu naszym słuchaczom. Teraz tworzymy wersję anglojęzyczną, a potem - hiszpańską.

Poza aktorstwem i produkcją audiobooków reżyseruje pan w teatrze, pisze dramaty, a nawet ma na swym koncie libretto operowe. Co sprawia, że sięga pan ciągle po różne rodzaje wypowiedzi artystycznej?

- Staram się być człowiekiem kreatywnym, otwartym na różne propozycje, które niesie życie. Bardzo również lubię to, co robię. Pasjonuje mnie aktywność w obrębie sztuki, czy to jest film, czy to jest teatr, czy też praca ze studentami w łódzkiej filmówce. Lubię ludzi, lubię kontakt z ludźmi. To jest moje powietrze. Sztuka to przestrzeń, w której nic nigdy nie jest takie samo. Mój każdy dzień jest inny od poprzedniego. To mnie bardzo pociąga. Różnorodność.

***

Na zdjęciu: Krzysztof Czeczot jako Zenek Martyniuk.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji