Artykuły

Mam perwersyjne upodobania estetyczne

- Interesują mnie wszyscy artyści, którzy tworzą i żyją "w poprzek", na przekór oczekiwaniom - mówi reżyser JAN KLATA.

MIEJSCE

W ruchu. Dwudziestoletni niebieski volkswagen T2, który moje córeczki nazwały Nautilus. Znakomity do prowadzenia życia rodzinnego, jak również towarzyskiego (przestronne wnętrze, stolik!). Nigdy nas nie zawiódł. Dziewczyny go kochają.

MUZYKA

Mam perwersyjne upodobania estetyczne. Lubię rzeczy, których - robiąc spektakle - sam unikam. Płyty zajmują w moim mieszkaniu mnóstwo miejsca, co jest absolutnie nieekonomiczne zważywyszy ceny metra kwadratowego w Warszawie. Pasjonuje mnie muzyka dawna. Jest w niej coś, co budzi mój niesamowity podziw. To chęć odkrycia czegoś pierwotnego, istoty dźwięku z XV czy VIII wieku. A potem ogromne poświęcenie, ukrycie się za tą pierwszą nutą. Płyty traktuję z czułością, odkurzam je. Kiedyś pod stertą gazet znalazłem w kiosku pismo "Canon" poświęcone interpretacjom muzyki dawnej. Na dłuższy czas stało się moim przewodnikiem. Bardzo ważną postacią jest dla mnie Jordi Savall. Przykład muzycznego erudyty. Jego kolejnym nagraniom krytycy zarzucają to samo: że są zbyt perfekcyjne. Najbardziej niezwykłą jego płytą jest "Carlos V". Fascynujący jest też dla mnie Biber i jego cykl sonat misteryjnych na skrzypce inspirowanych tajemnicami różańcowymi - taka próba przełożenia tajemnic teologicznych na język dźwięku. Ale nie tylko w muzyce dawnej szukam inspiracji. Interesują mnie wszyscy artyści, którzy tworzą i żyją "w poprzek", na przekór oczekiwaniom. Taki jest, a raczej był, wielki kanadyjski pianista Glenn Gould. Ekscentryk z nieprawdopodobnym poczuciem humoru. Jego "Wariacje Goldbergowskie" poleciały przecież w kosmos! Do moich ulubieńców należy też Captain Beefheart - legenda awangardy lat 60. Uwielbiam jego artystyczną dezynwolturę w połączeniu z ogromną samodyscypliną. I jeszcze Robert Wyatt - wspaniały perkusista i zdumiewający wokalista. Wielki muzyczny outsider. Kiedyś na imprezie uznał, że potrafi latać. Dziś jest przykuty do wózka inwalidzkiego. I można by się spodziewać, że swoim graniem będzie wyrażał tylko ból i gniew. Tymczasem tworzy najłagodniejszą muzykę, jaką znam. Nigdy nie wydal złej płyty.

KSIĄŻKI

Lubię szperać po antykwariatach i punktach z tanimi książkami. Jednym z moich odkryć jest Michał Choromański, a szczególnie jego "Giownictwo, moglitwa i praktykarze". To osnuta na motywach autobiograficznych opowieść o ludziach wplątanych w szaleńczą tajemnicę. W innych książkach pisarza kapitalne są opisy przedwojennej Warszawy, sylwetki kobiet i historie szpiegowskie, czyli wszystko to, na czym Choromański znał się najlepiej. Z kolei "Glenn Gould albo sztuka fugi" Stefana Riegera to wnikliwa opowieść o moim ulubionym pianiście i sztuce w ogóle. No i oczywiście Norwid - mon amour. Outsider absolutny. Zaraziła mnie nim matka. Jego dramaty do mnie nie przemawiają, ale wiersze kocham. Jest taki wiersz, który pomógł mi przetrwać okres, kiedy hartowała się stal - czas 6-letniego bezrobocia. Nazywa się "Fatum": Jak dziki zwierz przyszło Nieszczęście do człowieka/I zatopiło weń fatalne oczy.../ - Czeka - /Czy człowiek zboczy?// Lecz on odejrzał mu - jak gdy artysta/ Mierzy swojego kształt modelu /I spostrzegło, że on patrzy - co? skorzysta/Na swym nieprzyjacielu:/I zadumiało się całą postaci wagą/- I nie ma go!

Liczba dzieci sztuk trzy skazuje mnie na regularne interpretowanie przygód Mikołajka. Ostatnio na topie jest I Hiszeńka.

FILMY

Z żoną rzadko chodzimy do kina. Ostatnio, czyli pół roku temu, byliśmy na filmie "Trzy pogrzeby Melquiadesa Estrady". To bardzo dobry staro testamentowy western Tommy'ego Lee Jonesa. Najczęściej oglądamy filmy w domu na DVD. W kinie przeszkadza mi, że przed seansem trzeba odcierpieć nawałnicę reklam, trailerów i smród popcornu.

Dobrym wynalazkiem są filmy dołączane do czasopism. Pisma są coraz gorsze, ale filmy coraz lepsze. Na przykład "21 gramów" - rzecz pod każdym względem intrygująca z magnetycznym Seanem Pennem. Często też przywożę sobie filmy z podróży. Z Berlina przyjechała ze mną ostatnio biografia Boba Mana nakręcona przez Martina Scorsese, "No Direction Home" - taka XX-wieczna opowieść o Ameryce i człowieku, który odważnie idzie wbrew powszechnym oczekiwaniom. Z kolei "Casanovę" powinienem był obejrzeć przed maturą. Wprawdzie czasy licealne spędziłem w kinie Iluzjon, gdzie obejrzałem całego Felliniego, oprócz "Casanovy" wiaśnie. Dopiero niedawno udało mi się to nadrobić. To wielki, ogromnie śmieszny, smutny i zdumiewający obraz, istny Teatr Telewizji!

KUCHNIA

Kiszonki wprawiają mnie w dobry nastrój, powodują radosną fermentację. Są taką słowiańską, sarmacką wręcz potrawą. Dość ekscentryczną, a jednak swojską. To powinien być nasz główny produkt eksportowy. Kiszonki forever!

***

JAN KLATA - rocznik 1973, reżyser teatralny, dramaturg. Jego pierwszą samodzielną realizacją teatralną był "Rewizor" wg Mikołaja Gogola w Wałbrzychu (2003). Następnie we Wrocławiu wystawił własną sztukę "Uśmiech grejpruta". Jego kolejne głośne inscenizacje to m.in. "Lochy Watykanu" wg Gide'a, "Nakręcana pomarańcza" Burgessa w Teatrze Współczesnym we Wrocławiu oraz "H." wg Szekspira i "Fanta$y" wg Słowackiego w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku. Laureat paszportu "Polityki" za "nowatorskie i odważne odczytywanie klasyki, za pasję i upór, z jakim diagnozuje stan polskiej rzeczywistości i bada siłę narodowych mitów".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji