Artykuły

Jerzy Gruza. Kronikarz socjalistycznego mieszczaństwa

Nie żyje Jerzy Gruza - reżyser, scenarzysta i aktor. W wieku 87 lat zmarł artysta z komediowym węchem, jak mówiono. Filmowy ojciec "Czterdziestolatka" i "Wojny domowej", seriali, które biły rekordy oglądalności. Przez wiele lat był związany z Trójmiastem. W Gdyni miał dom, był też dyrektorem gdyńskiego Teatru Muzycznego i dyrektorem festiwalu piosenki w Sopocie.

Przed trzema laty na gdyńskim festiwalu filmowym odbierał Platynowe Lwy za całokształt. Wówczas rozmawiałam z artystami, którzy go znali i szanowali. Wojciech Marczewski, przewodniczący Rady Programowej gdyńskiego Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych, nie miał wątpliwości, że Jerzego Gruzę należało już dawno uhonorować. I to z wielu powodów - za filmy, seriale, setki programów TV, spektakle teatralne, za nowatorski język, który wprowadził do polskiej telewizji, i za życzliwy, ale ironiczny, często szyderczy opis naszej rzeczywistości. Ale swoje prywatne Platynowe Lwy - jak dodał - przyznał Gruzie za realizację dwóch Teatrów Telewizji: "Mieszczanin szlachcicem" z Bogumiłem Kobielą i "Rewizora" z Tadeuszem Łomnickim. Oba wybitne i niezapomniane.

Gdyby to telewizyjna widownia miała przyznawać Lwy, to pewnie przyznałaby je Jerzemu Gruzie m.in. za stworzenie fenomenu "Czterdziestolatka", który od... czterdziestu lat się nie starzeje. Podobnie jak słowa Ireny Kwiatkowskiej, jednej z bohaterek tego serialu: "Ja jestem kobieta pracująca i żadnej pracy się nie boję".

Ten cytat można było też odnieść do samego Jerzego Gruzy. Reżyser, scenarzysta, okazjonalnie aktor, twórca wielu programów telewizyjnych, m.in. "Poznajmy się" i "Małżeństwo doskonałe", rodem z Warszawy, ale przyklejony na wiele lat do Trójmiasta, chętnie dzielił swoje życie na etapy.

Był więc etap festiwalowy. Przez lata bowiem realizował festiwal piosenki w Sopocie. Był też etap musicalowy, kiedy pełnił funkcję dyrektora Teatru Muzycznego w Gdyni, i to czasy jego szefowania (lata 80. ubiegłego wieku) nazwano okresem złotym w tym teatrze. Wtedy udało się wystawić tak wielkie musicale jak "Skrzypek na dachu", "My Fair Lady" czy "Jesus Christ Superstar".

Ale ten najbardziej znany etap to filmowy i serialowy.

Sam Jerzy Gruza często słyszał pytanie: czy Stefan Karwowski to pan?

W jednym z wywiadów odpowiadał na to tak: - Robiąc "Czterdziestolatka", ja i współscenarzysta serialu Krzysztof Teodor Toeplitz również mieliśmy po 40 lat, to samo przeżywaliśmy. Dlatego ich problemy nie były wzięte z powietrza. Jednak najwięcej jest mnie w "Dzięciole". Potem w "Motylem jestem". Świat fikcji, show-biznesu i kontrast z prawdziwym życiem - mówił. Powtarzał: - Jestem człowiekiem telewizji.

Dla niego telewizja była jak ta ziemia nieznana, która otworzyła wiele możliwości. Ale mówił też: - Nie ma nic gorszego na ekranie, niż prawda do końca. Oznacza ona jedno - film dokumentalny albo reportaż w gazecie. A mnie chodziło o coś innego - kreowałem rzeczywistość, doprowadzałem do pewnych absurdalnych sytuacji, by była śmieszna.

Zdaniem filmoznawcy prof. Krzysztofa Kornackiego, Jerzy Gruza stał się kronikarzem socjalistycznego mieszczaństwa. Takiej warstwy średniej, która w epoce najpierw Gomułki, potem Gierka w ten lub inny sposób stabilizowała się, bogaciła. Jej dylematy egzystencjalne czy erotyczne przebijały się w tych filmach.

- Najlepszym dzisiaj zapisem tego socjalistycznego mieszczaństwa jest właśnie serial "Czterdziestolatek". Można powiedzieć - największy hit Jerzego Gruzy. Z zacięciem satyrycznym, i to dość ostrym. Ale z pewnym zdumieniem skonstatowałem, że część filmów kinowych Gruzy miała jakieś problemy z cenzurą obyczajową czy polityczną. Niektóre były "półkownikami" - jedne były słabe, a inne zbyt odważne, jak na swój czas. Tak było z filmem "Przeprowadzka", w którym znalazły się mocne sceny erotyczne. Można więc powiedzieć, że portretując to mieszczaństwo socjalistyczne, Gruza dotykał obyczajowych tabu, które niekoniecznie musiały się decydentom podobać - oceniał prof. Kornacki.

Kiedy rozmawialiśmy ostatni raz, na pytanie czy drażni go to, co się dzieje dookoła, Jerzy Gruza odparł: - Wszystko mnie drażni, tandeta w polityce, kulturze, telewizji. Łapanie się za łby. Poziom wszystkiego jest dołujący - mówił. Wtedy też wspominał o projekcie dotyczącym dalszych losów "Czterdziestolatka", który teraz byłby studentem uniwersytetu III wieku. Ale telewizja nie była nakręceniem kolejnej części serialu zainteresowana. Niestety, już nie nakręci dalszych losów "Czterdziestolatka".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji