Artykuły

Triumf wolności i człowieczeństwa

Już dziś można powiedzieć, ze "Ça ira" - misterium z muzyką Watersa, było wydarzeniem kulturalnym, które w Poznaniu będzie się wspominać jeszcze przez wiele lat. Trudno jednoznacznie określić gatunek wydarzenia artystycznego, które mogliśmy oglądać na terenie MTP. Przewaga elementów wizualnych nad muzycznymi nie pozwala mi na określenie "Ça ira" mianem opery - pisze Zenon Kubiak w portalu Tutej.pl.

"Carmen na motorach", którą możemy oglądać w poznańskim Teatrze Wielkim wypada przy tym jak plastikowy pierścionek przy kolii z diamentów. Mówienie do publiczności o rzeczach ważnych przy pomocy monumentalnych, efektów scenicznych nasunęło mi skojarzenie z misterium. Wystawiane w średniowieczu miało ten sam cel, przed którym stanęli twórcy "Ça ira" - trafić z ważnym przekazem do masowej publiczności, która nie ma zbyt wyszukanego gustu. I pod tym względem to się udało.

To zasługa przede wszystkim reżysera i choreografa, Janusza Józefowicza. Kto jak kto, ale on dobrze wie, co to znaczy, zrobić dobre show. Widz nie miał okazji nudzić się ani chwili (co na pewno by się zdarzyło, gdybyśmy mieli do czynienia z "prawdziwą" operą). Scenę wypełniały wybuchy, pożary, wystrzały, gigantyczne sceny zbiorowe, jeźdźcy na koniach, a w powietrzu szaleli akrobaci. Widowisko wspaniałe i cieszące oko. Brawa publiczności po kolejnych scenach były i zasłużone i szczere.

"Ça ira" nie tylko była efektownym widowiskiem, ale też nawiązywała do ważnych wydarzeń historycznych. Przypominała nieco zeszłoroczny (także bardzo widowiskowy) koncert Jeana Michaela Jarre'a, który nawiązał do tradycji Solidarności, sięgając po "Mury" Jacka Kaczmarskiego.

Sama tematyka przedstawienia, czyli Wielka Rewolucja Francuska została bardzo sprawnie przeniesiona do warstwy znaczeń uniwersalnych, a to za sprawą wyświetlanych w tle kronik filmowych, ukazujących dwudziestowieczne dyktatury i ich upadki w różnych państwach.

Do tej pory w tekście nie było mowy o muzyce, nie padło nawet nazwisko, które przyciągnęło dwanaście tysięcy ludzi na wczorajszy spektakl. Bo taka, niestety, była hierarchia ważności tego WIDOWISKA. Nie ma najmniejszych wątpliwości, że przeważająca część widzów wracając do domu, wspominała pożary, akrobatów, gilotynę, czy scenę, w której z unoszącego się nad ziemią ogromnego krucyfiksu oderwała się figura Jezusa (a propos - czy przypadkiem słuchaczki pewnego radia nie odbiorą tego jako obrazę uczuć religijnych?). Muzyka nie miała większych szans w starciu z tak efektowną scenografią. Józefowicz ukradł ten spektakl Watersowi. A szkoda, bo muzyka była naprawdę bardzo dobra. Waters umiejętnie sterował napięciem widza, wyważając momenty dynamiczne i spokojniejsze, Zaskakiwało połączenie wielu różnych poetyk. Bardzo udanie wypadło wplecenie bębnów, elementów gospel czy... Marsylianki. Całość utrzymana w mocno patetycznym nastroju.

Wczorajszy wieczór to z całą pewnością sukces nie tylko twórców dzieła, ale też tych, którzy zadecydowali o takiej formie uczczenia Poznańskiego Czerwca '56. Takie widowisko bardziej zapadnie w pamięć poznaniaków niż tradycyjny koncert gwiazdy światowego formatu. Wystarczy to porównać z koncertem Petera Gabriela, który uświetnił obchody 750-lecia założenia miasta - ile osób będzie go wspominać po latach?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji