Artykuły

Internet. Coraz więcej muzyków klasycznych daje koncerty online

Jak zachwycić publiczność podczas kwarantanny? Tak jak Piotr Beczała w Nowym Jorku, zakażona Anne-Sophie Mutter w Monachium czy muzycy Filharmonii Dolnośląskiej w Jeleniej Górze. Jak powstają domowe koncerty i czy za niektóre trzeba będzie płacić?

Trudno opisać w pełni to zjawisko, ponieważ domowe muzykowanie mnoży się w sieci. Nie sposób przytoczyć wszystkich przykładów. Ale na pewno nie można pominąć tego: Piotr Beczała (tenor) i Joyce DiDonato (mezzosopran) transmitowali z nowojorskiego mieszkania artystki wykonanie fragmentów "Werthera" Jules'a Masseneta. Śpiewakom towarzyszyli tylko pianista i harfista.

Transmisję oglądało na Facebooku 60 tys. osób - publiczność właściwa raczej meczom najlepszych piłkarskich drużyn świata niż sal koncertowych.

Czy to powrót do XIX-wiecznego muzykowania w mieszczańskich domach? Tylko częściowo, bo teraz - dzięki internetowi - mają one wielotysięczną publiczność. Koncerty online odbywały się i przed pandemią. Jednak raczej nie z domu artysty.

Różnica jest jeszcze taka, że obecnie jest to jedyna forma kontaktu ze słuchaczami. Muzycy nie chcą tego kontaktu tracić, nie chcą też dać o sobie zapomnieć.

Myślą też o autopromocji - internet i nowe technologiczne możliwości dają szansę mniej znanym zespołom symfonicznym na popularność w sieci.

Poranek z Filharmonią Dolnośląską

Artystom zamkniętym w domowych pieleszach brakuje zespołowego grania, w końcu codziennie spotykają się na kilkugodzinnych próbach. - Teraz jest czas indywidualnej praktyki - mówi Janusz Marynowski, dyrektor orkiestry Sinfonia Varsovia.

- Nie mamy prób. Robię lekcje studentom; obciążenie internetu jest tak wielkie, że o próbie sekcyjnej nie ma nawet mowy - dodaje Piotr Tarcholik, koncertmistrz Narodowej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia w Katowicach.

Niektórzy starają się więc "oszukać" rzeczywistość i pograć razem, choćby wirtualnie.

I tak Orkiestra Filharmonii Dolnośląskiej w Jeleniej Górze postanowiła zagrać "Poranek", fragment suity "Peer Gynt" Edwarda Griega. Jak zagrać dzieło symfoniczne, wymagające co najmniej 80 wykonawców, w sytuacji, gdy nie można się spotkać nawet w trzy osoby?

- Każdy muzyk nagrywał siebie w domu, a później wszystkie te nagrania zostały przez nas zmontowane - wyjaśnia Tomasz Janczak, dyrektor Filharmonii Dolnośląskiej. - Chcieliśmy pokazać słuchaczom, że filharmonia żyje, i dać im chwilę przyjemnego oddechu.

Opublikowany w zeszłym tygodniu film z wykonaniem, na którym w małych kwadratowych obrazkach widać muzyków grających na swoich instrumentach, ma już 12 tys. wyświetleń.

Radość, iskra bogów z Rotterdamu

80 tys. razy obejrzano natomiast domowe wykonanie "Ody do radości" z IX Symfonii d-moll Ludwiga van Beethovena w wykonaniu członków Rotterdam Philharmonic Orchestra.

Wirtualna wersja "Ody" grana "from self-isolation" wnosi nową jakość - to już nie tradycyjne wykonanie w sali koncertowej przez ubranych uroczyście muzyków, ale filmowy performance.

Oglądamy muzyków w ich mieszkaniach, dużych i małych, urządzonych gustownie lub zupełnie zwyczajnie. Temat "Ody" wprowadza solo kontrabasista, ale zaraz dołączają do niego dwie wiolonczele i "wskakują" nowe okienka z twarzami grających muzyków. Altowiolista postanowił poszerzyć przekaz występu i włożył bejsbolówkę z napisem "Vegan Power". Za plecami wiolonczelisty widać półki z imponującą kolekcją płyt kompaktowych.

Anne-Sophie Mutter w maseczce, Igor Levit w skarpetkach

Taki koncert nie jest, niestety, możliwy do zrobienia w sieci w czasie rzeczywistym. - Granie synchroniczne nie mogłoby się odbywać na żywo online, np. poprzez aplikację Zoom, ponieważ jakość dźwięku takiego przekazu byłaby bardzo słaba. Weźmy pod uwagę choćby kwestię opóźnień między poszczególnymi głosami grającymi w odległych od siebie miejscach - mówi Katarzyna Świętochowska, specjalistka od projektów technologicznych w katowickim NOSPR.

Czasem aż trudno uwierzyć, że wykonanie nie powstało jednak na żywo. Posłuchajmy Kwartetu Es-dur "Harfowego" Ludwiga van Beethovena w wykonaniu skrzypaczki Anne-Sophie Mutter i trojga muzyków London Philharmonic Orchestra.

Grają pięknym dźwiękiem, idealnie synchronicznie, jakby nie dzieliły ich setki kilometrów. A przecież Mutter, ulubiona skrzypaczka Krzysztofa Pendereckiego, nagrywała swoją partię w rodzinnym Monachium - z maseczką ochronną na twarzy, bo wciąż pozostaje w domowej kwarantannie ze względu na to, że ma koronawirusa. Pozostali muzycy dostosowali się ze swoimi partiami do jej nagrania, siedząc w swoich londyńskich domach. Technicy LPO przepuścili następnie dźwięk przez program Adobe Audition, całość - dźwięk i obraz - zmontowali w programie Premier Pro. Efekt jest wspaniały.

Są i tacy, którzy transmitują w sieci swój koncert. Najłatwiej mają soliści. Pianista Igor Levit, który niedawno wydał świetnie przyjęty komplet sonat fortepianowych Beethovena, niemal codziennie gra coś dla swoich fanów, streamując domowe recitale na Twitterze. Za każdym razem ogląda go minimum 20 tys. osób, bywa, że 40 tys.

W żadnej sali koncertowej nie mógłby mieć takiej frekwencji. Jest tak wyluzowany, że nie nosi butów, tylko naciska pedały stopami w skarpetkach. Jak domowo, to na całego.

Występami narobił takiego zamieszania, że wczoraj zaprosił go na koncert do swojej siedziby prezydent Niemiec Frank-Walter Steinmeier.

Muzyk ci opowie

Granie poza salą koncertową tworzy nowego rodzaju intymność. Mimo że muzyk nie ma fizycznego kontaktu ze słuchaczami, nie oddycha tym samym powietrzem co oni, a obecność sławnego solisty w naszym domu jest jednak iluzoryczna, to tworzy się nowa sytuacja społeczna.

Genialny brytyjski wiolonczelista Steven Isserlis też transmituje swoje wykonania z domu na Twitterze, ale grę poprzedza zabawną pogadanką z charakterystycznym akcentem - właśnie dzięki zwracaniu się bezpośrednio do widza Isserlis burzy niewidzialną ścianę, która oddziela słuchaczy od wykonawcy w sali koncertowej, gdzie nie ma zwyczaju "pogadanek" robionych przez wykonawców. To paradoks, że rzeczywistość wirtualna obala bariery trudne do pokonania w realu.

Domowe muzykowanie będzie płatne?

Melomanom pozostają jeszcze archiwa teatrów operowych i filharmonii, które pełnymi garściami w tym złym dla nas wszystkich czasie udostępniają takie instytucje, jak Metropolitan Opera, Staatsoper Berlin, Opera Paryska, Filharmonia Berlińska. Za dostęp do tych historycznych już spektakli i koncertów trzeba było wcześniej płacić lub w ogóle go nie było - teraz są za darmo.

Ale po okresie idealistycznego jednoczenia się w trwodze poprzez muzykę nadchodzi etap drugi: niektóre z koncertów online streamowanych w czasach zarazy zaczynają być płatne.

Tak jest w przypadku London Philharmonic Orchestra, która swoje koncerty udostępnia na Spotify, a więc trzeba mieć płatne konto. Udostępnia też na swojej stronie internetowej, ale wtedy słuchacz musi się liczyć z tym, że muzyka będzie przerywana reklamami.

Muzycy też muszą zarabiać, zwłaszcza w Wielkiej Brytanii, gdzie każdy takt przelicza się na pieniądze.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji