Artykuły

Smutna komedia z konkursem w teatrze w Łodzi

Czy dopominanie się o przestrzeganie polityki kulturalnej miasta czyni ze społeczników naiwnych frustratów? Niekoniecznie - pisze Tomasz Majewski z Katedry Antropologii Literatury i Badań Kulturowych WP UJ.

Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego zaakceptowało przedłużenie bez konkursu umowy o pracę dla Ewy Pilawskiej, dyrektora Teatru Powszechnego w Łodzi.

Publikujemy głos ws. rezygnacji miasta z planowanego konkursu na stanowisko dyrektora tej sceny.

Ustawa o organizowaniu i prowadzeniu działalności kulturalnej" zawiera artykuł 16 mówiący o konkursie jako podstawowym sposobie wyłaniania dyrektorów w instytucjach kultury i dookreśla wymogi, które winny ograniczyć uznaniowość. Zapisy te są bliskie postulatom wysuwanym przez ruch Obywateli Kultury dekadę wcześniej.

Jedyną furtką, by konkursu nie przeprowadzać, jest tam punkt 3a, który mówi, że jeśli organizator występuje do ministra "o wyrażenie zgody na powołanie dyrektora instytucji kultury bez przeprowadzania konkursu, ma obowiązek uzasadnienia wniosku ze szczególnym uwzględnieniem przyczyn zastosowania takiego trybu oraz podania informacji na temat wykształcenia, kompetencji i doświadczenia zawodowego kandydata na stanowisko dyrektora".

W intencji ustawodawcy chodziło o mistrzów, wybitnych reżyserów i dyrygentów orkiestr symfonicznych pracujących jako dyrektorzy swoich zespołów. Zapis powstał przez wzgląd na osoby pokroju Jerzego Grzegorzewskiego lub Konrada Swinarskiego. Taka była logika tego zapisu zgodnie z wypowiedzią byłej minister Małgorzaty Omilanowskiej.

O ile wiem, nikt nie wspominał przy jego wprowadzaniu o dyrektorach bez dorobku artystycznego, których zasługi sprowadzają się do zarządzania.

Warto pamiętać także, że dyrektorzy-artyści również poddawali się obowiązkowi konkursów, jak stało się choćby ostatnio w przypadku Grzegorza Jarzyny i Teatru Rozmaitości w Warszawie.

Konkursy nie są i nie będą remedium na wszystkie bolączki kultury.

Maciej Englert w 2003 roku pisał "Być może z racji mojego wieku i długości stażu dyrektorskiego coraz częściej zadaję sobie pytanie, co po sobie pozostawimy naszym następcom, którzy są już przecież między nami", i dodawał "Większość dyrektorów zamknęło się w enklawach swoich teatrów", w których jak dalej samokrytycznie stwierdza, "pomijamy koleżeńskim milczeniem panoszące się dzikie obyczaje, upadek etyki nie tylko zawodowej, egoizm i nieprzyzwoitość żądań finansowych".

To trafny opis sytuacji.

Ewa Pilawska [dyrektor Teatru Powszechnego w Łodzi red.] na niedawnej konferencji, gdy od konkursu w jej teatrze odstąpiono, przypomniała, że jest wiceprezesem stowarzyszenia pracodawców teatralnych, by skonstatować potrzebę "zmiany istniejącej ustawy" w zakresie konkursów, ponieważ obecne prawo "osłabia funkcję dyrektora". Nie widzę w tym niestety logiki, poza interesem własnym pani dyrektor.

Czy bowiem odpowiedzią na ujawnione przypadki mobbingu i molestowania, choćby w Teatrze Bagatela, miałoby być wzmocnienie osób zasiadających w fotelach dyrektorskim, czasem w okresie dwudziestoletnim a nawet dłuższym? Tym, którzy kręcą nosem na procedurę konkursy i chcą wzmocnienia dyrektora, polecam lekturę tekstu "Wszyscy wiedzieli" Renaty Kim w ostatnim "Newsweeku".

Piotr Olkusz wspomniał w swoim tekście w sprawie Teatru Powszechnego, że "kadencyjność stanowisk i okresowość konkursowych dyskusji służą rzetelnej refleksji i odpowiedzialnym reformom", jej antytezą pozostają natomiast "zakulisowe rozgrywki, anonimowe pogróżki" i "emocjonalne szantaże".

Niestety, podobne rzeczy mieliśmy okazję obserwować ostatnio. W odpowiedzi na publicznie ogłoszone teksty optujące za konkursem nie doczekaliśmy się jawnej polemiki, ale hejtu i donosu do władz (dysponuję kopią).

O tym, że potrzeba publicznej dyskusji jednak istnieje, łatwo się przekonać po reakcjach na niedawny post Aliny Czyżewskiej w mediach społecznościowych. Czy dopominanie się o przyzwoitość, o nienaginanie prawa i przestrzeganie polityki kulturalnej miasta z zapisem o konkursach jako "postępowaniu preferowanym", czyni ze społeczników naiwnych frustratów lub nierozgarniętych komediantów? Niekoniecznie. Patrzę na Pulcinellę, Ubi fracassorum, ibi fuggitorum, "gdzie jest katastrofa, tam sposobność ucieczki".

Rozważ Czytelniku, kto się tutaj rzeczywiście zblamował.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji