Artykuły

Przyjedzie do Słupska na zawsze. Wspomnienie o Jadwidze Subocz

Pierwszą pracę znalazła w sklepie odzieżowym. Potem pracowała w Orbisie, gdzie zajmowała się m.in. organizacją wycieczek, współpracowała z estradą i sprzedawała bilety na spektakle Bałtyckiego Teatru Dramatycznego w Koszalinie. Ponieważ z tym ostatnim zadaniem radziła sobie bardzo dobrze, to właśnie Jadwidze Subocz powierzono funkcję kierowniczki słupskiej sceny BTD, gdy ją utworzono w 1958 roku. Zadebiutowała "Przemysławem Drugim" - pisze Zbigniew Marecki w Głosie Pomorza.

2 maja o godz. 13 w kościele św. Jacka w Słupsku rozpocznie się msza pogrzebowa Jadwigi Subocz, długoletniej kierowniczki słupskiej sceny Bałtyckiego Teatru Dramatycznego w Koszalinie. Potem urna z jej prochami zostanie złożona na starym słupskim cmentarzu.

W ten sposób po 40 latach Jadwiga Subocz, która ciągle żyje we wspomnieniach wielu starszych mieszkańców Słupska, już na stałe wróci do miasta, z którym związała się w 1946 roku, gdy razem z innymi i 3-letnią córką Renatą bydlęcym wagonem musiała wyjechać z rodzinnego Wilna do komunistycznej Polski.

- Z tej koszmarnej podróży pamiętam krowę, która z nami jechała. Dzięki mleku, które dawała, udało się nam przeżyć. Uratowała życie nie tylko mamie i mnie, ale także innym kobietom, nie tylko z naszej rodziny, które przygarnął właściciel krowy - wspomina Renata Kmiecik, jedyna córka pani Jadwigi.

Jej mama urodziła się w 1922 roku w Wilnie. Jako nastolatka ukończyła tam szkołę handlową. Już w czasie wojny wyszła za mąż za ponad cztery lata starszego Augustyna Subocza, który przed wojną prowadził zakład zajmujący się m.in. konstruowaniem rowerów, a potem był żołnierzem AK. Pod koniec wojny, gdy Sowieci polowali na polskie wojsko podziemne, został schwytany i wywieziony wagonem w nieznane.

- Babcia Emilcia ciągle czekała na powrót syna. Nigdy nie wrócił. Jego kolega, któremu udało się przeżyć, przywiózł jedynie w 1956 roku wojskową czapkę ojca. Mnie dopiero po latach udało się ustalić, że życie ojca zakończyło się 14 kwietnia 1945 w Dzierżyńsku w Donbasie - opowiada pani Renata.

Młoda wdowa z córeczką, siostrami i babciami, po wyjeździe z Wilna, zatrzymała się w Słupsku, gdzie już wcześniej osiadł jej krewny - wujek Karol. Początkowo dzieliła mieszkanie z Niemcami.

Pierwszą pracę znalazła w sklepie odzieżowym. Potem pracowała w Orbisie, gdzie zajmowała się m.in. organizacją wycieczek, współpracowała z estradą i sprzedawała bilety na spektakle Bałtyckiego Teatru Dramatycznego w Koszalinie. Ponieważ z tym ostatnim zadaniem radziła sobie bardzo dobrze, to właśnie Jadwidze Subocz powierzono funkcję kierowniczki słupskiej sceny BTD, gdy ją utworzono w 1958 roku. Zadebiutowała "Przemysławem Drugim".

Ta historyczna premiera - jak wtedy mówiono - odbyła się 13 grudnia 1958 roku, w odnowionym budynku starego teatru,

który wówczas zajmował część terenu dzisiejszego Parku im. Jerzego Waldorffa. Premierowy spektakl "Przemysława Drugiego" był balladą dramatyczną w trzech aktach Romana Brandstaettera. Tak koszaliński teatr skwitował pięciolecie swojej wcześniejszej, objazdowej obecności w Słupsku.

- Od początku urządzaliśmy garderoby, sale prób i pomieszczenia pomocnicze, gdzie pracowała obsługa techniczna teatru. Część wyposażenia pożyczyliśmy. Aktorom wynajmowaliśmy pokoje u rodzin, ale niektórzy początkowo koczowali w teatrze - wspominała w 2014 roku pani Jadwiga.

Ciągle jeszcze pamiętała, jak w latach pięćdziesiątych wywiozła ze Słupska 350 osób na kulig w górach albo jak organizowała wyjazd ciężarówką na koncert Mazowsza w Sopocie.

- Najlepsze było to, że za Lęborkiem zatrzymali nas milicjanci i kazali nam wracać do Słupska, bo wtedy nie można było wyjeżdżać dalej niż 50 kilometrów od miejsca zamieszkania. Jednak wcześniej o tym nie wiedziałam. Mimo to nie poddałam się. Skończyło się na telefonie do Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Gdańsku, gdzie uzyskałam pozwolenie na nasz przejazd do Sopotu - śmiała się pani Subocz.

W latach 50., 60. i 70. takich wydarzeń kulturalno-rozrywkowych z jej udziałem organizatorskim, które pozostały w pamięci słupszczan, było znacznie więcej. Marian Boratyński, prezes Towarzystwa Przyjaciół Wilna i Grodna, którego była członkiem, wciąż pamięta estradowe występy Janusza Gniatkowskiego (słynna "Apasionata"), Jana Danka i Nataszy Zylskiej, koncerty młodego Jerzego Połomskiego. Występy kabaretu "Pinezka" z Haliną Kunicką czy spektakl "Poskromienie złośnicy" z Danutą Szaflarską.

- Wielkim wydarzeniem była także wizyta Melchiora Wańkowicza, który podczas spotkania w teatrze przyciągnął uwagę całego miasta - opowiada Boratyński.

Do tej pory jest wdzięczny Jadwidze Subocz za to, że wspierała młodych wychowanków "Cieślików" i że zabiegała o to, aby do teatru chodziła szkolna młodzież.

Poza tym organizowała wiele sylwestrowych bali i pomagała w organizacji Festiwalu Pianistyki Polskiej w Słupsku, a Jerzy Waldorf tak często ją chwalił, że córka pani Jadwigi podejrzewała, że skrycie się w niej kochał.

- Wszystko to udawało się jej, bo miała charyzmę i talent do zjednywania sobie ludzi - ocenia Marian Boratyński.

Swoją działalność jako kierowniczka słupskiej sceny Jadwiga Subocz zakończyła w 1977 roku. Trzy lata później wyjechała do Warszawy, aby pomóc córce w wychowaniu wnuczki Aldony. Potem prawie 25 lat spędziła w podmiejskim domku rodziny w Choszczowej koło Wyszkowa, gdzie aktywnie włączała się w wieloletnią obronę tej pięknej okolicy przed jej przekształceniem w wielkie wysypisko odpadów. Z własnej kieszeni finansowała także wyszkowski oddział Ligi Ochrony Przyrody i uczestniczyła w tworzeniu obszaru Natura 2000: Wydmy Lucynowsko-Mostowieckie - Perełki Mazowsza.

- Dwa lata temu pani Jadwiga odwiedziła Słupsk. Z żalem zauważała, że w Nowym Teatrze nie ma już śladu po ludziach teatru z minionych dziesięcioleci, ale cieszyła się, gdy na ulicy rozpoznawali ją starsi mieszkańcy miasta. W jej oczach ciągle było widać dawną radość życia - uważa Boratyński.

Zmarła jednak nagle, w wieku 98 lat. W najbliższą sobotę na stałe powróci do Słupska.

Mszy pogrzebowej i ceremonii na cmentarzu towarzyszyła będzie kopia obrazu Matki Boskiej Ostrobramskiej, aby podkreślić, że zmarła była wilnianką. Żegnać ją będzie najbliższa rodzina i znajomi.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji