Artykuły

Białystok. Menedżer Niesiołowski i Opera Podlaska

Jego kontrakt kończy się w 2009 r. Czy zainauguruje działalność opery? Rozmowa z Marcinem Nałęcz-Niesiołowskim *

Aneta Dzienis: Jak minęły wakacje filharmonikom? Z tego, co wiem, dwumiesięcznej laby nie było.

Marcin Nałęcz-Niesiołowski: W lipcu mieliśmy zasłużony urlop, w sierpniu koncertowaliśmy, tyle że za granicą. Część muzyków wyjechała do Szwecji na prezentację krajów nadbałtyckich, z kolei orkiestra kameralna razem z pianistą Krzysztofem Trzaskowskim koncertowała w Niemczech w ramach Roku Polskiego. Od połowy sierpnia rozpoczął próby chór, który przygotowuje się do rozpoczęcia sezonu, ale także do bardzo ważnego koncertu na festiwalu Warszawska Jesień.

Przed nami nowy sezon artystyczny. Ze zrozumiałych względów do grudnia czeka nas dużo muzyki Wolfganga Amadeusza Mozarta, ale w programie znalazła się też muzyka romantyczna, późnoromantyczna i ta z początku XX wieku. Mniej jest dzieł symfonicznych, a więcej muzyki chóralnej, kameralnej i koncertowych wykonań dzieł operowych. Skąd taki wybór?

- Zawsze staramy się, aby repertuar koncertowy był jak najbardziej różnorodny. Sądzę, że ten również taki jest! Mając duży zespół symfoniczny, a teraz także i chór, pragniemy wykonywać utwory, w których możemy jak najlepiej się zaprezentować. Nie zabraknie jednak muzyki klasycznej, w szczególności Mozarta - między innymi w interpretacji Jerzego Maksymiuka, a także muzyki kameralnej i współczesnej.

Na inaugurację zabrzmi IX Symfonia d-moll Ludwiga van Beethovena. Zwykle to dzieło wykonuje się na zakończenie sezonu artystycznego.

- Raczej w momentach ważnych. W ciągu 50 lat istnienia instytucji wykonano ją tylko kilkakrotnie - ostatni raz w 2000 roku. Aktualnie tym ważnym momentem towarzyszącym wykonaniu tego utworu będzie rozpoczęcie działalności naszego chóru.

Do Białegostoku znów zjadą polscy artyści najwyższej miary: Jadwiga Rappe, Stanisław Drzewiecki, Andrzej Bauer, Konstanty Andrzej Kulka... Zastanawia jednak mnogość artystów rosyjskich.

- Rosjanie, Litwini, Białorusini czy Ukraińcy są wspaniałymi solistami, których chcemy jak najczęściej gościć i słuchać w Białymstoku. A instytucje artystyczne z tych krajów są także naszymi naturalnymi partnerami przy różnego typu projektach unijnych. Na tych kontaktach bardzo nam zależy i dlatego nasze najbliższe zagraniczne koncerty odbędą się we Lwowie i w Mińsku.

W październiku czeka nas Międzynarodowy Konkurs Dyrygencki. Jak duże to dla Pana wyzwanie?

- Duże, tak pod względem artystycznym, jak i organizacyjnym. Tegoroczna, czwarta edycja konkursu, dzięki m.in. finansowaniu z programów unijnych jest pierwszą edycją międzynarodową. Do Białegostoku przyjedzie około 50 dyrygentów z Polski i zagranicy. Ale międzynarodowa obsada uczestników i jury nie zmieni profilu artystycznego przeglądu. Ma on nadal być dla studentów i młodych dyrygentów platformą pomiędzy studiowaniem dyrygentury a późniejszą pracą zawodową dyrygenta. Z tego też względu głównymi nagrodami dla laureatów, oprócz nagród pieniężnych i rzeczowych, będą koncerty (mamy już około 20 potwierdzonych) w różnych filharmoniach w kraju i za granicą.

W miniony wtorek teren budowy opery wizytowali urzędnicy z Ministerstwa Kultury. Jest Pan z tej wizyty zadowolony?

- Jestem zadowolony. Staramy się o uczestniczenie w programach operacyjnych ministerstwa związanych z finansowaniem inwestycji na przyszły rok. Takie spotkanie i pokazanie, że wmurowanie kamienia węgielnego nie było tylko gestem, że idą za tym prace budowlane oraz że inwestycja ta jest realizowana zgodnie z planem, było naprawdę potrzebne. Mam nadzieję, że podobnie jak w tym roku, tak i w przyszłym otrzymamy znaczące środki z Ministerstwa Kultury. Niezwykle ważnym źródłem finansowania będą także środki inwestycyjne Urzędu Marszałkowskiego oraz pieniądze z programów strukturalnych Unii Europejskiej. Myślę, że suma tych wszystkich środków pozwoli nam na zakończenie inwestycji zgodnie z planem - na koniec 2009 roku.

Zbliżają się wybory samorządowe. Nie boi się Pan, że kiedy sprzyjająca inwestycji lewicowa władza ją straci, budowa opery zacznie iść bardziej opornie?

- Na szczęście życzliwość do kultury i sztuki nie zależy od przekonań politycznych. Uważam, że inwestycja jest tak przygotowana: i organizacyjnie, i finansowo przez Urząd Marszałkowski, że niezależnie od osób i preferencji politycznych będzie nadal realizowana. Jej wstrzymanie będzie bardzo trudne. Umowy w tej sprawie są już podpisane i ich zerwanie wiązałoby się z ogromnymi stratami finansowymi dla województwa.

Pierwsze dzieło, jakie zobaczą białostoczanie?

- Chciałbym, żeby była to "Halka" Stanisława Moniuszki. To bardzo dobra opera, a libretto jest zrozumiałe nie tylko dla Polaków. Chciałbym także, aby dzieło to było wykonywane w języku polskim i włoskim. Taka wersja opery również istnieje i za zgodą Moniuszki została opracowana przez przyjaciela kompozytora Achille Bonoldiego.

Staje gmach opery i co dalej? Zostaje Pan jej dyrektorem?

- Mój kontrakt trwa do 2009 roku włącznie.

Czyli liczy się Pan z tym, że nie zainauguruje Pan działalności opery?

- No może na to dostanę jeszcze pozwolenie.

Co stanie się z salą filharmonii po wybudowaniu opery?

- Chciałbym, żeby sala w zamian za znaczące wsparcie Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego dla opery została przekazana resortowi i docelowo była salą koncertową szkoły muzycznej i Akademii Muzycznej.

Na salę opery też niektórzy już ostrzą sobie zęby. Instytucje miejskie chciałyby na przykład organizować tam koncerty.

- To mnie tylko cieszy.

Także takie, jak Centralia z Dodą w roli głównej?

- Nie, to nie jest mój świat. Słucham czasami muzyki rozrywkowej, ale szczerze mówiąc, nie przepadam za muzyką taneczną, dyskotekową czy hiphopową. Wolałbym zorganizować koncert Anny Marii Jopek z Pathem Methenym niż występ tej pani, która używa pseudonimu Doda.

Niektórzy zastanawiają się, czy jest Pan bardziej dyrygentem, czy menedżerem opery. Zarzucają Panu nadmierną troskę o pieniądze. To, że nie robi Pan nic pro publico bono.

- Myślę, że jest to niesłuszny zarzut i wiele osób może to zaświadczyć. Regularnie organizujemy koncerty charytatywne oraz przekazujemy salę instytucjom czy stowarzyszeniom, które działają pro publico bono. Na przykład w tym roku przekazaliśmy na wakacyjne turnusy rehabilitacyjne dla kilkudziesięciu dzieci niedosłyszących 15 tysięcy złotych. Jeżeli jednak pod hasłami działalności charytatywnej czy studenckiej ktoś próbuje zarabiać, to traktujemy takie imprezy jako komercyjne i mamy do tego prawo. A poza tym ja czuję się i dyrygentem, i menedżerem. To się zresztą w żaden sposób nie wyklucza.

Nie lepiej jednak byłoby takich konfliktów - jak ten ze studentami czy szkołą muzyczną unikać? Nie boi się Pan o wizerunek opery?

- Oczywiście, że chcielibyśmy być zawsze postrzegani jak najlepiej, ale przy tak szerokiej działalności artystycznej incydentalne nieporozumienia się zdarzają. W jednym i w drugim przypadku mieliśmy swoje racje. A ja zostałem powołany do tego, żeby dbać o dobro powierzonej mi instytucji i staram się to robić jak najlepiej.

[od studentów dyrektor opery zażądał 5 tys. zł za użyczenie amfiteatru na juwenalia, a szkole muzycznej odmówił wynajmu filharmonicznej sali na próbę generalną przed dorocznym koncertem uczniów niezgodnie z obowiązującą dwie strony umową - red.].

* Marcin Nałęcz-Niesiołowski, dyrektor Opery i Filharmonii Podlaskiej

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji