Artykuły

Warszawa. 10 tys. zł mandatu za protest przeciw wyborom kopertowym. Sanepid karze artystów

Artyści protestowali przeciw wyborom kopertowym. Kilka dni później policja zapukała do ich domów i wręczyła pisma z sanepidu z karami po 10 tys. zł. "Możemy wstąpić do dumnego klubu elitarnych państw represjonujących artystów: Białoruś, Rosja, Turcja" - skomentował Michał Frydrych zaangażowany w happening. "Wątpliwości będzie rozstrzygał sąd" - odpowiada "Wyborczej" policja.

6 maja twórcy z Konsorcjum Praktyk Postartystycznych przeszli ulicami Warszawy spod Poczty Głównej pod Sejm, niosąc wielki list.

Akcja stanowiła protest przeciwko planowi organizacji groźnych dla życia i polskiej demokracji wyborów kopertowych 10 maja. Była też nawiązaniem do klasyki polskiej sztuki happeningu - pracy Tadeusza Kantora. List nieśli: Marta Czyż, Magda Drągowska, Michał Frydrych, Karolina Grzywnowicz, Mateusz Kowalczyk, Yulia Krivich, Julia Minasiewicz, Jan Możdżyński, Kuba Rudziński, Weronika Zalewska i Paweł Żukowski.

Na liście znajdował się m.in. napis "Żyć, nie umierać". - To komentarz do skutków ewentualnego dopuszczenia do głosowania w wyborach prezydenckich - tłumaczyła "Wyborczej" zaangażowana w projekt aktywistka Julia Minasiewicz.

Artyści ukarani za protest przeciw wyborom

W sobotę rano do domów twórców wkroczyła policja, wylegitymowała ich i wręczyła im pisma z Sanepidu. Dziesięcioro artystów otrzymało kary po 10 tys. zł. "Możemy wstąpić do dumnego klubu elitarnych państw represjonujących artystów: Białoruś, Rosja, Turcja" - skomentował Michał Frydrych zaangażowany w happening.

Swoją decyzję sanepid uzasadnia, twierdząc, że artyści nie przestrzegali dystansu 2 metrów między pieszymi, którego obowiązek między pieszymi wprowadza rozporządzenie premiera z 31 marca.

"Państwowy Powiatowy Inspektor Sanitarny w m.st. Warszawie rozważył wagę i okoliczności naruszenia prawa" - czytamy w udostępnionym przez Michała Frydrycha piśmie z sanepidu.

Dystans był, ale kara i tak będzie

Tymczasem artyści tłumaczą, że cały happening odbył się z zachowaniem przepisowego dystansu. Policja próbowała wręczyć im stuzłotowe mandaty za "gromadzenie się", jednak tłumaczyli, że są od siebie odpowiednio oddaleni i wykonują czynności zawodowe. Policjanci sprawdzili także pismo od organizatora wydarzenia, czyli tworzącej od lat niezależną kulturę Fundacji Bęc Zmiana, potwierdzające, że artyści są w pracy.

Mimo to policja zdecydowała się zawnioskować o karę administracyjną do sanepidu, choć nie musiała. Sanepid z kolei nie musiał uznawać, że kara się należy - mógł od niej odstąpić, uznając, że okoliczności nie są obciążające albo dość poważne.

Zapytaliśmy, czy twórcy będą się odwoływać od decyzji do wyższej instancji, a potem - jeśli trzeba będzie - do sądu.

- Oczywiście - odpowiada "Wyborczej" Michał Frydrych. - To są jawne represje wobec artystów. Będziemy walczyć o swoje niezbywalne prawo do wypowiedzi artystycznej. Poprzednie pokolenia artystów przetrwały represyjne państwo PRL. My przetrwamy represyjne państwo 2.0.

Czy artyści spodziewali się takich represji? - Nie - mówi Frydrych. - Ale też wielu rzeczy w ostatnich latach i miesiącach się nie spodziewaliśmy, więc mimo że się tego nie spodziewaliśmy, to klimat polityczny ostatnich miesięcy, tygodni i dni spowodował, że nie czujemy się aż tak bardzo zaskoczeni.

Solidarność z ukaranymi wyraziło Obywatelskie Forum Sztuki Współczesnej, protestując przeciw "działaniom policji i Sanepidu, którzy reżim epidemiczny wykorzystują do kneblowania artystów". "Artyści i artystki są ewidentnie uznawani za obywateli i obywatelki gorszej kategorii niż ludzie władzy, którzy w samym szczycie pandemii, w trakcie obchodów "rocznicy smoleńskiej", składali kwiaty na Grobie Nieznanego Żołnierza, bez maseczek i zachowania dystansów, ale za to w asyście usłużnej policji. Tłumaczyli się wtedy "wykonywaniem obowiązków służbowych". Jak widać, ich obowiązki są lepsze niż nasze" - napisało OFSW w specjalnym oświadczeniu.

Happening "List" nawiązywał do wydarzenia pod tym samym tytułem stworzonego w 1967 r. przez jednego z najwybitniejszych polskich artystów XX wieku, reżysera, malarza i scenografa Tadeusza Kantora. Kantor zaangażował do niesienia przez dwie i pół godziny ulicami Warszawy 14-metrowego listu siedmiu prawdziwych listonoszy. Akcja sprzed 53 lat była relacjonowana na żywo przez specjalnie zaangażowanych komentatorów.

Wysłaliśmy pytania do Państwowego Powiatowego Inspektora Sanitarnego w Warszawie i Komendy Stołecznej Policji. Zapytaliśmy m.in. o to, kto w policji zadecydował o skierowaniu wniosku o ukaranie artystów, kto w uznaniu obu instytucji może się przemieszczać pieszo w odległości mniejszej niż 2 metry, wykonując obowiązki zawodowe, i czy sanepid oraz policja uznały, że artyści 6 maja wykonywali czynności zawodowe. Wciąż czekamy na odpowiedź inspektora sanitarnego, natomiast policja przesłała nam odpowiedź.

Rzecznik prasowy Komendy Stołecznej Policji nadkom. Sylwester Marczak napisał "Wyborczej" w mailu: "Policja przesyła materiały w przypadku naruszenia obostrzeń wynikających z obowiązujących aktów prawnych. Kto i na jakich zasadach może się przemieszczać wynika z tych właśnie aktów. Policjanci rozmawiając z poszczególnymi osobami wskazywali na obowiązujące normy prawne, a wszelkie materiały wysyłane do innych instytucji podpisywane są przez właściwego komendanta bądź osoby przez niego upoważnione. Wszystkie sprawy są prowadzone z art. 54 kodeksu wykroczeń, a wszelkie wątpliwości będzie rozstrzygał sąd".

Artykuł 54 kodeksu wykroczeń brzmi: "Kto wykracza przeciwko wydanym z upoważnienia ustawy przepisom porządkowym o zachowaniu się w miejscach publicznych,podlega karze grzywny do 500 złotych albo karze nagany".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji