Artykuły

Jerzy Stuhr i Jan Nowicki wspominają kolegę Jerzego Pilcha

- Pokazywał upadek i wzlot człowieka z krakowską ironią rodem z Piwnicy pod Baranami, ale też z sarkazmem, wyrażający swą miłość do człowieka - mówi Jerzy Stuhr. Jan Nowicki dodaje: - Łączyła nas piłka nożna, choć ja kibicuję Wiśle, a on Cracovii.

Jerzy Stuhr, aktor, reżyser:

- To był mój młodszy kolega z polonistyki: ja kończyłem, gdy on zaczynał. Towarzysz tego samego środowiska, ci sami profesorowie, te same uczelniane wydarzenia. W Krakowie miał codzienną trasę do "Tygodnika Powszechnego", do którego czasem szedł cały dzień, bo trzeba się było zatrzymać w każdej kawiarni. Mówiłem mu: "Może w naszych notesach są te same cudzołożnice?".

Był kronikarzem, lepszym niż my wszyscy, atmosfery, w której wyrastaliśmy. Obaj pochodziliśmy z prowincji: ja się wychowywałem w Bielsku, on w Wiśle, do której co roku jeździłem na wakacje.

A drugi Pilch to był ten, który zapisywał naszą rzeczywistość w książkach, w felietonach. Z poczuciem humoru, a może raczej z delikatną krakowską ironią rodem z Piwnicy pod Baranami, ale też z sarkazmem, pokazujący upadek i wzlot człowieka, wyrażający swą miłość do człowieka. Absolutnie się z nim zgadzałem.

"Spis cudzołożnic" był książką trudną do sfilmowania. On w tym nie uczestniczył. Potem, zapytany przez dziennikarza, powiedział: "Owszem, fajny film, ale na końcu, jak Stuhr popierdziela po fellinowsku, to już nie mogłem wytrzymać". Dialogi wyjąłem wprost z jego powieści, więc uznałem, że powinien występować jako ich współautor. Dostaliśmy za nie nagrodę w Gdyni.

W Warszawie spotykaliśmy się na ulicy, mieszkał niedaleko mnie. Albo w księgarniach - na Mokotowskiej, na Kruczej. Czasem księgarz mówił mi: "O, był tu przed chwilą pan Pilch". "To proszę go pozdrowić ode mnie". A za parę dni słyszałem: "Pan Pilch też pana pozdrawia". Jego śmierć odbieram jako osobistą stratę.

Jan Nowicki, aktor:

- Zmarł mi kolega z Krakowa. Spędziłem z nim kawał życia, na końcu obaj wylądowaliśmy w Kielcach: ja pierwszy, zaraz potem on. To chyba najważniejsza rzecz, jaka nas spotkała, i zupełnie niespodziewana. Dwa razy go w Kielcach odwiedziłem, poznałem jego żonę.

Przeczytałem do radia jego "Tysiąc spokojnych miast". Łączyła nas też piłka nożna, choć ja kibicuję Wiśle, a on kibicował Cracovii. Rozmawialiśmy o piłce. Nie był łatwy w rozmowie, cały czas trzeba było mieć się na baczności, był bezwzględny w ripostach.

Myślę, że należy go pochować w Wiśle. Bo on to Wisła i jego matka, tak jak Kantor to Wielopole, a ksiądz Tischner to Łopuszna.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji