Artykuły

Otello chciał zostać strażakiem

W tym roku Omar Sangare - aktor Teatru Studio w Warszawie -zagrał Otella w Nowym Jorku. Rola została entuzjastycznie przyjęta przez krytykę i publiczność. Aktor starannie chroni swoją prywatność. Jednak zgodził się udzielić wywiadu dla Czytelników "Dziennika".

- Rzadko realizujemy dziecięce marzenia. O czym marzył mały Omar Sangare?

- W szkole chciałem być strażakiem, lekarzem, księdzem. Miałem wiele pomysłów. W pewnym momencie pomyślałem, że zawód aktora pozwoli zrealizować wszystkie te pragnienia. I tak się też stało, bo grałem już strażaka, a przez pewien czas byłem lekarzem w Złotopolskich i mnichem w przedstawieniu Andrzeja Strzeleckiego.

- Pamięta pan dzień, w którym stanął przed komisją egzaminacyjną na Wydział Aktorski warszawskiej Akademii Teatralnej?

- Denerwowałem się, lecz bliscy zawału byli moi profesorowie, którzy sądzili, że... chcę zdawać na medycynę lub politechnikę, ale pomyliłem ulicę i uczelnię, a w szkole aktorskiej zjawiłem się przypadkiem. Kiedy usłyszeń, jak mówię po polsku, przeżyli szok.

- Czego obawiała się komisja?

- Stwierdzili: Utalentowany, zdolny, tylko cóż on będzie robił po studiach? Kogo zagra? Otella? - zastanawiali się profesorowie, ale niedługo. Aleksandra Śląska zapytała kolegów teatralnym szeptem: "Czy wy naprawdę nie znacie literatury? Ten człowiek znajdzie wiele ról dla siebie także w polskim repertuarze".

- Robi pan teraz karierę w Ameryce. Czy oznacza to wyjazd na stałe z kraju?

- Pod koniec następnego roku mam zagrać w "Burzy" Szekspira w Nowym Jorku, a w Kalifornii Tartuffa. Wybrałem zawód, w którym realizuję swoje plany. Nie przywiązuję się do miejsca, lecz szukam pomysłów artystycznych, które pozwolą mi się rozwijać. Jeśli się zdarzą na Kamczatce, to pojadę.

- Lepiej nie. Tam jest zbyt zimno.

- W teatrach - mam nadzieję - będzie centralne ogrzewanie.

- Czy nie jest pan za młody na rolę Tartuffa?

- Jestem aktorem. Mogę być nastolatkiem, starcem, górnikiem, ratownikiem i księdzem, każdym - jeśli reżyser. Jednak tutaj jest ukochany, umiłowany kraj, w którym się urodziłem i wychowałem. Lubię korzystać z biletów, ale chętnie z biletem w ręku wracam.

- Czy ma pan już żonę i dzieci?

- Nie. Pracuję nad tym.

- Jest pan w połowie Malejczykiem.

- Ojciec był prymusem, który w nagrodę dostał stypendium do Europy. Tak naprawdę nie wiedział, czym będzie ta nagroda. Wylądował w komunistycznej Polsce na Wydziale Elektroniki w Warszawie. Poznał moją mamę. To była bardzo romantyczna historia.

- A jednak pana tata wrócił do kraju...

- Trudno mu było znieść polskie realia. Był obserwowany taksowany, zaczepiany w sposób natarczywy. Ponieważ nie był osobą publiczną, nigdy nie chciał być aktorem, zamarzył o powrocie między swoich.

- Nie stracił pan z nim kontaktu...

-Prawie co roku wyjeżdżałem na wakacje, które spędzałem pod palmami, poznając świat bez energii elektrycznej.

-Jak pan znosi swoją popularność?

-Nic się nie zmieniło w moim życiu. Bardzo szybko zdobyłem świadomość, że urodziłem się na scenie. Wyglądałem jak wyglądałem, wyróżniałem się w białym społeczeństwie. Wszystko co mówiłem, robiłem miało znaczenie dla środowiska. Pogodziłem się więc ze świadomością nierozerwalnego kontaktu z publicznością. Pomysł na szkołę teatralną był pewnego rodzaju przymusem. Jeśli urodziłem się na scenę, to wypadało mi nauczyć się dobrego aktorstwa.

- Pana hobby to..

- Gra w szachy

- Ulubionym daniem jest?

- Każde stworzenie wyłowione z morza. Jestem szczęśliwy, że wylądowałem w Sopocie. Tutaj z morza na talerz najbliżej.

- A komedia Macieja Karpińskiego "Otello umiera"?

- Świetnie napisana. Żałuję, że jej nie zobaczę.

- Dziękuję panu za rozmowę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji