Artykuły

Fiasko poprawiania arcydzieła

"Siostry" w reż. Piotra Cieślaka w Teatrze Dramatycznym w Warszawie. Pisze Janusz R. Kowalczyk w Rzeczpospolitej.

Pierwszy raz w Polsce wystawiono szwedzką przeróbkę rosyjskiego dramatu.

Teatr zjadający własny ogon. Tak eufemistycznie można nazwać wariację Pera Olova Enquista na kanwie słynnego dramatu "Trzy siostry" Czechowa.

Genialny rosyjski autor w usta swego bohatera Wierszynina włożył proroctwo: "Przypuśćmy nawet, że wśród stu tysięcy miejscowej ludności, oczywiście zacofanej i prostackiej, są tylko trzy osoby takie jak panie. Wiadomo, że panie nie przezwyciężycie otaczającej was ciemnoty. Z biegiem lat (...) życie was przygłuszy, a jednak nie znikniecie bez śladu. Po paniach może pojawi się sześć osób o podobnych zaletach...".

Wiek po Czechowie pojawiły się "Siostry" Enquista. Jest ich sześć: trzy obecne i trzy sprzed kilkudziesięciu lat. Posunięte w latach, sfrustrowane damy z uporem wracają do dawnych wydarzeń, kiedy to, jeszcze młode, marzyły o powrocie do rodzinnej Moskwy.

Przenikają się plany czasowe i doświadczone kobiety - Olga (Jadwiga Jankowska-Cieślak), Masza (Katarzyna Figura), Irena (Joanna Szczepkowska) - przyglądają się swoim znacznie młodszym wcieleniom (Julia Kijowska, Maja Hirsch i Agnieszka Roszkowska). Niektóre dialogi wygłaszają dubeltowo lub jako starsze, z wieku i z urzędu wkraczają do akcji sprzed lat, usuwając w cień swoje właściwe, wcześniejsze byty. Poza scenicznym galimatiasem nic z tego nie wynika.

"Nieraz myślę: a gdyby tak zacząć życie na nowo? - filozofował dalej Wierszynin. - I to z całą świadomością? Gdyby jedno życie można było przeżyć, jak to mówią, na brudno, a drugie na czysto? Sądzę, że wtedy każdy z nas starałby się nie powtarzać...". Problem w tym, że Enquist powtarza. Olbrzymią część tekstu wziął żywcem z Czechowa. O tej, którą dodał, najlepiej jak najszybciej zapomnieć. Nie ma w niej bowiem ani jednej oryginalnej myśli, bo trudno uznać za taką zwątpienie Ireny, czy praca - jak entuzjazmowała się w młodości - może rzeczywiście zapewnić człowiekowi szczęście. Najlepsze w tekście Enquista było bowiem to, co nie wyszło spod jego pióra.

Zastanawiające, że Piotr Cieślak nie wystawił dramaturgicznego arcydzieła Czechowa, lecz jakiś podejrzany kompilatorski kadłubek. Poległ więc na własne życzenie. I to pod świecącą - niby na kremlowskich iglicach - pięcioramienną czerwoną gwiazdą, pod którą usytuował akcję.W teatrze zazwyczaj tak się układa, że tekstowej mizerii nie pomaga nawet najwspanialsza obsada. Szkoda wysiłku świetnych aktorek: Jankowskiej-Cieślak, Figury, Szczepkowskiej, bo nawet najlepsza artykulacja nie poprawia grafomanii dętych wypowiedzi, którymi obdarzył je szwedzki autor.

Artystyczną satysfakcję w tym przedstawieniu daje tylko Gabriela Muskała w epizodycznej roli Nataszy. Aktorka robiła wrażenie jedynej osoby, która ma świadomość, po co wychodzi na scenę. Wraz z nią na chwilę pojawiało się prawdziwe życie, budząc z letargu inne postacie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji