Artykuły

Pasażerki

Pierwsza komunia to coś, na co dziewczyna oczekuje z niecierpliwością. Może po raz pierwszy się wystroić i pójść do kościoła z koleżankami. Następna taka okazja to dopiero ślub. W spektaklu opowiadamy o czasie pomiędzy pierwszą komunią a ślubem - o przedstawieniu "Brzeg-Opole", z Martą Ojrzyńską i Joanną Drozdą, rozmawia Roman Pawłowski z Gazety Wyborczej - Wysokich Obcasów.

Brzeg - Opole, odjazd godz. 19.00

Poznajcie Agnieszkę. Pochodzi z Brzegu, ma 21 lat i skończony gastronomik. Ale nie zamierza pracować w żadnym durnym barze. Chce zostać szefem kuchni... swojego męża. Kto nim będzie? To już postanowione: Robert, zawodowy podoficer. Aga właśnie jedzie pociągiem do narzeczonego do jednostki w Opolu. Liczy na to, że Robert w końcu się jej oświadczy. Czy inaczej dzwoniłby i nalegał, żeby przyjechała? A to jest Kasia. Jest na drugim roku psychologii we Wrocławiu. Też ma 21 lat i same problemy, jak to intelektualistka. Największy problem Kasi to niechciana ciąża. Spodziewa się dziecka z chłopakiem, którego za dobrze nie zna. Jedzie do Opola, do rodziców, i strasznie się boi. Bo mama i tata nie po to ją posłali na studia, żeby dzieci niańczyła.

Agnieszka i Kasia spotykają się w pociągu z Brzegu do Opola. Ale przedział, w którym jadą, nie rusza się z miejsca. To dekoracja, która stoi w podziemiach Teatru Stara Prochownia w Warszawie. Bo Agnieszka i Kasia są postaciami ze sztuki, którą napisały i wystawiły dwie młode aktorki Starego Teatru z Krakowa - Joanna Drozda i Marta Ojrzyńska.

Ich spektakl zatytułowany "Brzeg - Opole" zdobył główną nagrodę w konkursie na wystawienie polskiej sztuki współczesnej. 26 września będzie go transmitować kanał TVP Kultura.

Stacja Łosiów

Pomysł sztuki o dwóch przeciętnych dziewczynach na życiowym zakręcie zrodził się trzy lata temu na zajęciach u Krystiana Lupy, znanego reżysera i guru krakowskiej szkoły teatralnej.

- Lupa poprosił, abyśmy wymyśliły postacie jak najdalsze od własnego doświadczenia i poprowadziły improwizowany dialog. Zagrałyśmy dziewczyny, które spotykają się przypadkowo w pociągu i zaczynają gadać o babskich sprawach - opowiada Joanna Drozda.

Drozda i Ojrzyńska przyjaźnią się od początku studiów. Joanna pochodzi z Warszawy, jest córką znanego satyryka Tadeusza Drozdy. Nie można jej zatrzymać, kiedy się rozgada. To ona zajęła się spisywaniem i opracowywaniem tekstu.

Marta długo dobiera słowa. Urodziła się w Częstochowie, wychowywała w garnizonach w zachodniej Polsce, gdzie pracował jej tata zawodowy oficer. Przedział kolejowy był naturalnym miejscem, w którym dwie obce osoby mogą zdobyć się na szczerość, i Aktorki przed pokazem jeździły pociągami podmiejskimi i ćwiczyły dialog. Ich scena zrobiła w szkole furorę. |

- Popracujcie nad tym, może powstanie sztuka - namawiał Krystian Lupa.

Ale na pracę nie było już czasu. "Dziewczyny" musiały przygotować się do przedstawień dyplomowych. Potem dostały angaż do krakowskiego Starego Teatru. Joanna zagrała m.in. w "Gang Bangu" Pawła Sali, sztuce o kobietach z seksbiznesu, Marta wystąpiła w głośnym przedstawieniu niemieckiego reżysera Armina Petrasa "Ósmy dzień tygodnia" według Marka Hłaski jako Dziewczyna - tancerka z nocnego klubu. I w "Komponentach" jako nastoletnia narkomanka. Dopiero po dwóch sezonach wróciły do pomysłu ze studiów.

Joanna: - Mało kto w teatrze próbuje uchwycić życie zwyczajnych ludzi ze średniego miasta, takiego Brzegu czy Opola. Tymczasem nadchodzą czasy zwyczajności, antybohaterów. Takich ról nikt by nam nie zaproponował, postanowiłyśmy napisać je same.

Stacja Lewin Brzeski

Chciały zrobić spektakl poza Krakowem, aby się sprawdzić przed inną publicznością. Miejsce zaproponował Adam Sajnuk, szef offowego Teatru Konsekwentnego, który stale występuje w Starej Prochowni w Warszawie. Była to ciasna, nieotynkowana sala w podziemiach. Akurat tyle miejsca, żeby zmieścić kawałek dekoracji i kilkudziesięciu widzów.

W dyrekcji PKP wyprosiły cały przedział ze złomowanego wagonu.

Joanna: - Wybrałyśmy najbardziej zużyty i brudny, po tygodniu przyjeżdżamy, a tu wszystko wyczyszczone, wypachnione. Trzeba było z powrotem brudzić siedzenia, dokleić gumy do żucia, wrzucić puszki i papiery, żeby było prawdziwie.

Tekst z 20 minut rozrósł się do godziny. Dodały własne wspomnienia z dzieciństwa i zasłyszane w pociągach rozmowy. Materiał zbierały przy okazji regularnych podróży między Krakowem a rodzinnymi miastami. To Marta podsunęła pomysł na tytuł - Brzeg i Opole to stacje, które mija się w drodze z Wrocławia do Krakowa.

Przedstawienie wyprodukowały pod szyldem Konfederacji Artystycznej Muheres, którą założyły. - Specjalnie napisaliśmy z błędem "muheres", zamiast "mujeres" (po hiszpańsku kobiety), bo jesteśmy takie polskie, endogeniczne "muheres" - wyjaśnia Joanna. Na plakacie umieściły fotomontaż: dwie dziewczynki w białych komunijnych sukienkach z wmontowanymi twarzami aktorek.

Marta: - Pierwsza komunia to coś, na co dziewczyny w wieku dziewięciu lat oczekują z niecierpliwością. Przygotowania trwają pół roku, zjeżdża się cała rodzina. Dziewczyna może po raz pierwszy się wystroić i pójść do kościoła z koleżankami. Następna taka okazja to dopiero ślub. W spektaklu opowiadamy o czasie pomiędzy pierwszą komunią a ślubem, kiedy kobieta odkrywa, kim jest.

Stacja Przecz

W piwnicy pod Starą Prochownią co wieczór Kaśka przysiada się do przedziału Agnieszki i rozpoczyna się dialog. O chłopakach, marzeniach, problemach. Szybko plotki i wspomnienia z dzieciństwa zmieniają się w poważną dyskusję o macierzyństwie, odpowiedzialności, miłości, poświęceniu. I o Bogu. Dlaczego pozwala na to wszystko? Na dziesięciu metrach kwadratowych sceny ścierają się dwa charaktery, a zarazem dwa odmienne typy współczesnych polskich kobiet. Z jednej strony tradycjonalistka z prowincjonalnego miasteczka, której wyobraźnię ukształtowały harlequiny, telenowele i prasa kolorowa. Z drugiej studentka z dużego miasta pogrążona w depresji.

Są jak ogień i woda. Aga pewna siebie, Kaśka nieśmiała. Aga nie zastanawia się na sobą, Kaśka cały czas ma wątpliwości. Aga sprawia wrażenie zaradnej, Kaśka jest przytłoczona życiem. Aga jest optymistką, Kaśka pesymistką. Chwilami rozmowa balansuje na krawędzi otwartej wojny. Agnieszka ma dość nieporadności Kaśki, ta z kolei z niesmakiem traktuje naiwne marzenia o rodzinnym szczęściu.

Joanna: - Agnieszka idzie drogą, którą wydeptały przed nią mama, ciocia i koleżanki z bloku. Nie poszła na żadne durne studia, bo w jej rodzinie nikt nie studiował. Dziadek Agnieszki mawiał, że jeśli ktoś musi chodzić do szkoły, to znaczy, że jest głupi. On nie musiał chodzić do szkoły, a mimo to dobrze mu w życiu było. Chodzi o to, aby jak najmniej pracować przy jak największym zysku. Nie narobić się, a mieć.

Agnieszka reprezentuje małomiasteczkowy sposób myślenia: najlepiej, żeby wszystko było wiadomo, żeby nie zadawać sobie żadnych pytań. A jeśli już zadajemy pytania, to żeby zawsze znać odpowiedź. Wszystko w jej życiu zaplanowane jest do najdrobniejszego szczegółu, nawet krój sukni ślubnej. Agnieszka wie, jak będą wyglądały jej zaręczyny i ślub. Kogo zaprosi na chrzciny swoich dzieci, a kogo nie. Planuje wszystko, żeby nie dać się zaskoczyć. Nawet to, że będzie zaskoczona oświadczynami swego chłopaka.

Także życie pozagrobowe Agnieszka ma już zaplanowane: kiedy miała 13 lat, przystąpiła do komunii przez dziewięć pierwszych piątków miesiąca, czym zapewniła sobie odpust zupełny. "No, Bóg jest - mówi do poznanej w pociągu koleżanki. - Ale męża mi z knajpy nie przepędzi". Dlatego na ślub z Robertem sprosi cały Brzeg, żeby byli świadkowie na wypadek, gdyby mu się odwidziało. Bo, jak powtarza: "Szczęście trzeba prowokować. Samo nie przylezie".

Stacja Chróścina Opolska

Kaśka nie ma żadnych planów. Perspektywa urodzenia dziecka przeraża ją. Nie wie, kim chce być. W domu wpajano jej, że teraz jest czas na edukację, rodzinę założy później. A tu taka wpadka.

Marta: - Poszła na psychologię, bo chciała się czegoś o sobie dowiedzieć, jak wielu ludzi z mojego pokolenia. Przeprowadzka do innego miasta otworzyła jej oczy. Zobaczyła, że można inaczej żyć, inaczej się ubierać. Ale poznała chłopaka, który ją wykorzystał. Teraz nie chce mu powiedzieć o ciąży, bo boi się odrzucenia. Boi się też, co powiedzą rodzice.

Marta: - Znam wiele takich osób. Na studiach uwalniają się od domowego rygoru i zaczynają szaleć, chodzą na dyskoteki, palą jointy, piją. Jednocześnie nie bardzo wiedzą, co chcą osiągnąć w życiu. Wchodzą w płytkie, interesowne relacje emocjonalne. Wartości wyniesione z domu zaczynają się rozpadać. Joanna: - W naszym pokoleniu to częsta postawa. Nie wychowaliśmy się w okresie żadnego przewrotu, nie mieliśmy wydarzenia, które związałoby nas ze sobą, żyjemy w stagnacji. Nasi rodzice są wykształceni, mają wspaniałe historie, których uwielbiamy słuchać, ale gdzieś w głębi duszy wiemy, że nie dorośniemy nigdy do ich poziomu. To rodzi frustrację.

Czy "Brzeg - Opole" to portret pokolenia, które nie umie odnaleźć swojej tożsamości?

Marta: - Tropem było dla nas pogubienie młodego człowieka we współczesnym świecie. Nie tylko kobiet. Ludzie są egoistyczni, stawiają głównie na siebie, cierpią na bierność życiową. Nic nie robię, nie studiuję, biorę kolejną dziekankę, nie mam żadnych pasji, boję się wejść w relację z inną osobą, bo się boję, że zostanę odtrącony. Mam takich znajomych. I nikt nie wie, dlaczego tak się dzieje.

Ale w przypadku bohaterek "Brzeg - Opole" to zagubienie jest szczególnie dotkliwe. Według Joanny to efekt kryzysu kobiecości. Napisała o tym pracę magisterską, temat: "Kobieta w XIX- i XX-wiecznej dramaturgii europejskiej", na podstawie m.in. "Nory" Ibsena, "Letników" Gorkiego i "Przypadku Klary" Dei Loher. Wynika z niej, że kobieta ma wciąż problem z określeniem swojej tożsamości.

- Walka o prawa kobiet w XX wieku polegała głównie na tym, aby zająć pozycję mężczyzny, zamiast wywalczyć swoje miejsce. Owszem, kobiety zajęły dobre stanowiska, ale problem pozostał - uważa Joanna. Czy w takim razie naiwna Agnieszka marząca o objęciu posady szefowej kuchni swego męża, zaczytująca się w romansach nie jest przypadkiem cudownym lekiem na kryzys kobiecości?

Stacja Opole Zachodnie

Kiedy rozmawiam z Joanną i Martą, mam wrażenie, że ich teatralne role żyją własnym życiem. Aktorki często przechodzą na "język Agnieszki i Kaśki". Joanna: - Zdarza się, że w ferworze dyskusji zaczynam zachowywać się jak Agnieszka. Wszyscy się wtedy ze mnie śmieją. Tata mówi, że powinnam przestać grać ten spektakl na jakiś czas, bo się o mnie boi. "Masz wtedy okrągłe oczy, które nie wyrażają żadnych myśli" - powtarza. Jestem tak zamroczona szczęściem, które mnie otacza dookoła. I przyznam, że pociąga mnie ten stan. To błogosławieństwo móc nie myśleć, nie martwić się i widzieć tylko w jasnych barwach swoje życie. Tego zazdroszczę Agnieszce. Bo pesymizm jest zupełnie nieopłacalny i niezdrowy.

Czasami dla rozgrzewki przed przedstawieniami dziewczyny rozmawiają w garderobie językiem swoich bohaterek o sytuacji w Polsce.

- Agnieszka jest zachwycona ostatnimi zmianami. To oczywiste - jej marzeniem jest przecież rodzina. Przeszkadza jej to, że para prezydencka nie jest tak reprezentacyjna i że świat się śmieje z prezydenta. A ona nie lubi być wyśmiewana jako Polka. Z drugiej strony imponuje jej nasza mocna postawa wobec Europy - mówi Joanna.

A co Agnieszka myśli o bracie pana prezydenta?

Joanna: - Wydaje się jej trochę podejrzany, ale nie tak jak piszą gazety. Jest jasne, że jak się wychodzi z takiej rodziny, nie ma mowy o jakichkolwiek anormalnych sytuacjach. Najwidoczniej nie znalazł lepszej kobiety niż matka. Agnieszka w ogóle uwielbia wszystko, co jest normalne. Słowo "normalnie" jest jednym z jej słownych przyruchów, "normalnie to" "normalnie tamto". Dlatego nie podobają się jej te wszystkie Parady Równości.

Joanna: - Robert opowiadał Agnieszce, jak to jest w wojsku z tymi sprawami. Nie do pomyślenia. Bardzo dobrze, że nareszcie ktoś się mocną ręką wziął za ten kraj.

A jak Kasia zapatruje się na zmiany w Polsce?

Marta: - Nie podoba się jej rząd, szczególnie minister edukacji i jego reformy. Tu zgadza się ze swoją mamą nauczycielką. Na jej poglądy ma również wpływ ojciec lekarz. Problemy służby zdrowia i pensje dla nauczycieli to stały temat wałkowany przy obiedzie. Kaśka jest w ogóle malkontentką, ale jest zbyt bierna, aby cokolwiek wokół siebie zmienić, co dopiero w kraju.

O tym, że ich bohaterki nie wzięły się z powietrza, można się przekonać na ulicy czy w tramwaju. Joannie zdarza się słyszeć dialogi jakby żywcem wyjęte z ich sztuki. Niedawno przed wejściem do kina studyjnego w pałacu o Pod Baranami stałam obok dwóch inteligentnie wyglądających dziewczyn. Nagle jedna mówi do drugiej: "Jak myślisz, mam pójść do łazienki i przelizać się z nim? Potem co, jeszcze jakiegoś syfa złapię i weź". Agnieszka to przy nich romantyczka.

Stacja końcowa Opole Główne

Przyjaciele radzą Joannie i Marcie, aby przygotowały drugą część przedstawienia pod tytułem "Opole - Brzeg". O tym, jak dziewczyny wracają do siebie - Aga po spotkaniu z Robertem, Kaśka po rozmowie z rodzicami. Czy Robert rzeczywiście oświadczył się Agnieszce? Czy Kaśka powiedziała matce o ciąży? Czy zdecyduje się urodzić dziecko?

- Po spektaklach podchodzą do nas ludzie i pytają, jak to się wszystko skończy. A my same nie wiemy - rozkłada ręce Joanna. Na razie nie będzie więc dalszego ciągu.

Czytam reportaż Włodzimierza Nowaka ("Wysokie Obcasy" nr 58 z 6 maja 2000 r.) o spektaklu, który Marta przed sześcioma laty przygotowała z rówieśniczkami z klasy maturalnej we wrocławskim klubie Kalambur. Spektakl według sztuki "Zapiski o kwitnieniu" Małgorzaty Wasilewskiej reżyserowała młoda dramatopisarka Aneta Wróbel. Mówiła wtedy dziennikarzowi "Gazety" o misji ich kobiecego teatru.

"Nasz babski teatr przypomina kobietę w szpilkach - czuje się wywyższona, ładnie wygląda, ale za bardzo nie może podskoczyć. Może dlatego nasze próby przypominają często wizyty u psychologa. Każdy gada, co mu siedzi na sercu".

Następne projekty Konfederacji Artystycznej Muheres brzmią jak realizacja tego programu. Jednym z pierwszych będzie wystawa znajomej malarki poświęcona kobietom.

Joanna: - Konfederacja oznacza zebranie wszystkich w imię dobrej myśli. Chcemy się zająć kobiecym pierwiastkiem w naszym dzisiaj - za pomocą sztuki, nie tylko teatru. Zależy nam na współpracy z kobietami w naszym wieku. Faceci też są mile widziani, o ile chcą coś powiedzieć ciekawego na temat kobiet.

Na zdjęciu: Marta Ojrzyńska i Joanna Drozda.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji