Artykuły

Kłopoty z "Marią"

Kłopoty z Marią ma nie tylko Mikołaj Mukownin, jej ojciec a były generał lejb-gwardii, który w pierwszych latach po Rewolucji pragnie służyć "czerwonym" swymi pamiętnikami, by przestrzec nową, formującą się armię przed błędami przeszłości. Kłopoty z Marią dają znać o sobie jej siostrze Ludmile na każdym niemal kroku: traktowana jest bowiem nawet przez kochanków jako młodsza i nie tej klasy, co Maria, latorośl znanego rodu. Kłopoty z Marią ma Katarzyna Felzen, przyjaciółka i rezydentka domu, zakochana jak i ona w krasnoarmiejcu wysokiej szarży. Dla Katarzyny Maria jest wzorem postępowania. Kłopoty z Marią mają wreszcie wszyscy mężczyźni: i były książę Sergiusz Golicyn, dorabiający to traktierniach podmiejskich grą na wiolonczeli, i Dymszyc, żydowski dorobkiewicz i spekulant, którego ambicją staje się bywanie w salonach, i Wiskowski, były rotmistrz gwardii, z pochodzenia Polak, odrzucony konkurent, dokonujący okrutnej zemsty na Ludmile, bo zarażający ją weneryczną chorobą, o której wie.

Kłopoty z Marią będzie miał widz, bo tytułowa bohaterka sztuki w 8 odsłonach Izaaka Babla nie pojawi się ani na chwilę, a jedyną oznaką jej obecności obok piętna, jakie wywarła już na całym otoczeniu, będzie nie w porę przychodzący list, który zabije ojca.

Kłopoty z "Maną", napisaną w roku 1935, tłumaczenie której no język polski ukazało się dopiero 31 lat później, miał nie tylko Izaak Babel, przyzwyczajony do zarzutów i oskarżeń lat trzydziestych. Świadectwo prawdy bowiem wychodzące spod pióra Babla nie ma sobie równych w całej literaturze tego okresu. U Babla "nie ma żadnych przemilczeń, kompromisów i upiększeń" - pisał Jerzy Pomianowski, tłumacz, któremu zawdzięczamy natychmiastowe przenoszenie na język polski wszystkich znalezisk po autorze "Konarmii".

Kłopoty z "Marią" miał także Edward Lubaszenko, który od blisko lat dziesięciu zabiegał cierpliwie o jej próbę sceny. Obok przeszkód obiektywnych, natury administracyjnej, istniały również obawy wywodzące się z artystycznej tradycji Starego Teatru. Tu przecież, na deskach krakowskiej sceny przy ulicy Jagiellońskiej, w roku 1967 Jerzy Jarocki przedstawił swą kongenialną prapremierę Bablowskiego tekstu "Zmierzchu". Kłopoty z "Marią" są tym większe, że - jak powszechnie wiadomo - autoadaptacje Babla własnych motywów nowelistycznych na strukturę dramatu pozostawiają nawet w przypadku "Zmierzchu", opartego na "Opowiadaniach odeskich", podstawowy niedosyt, a "Maria" - z kolei - jest od "Zmierzchu" pozycją znacznie mniej udaną. Brakuje w tej sztuce o zaangażowanej w rzeczywistość kobiecie nie tylko wspaniałego narracyjnego mięsa, ale i soku poezji, jaki wytwarza obecność autora i jego wyraźnie zaznaczony stosunek do otoczenia.

Dramat "Marii", podobnie jak w "Zmierzchu", układa się w luźne obrazy zwane przez autora "odsłonami", przynależne w całości do fabuły, a jednak po troszę samodzielne. Dlatego zapewne Lubaszenko dodać postanowił związany z miejscem jadącego, konwojowanego pociągu, motyw jeszcze jeden. Rozbudowawszy ledwo zaznaczoną postać krasnoarmiejca, przybywającego u Babla niczym "deus ex machina" z owym nieszczęsnym listem, wyposażył go w cechy inteligenckiego narratora i wsadził do pociągu w gromadę prostych żołnierzy. Wychodząc od rysów sytuacyjnych opowiadań "Moja pierwsza gęś", "Sól" czy też "Historii jednego konia", obdarzył Lubaszenko swego bohatera nie tylko tekstem wyjętym z tych utworów Przywołał bowiem adaptator także ulubiony chwyt Babla - groteskowo-tragiczną konfrontację między zagubionym inteligentem (gra go interesująco Leszek Piskorz) i żołnierzami Rewolucji, z których każdy snuje (niezbyt zresztą zręcznie i przekonująco) opowieść o własnym losie.

Powtórzone zresztą paralelnie do "numeru Dymszyca" i mieszkania Mukowninów wnętrze wagonu towarowego nakazało Lubaszence sięgnąć po nie używaną od lat scenę obrotową Teatru Kameralnego. Niewykorzystywanie tej maszynerii od lat, przy zupełnym - jak się zdaje - braku konserwacji, dostarczyło widzom przy każdym wyciemnieniu efektów zgoła niezwykłych Zgrzyt i chrzęst sygnalizowały zmianę obrazu, a opieszałość zespołu technicznego sprawiała, że zawsze oczom widzów po black-oucie ukazywała się zapóźniona w swoich działaniach postać uciekającego przed światłem maszynisty. Gdzież precyzja ansambli zagranicznych, w których każdy czuje się pełnoprawnym członkiem zespołu technicznego - wzdychali nie tylko bywalcy music halli i oper.

Dodana przez reżysera sekwencja wagonowa zawiodła w swojej warstwie podstawowej: pamiętny z inscenizacji Jana Łukowskiego (Teatr Rozmaitości, 1970) wstrząsający epizod z "Soli" wypadł tu bardzo blado. Wskutek nieudanego kostiumu i schematyzmu interpretacyjnego wyparowała tak kultywowana przez Jarockiego w "Zmierzchu" rodzajowość - jeden z budulców Bablowskiego kolorytu. Mroczne środowisko Dymszy ca przypominało "Na dnie" Gorkiego, a najciekawszą postacią, najlepiej zresztą poprowadzoną przez aktora (Ryszard Łukowski), okazała się tu postać podłego Polaka - Wiskowskiego. Wielokąt zaś uczuciowy salonu Mukowninów: Mikołaja (Roman Stankiewicz), Ludmiły (Grażyna Trela), Katarzyny (Elżbieta Karkoszka) i Golicyna (Edward Dobrzański) rozegrany został w konwencji psychologicznej dramatów Czechowa.

Między Gorkim i Czechowem stanął nie tylko reżyser, ale i grany przez niego samego - Dymszyc, oczyszczony słusznie z żydłaczenia i innych niepotrzebnych upiększeń. Ale - rzecz dziwna - nie przypominał ani na chwilę Bablowskiego bohatera i jego rozterek. Kłopoty z "Marią" w Teatrze Kameralnym przypominają echa lektury Gorkiego, który przeczytawszy pierwsze próby Babla, miał oświadczyć: "Z całą oczywistością zostało wyją śnione, że niczego szanowny p dokładnie nie zna, ale wielu czy się domyśla..."

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji