Artykuły

Udało się "wykroić" farsę

Trzy stulecia minęły od powstania molierowskich komedii i, jak przystało na prawdziwe dzieła sztuki, nie straciły one aktualności. Odwołuje się w nich bowiem Molier do przywar i przypadłości, jakie z gatunkiem homo sapiens łączą się od tysiącleci. Na czym więc polega oryginalność Moliera? Otóż na niezwykłym ujęciu tematu, przyobleczonego w formę komedii właśnie, w której próżno doszukiwać się nuty moralizatorskiej.

Bohaterowie Moliera: świętoszki, skąpcy, ludzie pazerni, wikłają się we własne urojenia, jednocześnie zniewalając wszystkich wokół siebie. Autor nie odpowiada nigdy jednoznacznie czy rozmaici panowie Jourdain są tylko błaznami czy również szaleńcami. Ta dwuznaczność nie znalazła zainteresowania u Tomasza Obary, reżysera "Mieszczanina szlachcicem" w łódzkim Teatrze im. Jaracza.

I to, moim zdaniem, jest generalna ułomność łódzkiego przedstawienia. Reżyser podszedł do utworu Moliera z jasno określonym planem: "wykroić" farsę. Ten zamiar powiódł mu się znakomicie. Zamiast rozbudowanej komedii z baletem, czy jak chcą inni - baletu komediowego (z filozoficzną rozterką), otrzymaliśmy bardzo silnie zredukowany tekst, ustawiony w dynamicznych sytuacjach, zmieniających się w zawrotnym tempie.

Widzom nie pozostawiono nawet chwili, by zastanowić się cóż jest przyczyną określonego zachowania pana Jourdain, nie zadano podstawowego pytania: dlaczego tak bardzo pragnie przedzierzgnąć się z mieszczańskiej, w szlachecką skórę.

Gdyby tak się stało, zamiast brawurowej farsy, mielibyśmy pretekst do zamyślenia się, do skonfrontowania postaw XVII-wiecznych bohaterów ze współczesnością. A tego wyra-

śnie domagała się scenografia Waldemara Zawodzińskiego (niezliczona liczba luster), kojarząca się to z "elegancką" nuworyszowską łazienką, to z oddziałem, gdzie pokoje nie mają klamek. Wielość luster to wielość odbić, to także wielość możliwości narcystycznego uwielbienia siebie. Obara jakoś tego nie dostrzegł...

W Jaraczu zagrano Moliera jakby to był np. Cooney, tyle że w kostiumach (zresztą bardzo pięknych, autorstwa Marii Balcerek). Mimo podstawowych zastrzeżeń interpretacyjnych spektakl bardzo mi się podobał. A jest to wielką zasługą Janiny Niesobskiej, autorki skrzącego dowcipem ruchu scenicznego i naturalnie aktorów.

Andrzej Wichrowski (pan Jourdain) był trzpiotem co się zowie. Rozbawiał do łez, co chwila zaskakując wachlarzem komediowych środków. Fantastyczny popis dojrzałego aktorstwa dał w postaci Kleonta Mariusz Słupiński. Choć jest świeżo "upieczonym" absolwentem łódzkiej szkoły filmowej, w niczym nie odstawa od najwyższego poziomu narzuconego przez "Jaraczowe" tuzy: Wichrowskiego, Kwaśniaka czy Małka. To doskonale zapowiadający się talent.

Również pozostali aktorzy: Kamila Sammler, Hanna Grzeszczak, Bogusław Sochnacki nie zawiedli, pozwalając bawić się beztrosko i głośno. Choć Molierowi o beztroskę nie chodziło, sądzę, że złaknieni śmiechu widzowie chętnie odwiedzać będą teatr. Choćby tylko w celu podziwiania wspaniałych aktorów.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji