Artykuły

Pamiętnik z piwnicy

Wyszła z domu i już nie wróciła. Szła na prosty zabieg lekarski, z Żoliborza do północnego Śródmieścia, kiedy zastała ją godzina "W". Po pierwszych walkach Niemcy zajęli i zablokowali wiadukt przy Dworcu Gdańskim - odcinając dwudziestoletniej dziewczynie i jej narzeczonemu powrót do domu - w dwutygodnik.com pisze Witold Mrozek.

Trzydziestoparoletnia Irena Sierakowska - aktorka Teatru w Wałbrzychu - gra dwudziestoletnią w 1944 roku Irenę Sierakowską, siostrę swojego dziadka. Podstawą "108 kostek cukru" w reżyserii Agaty Puszcz i dramaturgii Zuzanny Bojdy jest pamiętnik tej drugiej Ireny; zeszyt z piwnicy, prowadzony tuż przed śmiercią - w sierpniu 1944 roku.

Mówiąc o aktorach grających rozmaite postaci, używa się czasem z rozpędu nieco mistycznie zabarwionego czasownika "wcielać się". Olbrychski wciela się w Kmicica, Holoubek w Gustawa-Konrada; wcielenie, czyli słowo ciałem się stało. Wałbrzyski spektakl, w którym ta dzisiejsza Irena Sierakowska przymierza się do roli tamtej warszawskiej Ireny Sierakowskiej, gra z takim "wcielaniem". A że w grę wchodzą jeszcze wspólne geny i wspólne imię i nazwisko, mamy tu do czynienia z mistyką, z podskórnie odczuwanym niepokojem, kulturowo uwarunkowanym przesądem. Jego siłę zna chyba każdy, kto zobaczył kiedyś grób ze swoim imieniem i nazwiskiem na płycie; widmo śmierci jest wtedy odczuwalne. W tym wyjątkowym wałbrzyskim monodramie widmo staje się partnerką sceniczną aktorki.

Ale to godzinne przedstawienie nie ma charakteru seansu spirytystycznego, raczej ćwiczenia wyobraźni, narracji i teatralnej formy. W "108 kostkach cukru" Puszcz, Bojda i Sierakowska używają bardzo klasycznych, trącących myszką środków teatralnych - bardzo "teatralnych", jak peruka na przykład - a jednocześnie cały czas podkreślają ich teatralność właśnie, umowność, nieadekwatność. Porządek odgrywania, konstrukcji wciąż ściera się tu z porządkiem psychicznego utożsamiania, wcielania. To negocjowanie statusu dotyczy zresztą nie tylko aktorki, ale i otaczających ją rzeczy - stary zeszyt, używany na scenie, nie jest tym zeszytem, w którym notowała siostra dziadka; przedmioty na scenie - puderniczka czy obcas - tylko grają przedmioty znalezione w piwnicy, pamiątki po zabitej. Sierakowska mówi to wprost - reguły gry w odgrywanie postaci są tu ściśle nakreślone, podane już na wstępie.

Dramaturżka Zuzanna Bojda dzisiejszą osobistą wypowiedź aktorki Sierakowskiej i zapiski dawnej Sierakowskiej przeplata mikronarracjami prowadzonymi z perspektywy przedmiotów znalezionych w schronie, na przykład obcasa; rymowankami i wyliczankami rozbijającymi realistyczną konwencję. Wreszcie w swoim scenariuszu Bojda spogląda w to, co z perspektywy schronu jest niedoczekaną przyszłością, i wplata w spektakl ogłoszenia z prasy i radia o poszukiwaniu zaginionych bliskich, a w końcu - list rzeczowo opisujący śmierć Ireny w bombardowaniu. Odpowiedzią na mit jest tu konkret - zobaczymy nawet rachunki za ogłoszenia i podsumowanie kosztów wielomiesięcznego szukania kogoś, kto już dawno zginął parę ulic dalej, bo nie mógł wrócić do domu.

A sam pamiętnik? Każda luka w zdaniu - notatki były nadpalone, niekompletne - zostanie zaznaczona na scenie. Zapiski Sierakowskiej można zaszeregować do kategorii: "Powstanie warszawskie. Perspektywa cywilna, kobieca, powszednia". W stosunku do samego powstania widzimy tu przemieszanie zdroworozsądkowego sceptycyzmu ("Są chwile, gdy wątpię o pomyślnym zakończeniu i czuję, że się znowu porwali z motyką na słońce" ) z - jednak - patriotycznym zaangażowaniem ("Tylko mnie tam nie ma - mam z tego powodu wyrzuty sumienia. Tak, chcę iść, bo jestem patriotką, ale"). Trochę Białoszewski z "Pamiętnika z powstania warszawskiego" w wydaniu kulturalnej przedwojennej panny. Opisuje ona rozmaite warstwy cywilnego życia czasów powstańczej apokalipsy - od komunikatów z radia ("Polonia szaleje w Anglii odbywają się wiece i uroczystości na cześć Polaków walczących i będących w Warszawie po [tu dziura] Tak, ale być w samym piekle jest bardzo ciężko"), przez doniesienia z ulicy i nadzieję na powrót do domu - przecież tylko trzydzieści-czterdzieści minut spaceru ("Nasi zdobywają Dworzec Gdański, a więc będziemy niedługo mogli iść na Żoliborz! Boże, jak pragnę tego!") - po fizjologię ("Jedyny plus tego wygłodzenia, a zawsze warto szukać pozytywów - jest taki, że nie dostałam tutaj okresu. Organizm jest zbyt osłabiony, żeby do tego doszło"). Tytułowe 108 kostek cukru to zapas pożywienia, z którym w pewnym momencie zostają mieszkańcy schronu. Jednocześnie w spektaklu Puszcz i Bojdy opis tej porażającej nędzy nie ma charakteru opiewania heroicznego męczeństwa ani emocjonalnego szantażu na widzu; jest w nim coś bardzo potocznego, zwyczajnego, zabarwionego też zdumiewająco delikatnym czarnym humorem Ireny Sierakowskiej sprzed 76 lat.

Sierakowska dzisiejsza przykuwa uwagę i subtelnie wydobywa te akcenty; gra swoją imienniczkę z czułością, ale bez egzaltacji i emocjonalnej szarży; przechodzi od bycia na scenie "prywatnego" do "teatralnego", i z powrotem. Emocjonalne poruszenia kontrapunktuje opisami apatii, relacją z trwania. Bo też pisanie tamtej Sierakowskiej jest nie tyle, czy nie tylko, "dawaniem świadectwa czasom", ile po prostu czynnością mającą chronić przed szaleństwem bezczynności i strachu. To pisanie wynika z upiornej nudy oczekiwania w schronie, aż wszystko się w końcu uspokoi albo aż nadejdzie śmierć. Gdy w środku już nic się właściwie nie wydarza, a zewnętrze jest przerażające, przychodzi czas na kreślenie sylwetek osób siedzących obok w piwnicy, sporządzanie opisu po opisie - by po prostu zająć czymś głowę i ręce.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji