Artykuły

Proszę państwa Do piachu

Ostatnio opublikowana i wystawiona sztuka Różewicza "Do piachu..." mogła być pierwszą z jego sztuk. Wówczas - niedługo po wojnie - brzmiałaby jako sztuka antywojenna. W chwili napisania, w roku 1972, odczytana została jako dramat o żywym jeszcze i świeżym temacie partyzantki. Temu też pewnie zawdzięcza swoją siedmioletnią kwarantannę, jako że nie sposób z ówczesnej perspektywy dopatrzyć się tu innych istotnych przyczyn. Po tym czasie odosobnienia drażliwy miazmat miał szansę częściowo wygasnąć. Dziś "Do piachu..." przedstawia przede wszystkim model człowiek - polityka, mówiąc o polityce, na jaką było nas stać pod koniec II wojny światowej, gdy zmieniała się mapa ziemi.

W dorobku dramatopisarskim Różewicza sztuka ta, nie tylko z uwagi na zawartość treściową, lecz także z przyczyn estetycz­nych mogłaby, a nawet powinna znaleźć się przed "Kartoteką". Sam Różewicz wyznaje w "Przygotowaniu do wieczoru autorskiego": "Teraz, w roku 1972, od­grzebałem pewną historię, którą zacząłem pisać w roku 1948, a potem w roku 1955". Zawiązki i intuicje tej sztuki tkwiły w autorze od dawna.

Od chwili debiutu dramaturgicznego sztuki Różewicza cechował europej­sko-współczesny uniwersalizm obyczajowy i formalny, choć składały się nań realia obecne w Polsce. Nic dziwnego, rodziły się przecież te utwory w okresie wielkiego kulturalnego importu. Po ulicach stołecz­nych, kawiarniach, kabaretach i stołów­kach zaczęli się przechadzać triumfalnie przygnębieni polscy nuwo-egzystencjaliści, nierzadko przedzierzgnięci z zagorzałych - przed chwilą historyczną - optymistów. Ich przeciwnikiem stał się w drugiej kolejności filister z kwaterunkowego, często wspólnego mieszkania - tak zro­dziła się "nasza mała stabilizacja". Nieco wcześniej rozrachowano się z tymi, którzy ową stabilizację stworzyli. Załatwiono i zakończono te porachunki cokolwiek szybko i pobieżnie, w upojeniu natychmia­stowym sukcesem, który winien był, już przez tę swoją cechę, wydać się niepew­nym, dwuznacznym, nietrwałym.

Na takiej fali czasu, po stodolanym "Królu - Ubu", po piwnicznej izbie "Pod Baranami", w salce STS-u naprzeciwko Sądów wystawiono "Kartotekę". Jej bohater należał do pokolenia Różewicza. Przez bohatera przepływał strumień sta­tystycznej rzeczywistości przeszłej i teraź­niejszej. Za jego pośrednictwem Różewicz rozliczał się z czasem własnej biografii. Bardziej niż ilustracją czy oskarżeniem był to - nie w pełni chyba wówczas doceniony - wysiłek zrozumienia. Anoni­mowy bohater, nie pierwszy raz zresztą pojawiający się w twórczości Różewicza, jest przeciętny, bierny i usiłuje myśleć. Coś od czasu do czasu w głowie mu zaświta - przebijając się przez życiową gonitwę i z powrotem zanurzy w szarej powszedniości. Pisarska statystyka Róże­wicza w pośredni sposób wynika z metod statystyki społecznej. Są też jednak i inne, głębsze przyczyny, dla których Różewicz nałożył swemu bohaterowi maskę anoni­ma. Jakiego rodzaju odpowiedzialność pisarską niesie ta postać-medium, jaka jest jej geneza? Odpowiedzi na te pytania można szukać już nie tylko drogą dedukcji, ale wprost w dramacie "Do piachu...". W nim bowiem po raz pierwszy widzimy twarz bez maski, twarz konkretne­go, indywidualnego bohatera, protoplasty przyszłych anonimów - bohaterów zbiorowych. Los Walusia jest w pierwszym rzędzie jego własnym niepowtarzalnym losem, dopiero na drugim piętrze symbo­licznym uogólnieniem.

Los Walusia to los ofiary wojennej, której Różewicz chciał oddać ironiczny wobec pięknoduchów hołd, tytułując rzecz "Pieśń o miłości i śmierci szeregowca Walusia". Waluś, prostaczek i analfabeta, wiejski chłopak walczy z Niemcami w partyzantce, idzie z kolegami na rozbój, zostaje złapany przez AK i zgodnie z regulaminem wojennym, pilnującym moralności wojskowej, rozstrzelany. Historia krótka i prosta, zdawałoby się naturalna - bo Waluś rzeczywiście popełnił przestępstwo. A jednocześnie historia tragiczna: tragizm losu ludzkiego powstał tu z przeciwstawienia prawa ustanowionego wojny, które pozwala zabijać, ale nie każdego - prawu naturalnemu wojny, jakim jest gwałt i zadawanie śmierci. W ten sposób sztuka Różewicza wpisuje się w nurt literatury antywojennej. Jednocześnie jednak współistnieje w niej nurt drugi, ukazywania okru­cieństwa świata na przykładzie losu prostaczka, do­prowadzanego do zguby w jego pełnej nieświado­mości. Dlatego pewnie, mimo rozlicznych antenatów pacyfistycznych, "Do piachu..." porusza i dziś tak silnie, jak tego nie czyniła już dawno żadna sztuka o wojnie. Waluś szeregowiec jest współczesnym Woyzeckiem i nie jest to łatwy efekt mający na celu wyciskanie współczucia dla zagubionego i bezradne­go, zaszczutego zwierzątka ludzkiego. Waluś jest człowiekiem, wcale nie automatycznie raz po raz uderza w modły, jest człowiekiem prawdziwej wiary i pobożności. Może to wzbudzić podejrzenie, że - choć pisana współcześnie - sztuka nie jest współ­czesna.

Jej tekst nie mówi o niczym nowym, daje praw­dziwy obraz życia partyzanckiego. Realia historyczne nie są ujęte w sposób oryginalny, ale dosadny, nie­stronniczy, trafny. Wydają się, przez sposób zapisu, niejako usunięte na plan podrzędny przez autora. Jest ich bowiem akurat tyle i w taki sposób są podane, by ośmieszyć polityczną dekorację przeciwstawioną żywemu, niepowtarzalnemu losowi człowieka.

Jeśli więc w roku 1972 pisarz decyduje się na zabieg redukcji sytuacji społecznej i świadomości bohatera, to ma w tym niewątpliwie swój uzasadniony cel pisarski. I to nie cel taktyczny - wyboru apolitycz­ności w sensie powierzchownym dokonał przecież Różewicz jeszcze na początku lat pięćdziesiątych - lecz strategii pisarskiej, dającej wymiar uogólnienia i współodpowiedzialności, współudziału w losie skrzywdzonych i poniżonych. Przy­pomina to nierównie drastyczniejszą w skutkach strategię Borowskiego w cyklu opowiadań oświęcimskich - postać Vorarbeitera Tadka. Borowski inną niż Różewicz poszedł drogą, ale wyszli z tego samego punktu, od tego samego krwa­wiącego pytania.

,,Stworzyć poezję po Oświęcimiu" - tymi słowami kończy się jeden z wierszy Różewicza. Trawestując autora w związku z jego ostatnią sztuką, zapytać można: jak stworzyć dramat po Oświęcimiu? W ja­ki sposób opisać i pokazać los człowieka nie przeczuwającego nawet, że nic od niego nie zależy?

Wspólną z Różewiczem odpowiedź dał zespół Teatru na Woli, wystawiając w kwietniu br. prapremierę "Do piachu...", z dyrektorem Tadeuszem Łomnickim w roli reżysera i Zygmuntem Koniecznym (muzyka). Dobrze się stało, że nie wziął sztuki w swoje ręce jakiś reżyserski sztukmistrz zaopatrzony w nożyce do krajania tekstu, klej do różnych ozdóbek oraz interpretacyjną fantazję. Wystrój scenograficzny Wojciecha Zembrzuskiego w ogólnej architekturze scenicznej i we wszystkich prawie szczegółach realizuje projekt autora wyrysowany w "Dialogu". Wykorzystano znakomicie przedscenę, umieszczając na niej ziemiankę. Na scenie właściwej, obstawionej po bokach brzoza­mi, znajduje się zaledwie kilka drzew, co umożliwia szybką zmianę obrazów. Spektakl zaczyna się prawie w ciemności przemarszem partyzanckiego oddziału, na jego końcu Waluś, zatrzymuje się na chwilę, pozostając w tyle, by poprawić but. Podnosi głowę, rozgląda się i na­słuchuje lasu, widać jego twarz, naiwną, zdziwioną. W ten sposób następuje prezentacja głównego bohatera, którego gra młody aktor, Andrzej Golejewski, z pełną wiarygodnością aktorską. Temu Walusiowi dobrze z oczu patrzy, jest naturalny, prosty, ufny, z wdziękiem młodości, ale i po chłopsku pazerny. Reżyser nie wysuwa go natrętnie na plan pierwszy, co zgodne jest z konstrukcją sztuki, w której postać ta jest kontra­punktem i dopiero w ostatnim akordzie, w samym zakończeniu, wyznacza sens całości.

Po udanym partyzanckim prologu, dopisanym przez reżysera, następuje Prolog autora w dworku ziemiańskim. Obecni w nim właściciele. Pan I (Przemysław Zieliński), Pan II (Seweryn Butrym) i Pani (Maria Homerska) niezręczną, prawie amatorską grą pogłębiają żałośnie satyryczny charakter tej sceny. W tym otoczeniu Hanka (Barbara Burska) "jasna, miła, ciepła i czysta" według didaskaliów autora, wygląda jak karykatura niewinnej panienki z dworu. Przerysowany też został Ułan (Krzysztof Kołbasiuk): to jakby kabaretowy portret przedwojen­nego "Korporancika" według Lucjana Szenwalda: "Co to za przystojny facet. Oczy lśniące, włos jak len... Kim jest cudny chłopak ten? Wymoczek, obłoczek, cymbał, glista. Pusty łeb, reakcjonista." Jedynie Józef Duriasz w roli Komendanta zachowuje szlachetne umiarkowanie w tej scenie, najsłabszej w spektaklu i w sztuce. Ciąg dalszy przebiega sprawnie i płynnie od obrazu do obrazu, z rzetelnie prowadzonymi - słabszymi i mocniejszymi aktorsko - sytuacjami. Poza Walusiem wyróżnia się kucharz Sfinks Józefa Fryźlewicza, człowiek ludzki, mądry, współczujący, o solidnych podstawach moralnych, obdarzony przy tym poczuciem humoru. Mimo nie najlepszej obsady sceny zbiorowe (poza pierwszą i drugą, gdzie zawiodła postać centralna Marka Andrzeja Mrowca) mają dynamikę i dowcip. Kapitalna jest scena mętnej pogadanki politycznej i dyskusja o "ideologicznym" znaczeniu latryny. Dosadny żołnierski język, który drażni uszy pruderyjnych świętoszków z widowni, brzmiałby bardziej naturalnie, gdyby niepewne wyczuwalne zahamowanie aktorów wobec natura­lizmu.

Dosłowny naturalizm, zwłaszcza w Polsce, jest stylem nader ryzykownym, jednak w wypadku różewiczowskiego bohatera, rozpiętego między wiarą i we­getacją, w pełni uzasadnionym. Z koniecz­ności tego ryzyka reżyser wybrnął przeko­nująco i z podziwu godną prostotą: kiedy Waluś przerażony wyrokiem śmierci nie może powstrzymać fizjologicznej potrzeby, rozbrzmiewa fortissimo heroiczne requiem Koniecznego.

Można nie lubić praw natury, w życiu nie sposób się ich zaprzeć. Inaczej z prawdą sztuki, tę, która nie odpowiada gustom, można zakwestionować i odrzucić. W "Do piachu" Różewicz po raz pierwszy wystawił się na odrzucenie podwójne: decydując się na naturalizm i na własny punkt widzenia wspólnej historii politycznej (...) Różewicz jest z pokolenia, które mówi, że "ci co ucie­kli są winni i ci co zostali, ci którzy mówili tak i ci którzy mówili nie i ci którzy nic nie mówili".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji