Artykuły

Ubu król, czyli górą realizatorzy

"Razem z królem Ubu zaczyna się w teatrze fascynacja brzydotą, okropnością, chamstwem. Ubu nie jest nawet strasznym mieszcza­ninem. Jest już tylko barbarzyńcą, który chce ukraść, zabić i uciec" - pisał Jan Błoński o młodzieńczym dramacie Alfreda {#au#620}Jarry'ego{/#} z 1883 roku. Opartą na tym utworze - uważanym za przeczucie literackiego surrealizmu i teatru absurdu - operę Krzysztofa Pendereckiego wy­stawił w sobotę, po raz pierwszy w Polsce, łódzki Teatr Wielki.

Historyjki, która "dzieje się w Polsce, to znaczy nigdzie" (dla Jarry'ego nasz kraj był synoni­mem egzotyki) nie można zapew­ne brać tak poważnie, jak zrobił to kiedyś Zbigniew Załuski w "Siedmiu polskich grzechach głównych". Satyra polityczna, hi­storyczna i obyczajowa, drwina z pozornych wartości, obscena i "łacina kuchenna" domagają się przymrużenia oka zarówno w od­biorze, jak i scenicznej realizacji.

Reżyser filmowy Lech Maje­wski po raz pierwszy "zmierzył się" z operą. Stwierdzając ko­kieteryjnie w jednym z wy­wiadów przed premierą, że nie wie, o czym traktuje "Ubu król czyli Polacy" zapowiedział nieja­ko najwłaściwsze dla dzieła od­czytanie go w konwencji absur­dalności i groteski. Paradoksal­ne: "nie wiedząc, w czym rzecz" stworzył widowisko integralne, dynamiczne, zawierające se­kwencje wizualnie wprost kapi­talne (jak choćby bitwa polsko-rosyjska). Jest ono - biorąc pod uwagę operowe zwyczaje - pra­wdziwą feerią pomysłów! To, że publiczność nieczęsto się śmia­ła, wynikło niechybnie z bariery językowej, gdyż - o dziwo! - prze­znaczona dla Polaków opera buffa rodzimego twórcy wykona­na została po niemiecku (zamie­rzony absurd czy lenistwo reali­zatorów karzące zadowolić się tekstem z prapremiery bawar­skiej?).

Tak czy inaczej spektakl trze­ba uznać za bardzo udany. Moc­ną jego stroną okazała się sce­nografia Franciszka Starowiey­skiego, łącząca znane z jego pla­katów motywy surrealistyczne­go "tańca śmierci", zastosowane w malarskim tle, z pikanterią kostiumów nawiązujących kro­jem m.in. do rysunków samego Jarry'ego.

Muzyka Krzysztofa Penderec­kiego, często zabawna, pełna rozmaitych skojarzeń, zapożyczeń, tonalizmów, zawierająca instrumentacyjne "smaczki" (z grą na pile włącznie) w partiach wokalnych bardzo jest trudna, nieraz wręcz karkołomna into­nacyjnie i rytmicznie. Docenić więc należy wysiłek solistów (notabene świetnych na ogół aktorsko), z których przede wszystkim Vita Nikołajenko w roli Ubicy odniosła śpiewaczy sukces. Andrzej Kostrzewski ja­ko Ubu sprawił pewien niedosyt brzmieniem górnych rejestrów. Podobały się m.in. - jako Królo­wa Rozamunda - Krystyna Ror­bach i, następnego dnia, Sylwia Maszewska, zresztą trudno wyliczyć tu wszystkie postaci.

Nieco słabiej pod względem precyzji wypadły liczne w ope­rze ansamble, obfitujące w "sza­leńcze" synkopy, metra zmienne itp. Sądzę, iż da się je z czasem dopracować. Kierowana batutą Antoniego Wicherka orkiestra nie zawiodła, można by co naj­wyżej "doszlifować" jeszcze motoryczne partie smyczków.

Ciekawy w warstwie wizualnej i dźwiękowej "Ubu król" w łódzkim Teatrze Wielkim stał się, pod wieloma względami, za­przeczeniem operowych stereo­typów. To - po prostu - kawałek dobrego teatru, wart, niewątpli­wie, poznania.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji