Artykuły

Nie tylko król jest nagi

Wybuchnie skandal, czy też "Król Ubu" zatriumfuje? Na dwoje łódzka opinia wróżyła przed polską prapremierą opery buffo Krzysztofa Pendereckiego. Zza kulis dochodziły ekscytujące plotki, że Franciszek Byk-Starowieyski terroryzuje artystów, nakłania do obnażania ciał. A przecież oni nie są kulturystami, więc po co się tak odkrywać publicznie.

Scenograf nawymyślał łódzkim ar­tystkom od purytanek. Niech pa­ni sobie wyobrazi, że w pewnym momencie wytoczyło się zza kulis sta­do pań z ludu siedemnastowiecznego w biustonoszach! Zdumiewające jest to przywiązanie do bielizny. Wie pani, po czym Grecy poznawali barbarzyńców? Bo nie umieli czytać i pisać, i zawsze chodzili ubrani.

Do kompromisu doszło dzięki sztucznym akcesoriom, którymi opor­ni się wsparli, co ucieszyło właścicieli sex shopów, bo zwiększył się ruch w interesie. Ubica - Vita Nikołajenko z Sankt Petersburga, nie miała jednak zahamowań i przezroczysta szata ujawniała jej naturalne wdzięki.

Po odsłonięciu kurtyny, na co cze­kała z zapartym tchem widownia Te­atru Wielkiego miasta Łodzi - wprost nabita - ukazała się dynamiczna kompozycja ludzkich sylwetek o bujnych kształtach. Na tle skłębionych ciał (charakterystyczny wątek w twórczo­ści tego artysty) rozegrała się scena łóżkowa, akt erotyczny Ubu z Ubicą, dosadny i bardzo zabawny.

I tak od pierwszego momentu zo­staliśmy wprowadzeni w groteskowy świat, który przedstawił w swojej gło­śnej sztuce Alfred {#au#620}Jarry{/#}. Ona to stała się podnietą do stworzenia opery. Przy czym Penderecki podpisuje się pod "Królem Ubu" nie tylko jako kompozytor, ale i współautor (obok Jerzego Jarockiego) libretta.

Muzyka jest świadomym pasti­szem. Odwołuje się do doś­wiadczeń opery buffo XVIII i XIX wieku, a także współczesnych musi­cali. Kompozytor korzysta, oczywi­ście, tylko z inspiracji, aby wyrazić te różne style swoim własnym współ­czesnym językiem muzycznym, bar­dzo atrakcyjnym dla ucha. Zaskakuje bogactwem brzmień, dynamiką, emo­cjami.

"W słuchaniu ta muzyka wydaje się najprostsza, ale do wykonania jest najtrudniejsza - powiedział mi dyry­gent Antoni Wicherek. - Cały czas są ansamble. Wszyscy śpiewają na krzyż."

Niektóre melodie mają wręcz cha­rakter przebojów, że wspomnę o ryt­micznym, synkopowanym marszu, który jako motyw przewodni przewija się przez operę, czy też o arii carów.

"Król Ubu", napisany przez piętna­stolatka, narobił w końcu XIX wieku wiele hałasu. Nie tylko ze względu na słowo "gówno". Jarry dobrał się ostro do mentalności mieszczuchów; brzyd­kich skłonności, żądzy władzy, pazer­ności, lubieżności, nieobliczalności postępowania. Nie tylko król jest na­gi, ale i jego poddani.

W dodatku ta cała historia rządów w państwie Ubu (sama nazwa była smakowitym kąskiem; stała się źró­dłem wielu dowcipów w minionych czasach) została napisana w sposób nowatorski, dawała przedsmak nad­ciągającego surrealizmu.

Opera Pendereckiego prowokuje do zabawy w formę, z czego skorzy­stali w sposób bardzo udany insceni­zatorzy w Łodzi. Radość oglądania i słuchania rośnie, gdy scena po sce­nie komponuje się jako integralna ca­łość muzyczno-plastyczno-aktorska. Niby proste w formie, ale jakże wyra­finowane kostiumy, narzucają bohate­rom, a raczej antybohaterom, spo­sób poruszania się, określają wyrazi­ście kto jest kim.

Jak w surrealistycznym śnie przesu­wają się armia rosyjska i polska, boja­rzy, lud, szlachta, sędziowie, zarządcy finansowi, wszystkie stany. Akcja to­czy się wartko wokół malowniczego wzgórza, ulegającego na naszych oczach różnym przeistoczeniom.

Lech Majewski (wychowanek łódz­kiej szkoły filmowej, działający w Los Angeles) zadebiutował jako re­żyser operowy i dokonał przełomu. Śpiewacy wyzbyli się konwencjonal­nych gestów, banalnych operowych kroków i chwytów. Zasłużyli na po­chwałę nie tylko za interpretację wo­kalną, ale i za ekspresję aktorską. Znakomita była Ubica. "Po doświad­czeniach z Pendereckim, Carmen to będzie dla mnie małe piwo" - zawyro­kowała Vita Nikołajenko.

Współpraca scenografa z reżyserem nie przebiegała łatwo - jak mi opo­wiedzieli obaj panowie, po wielu ukłonach na scenie. "Naparzaliśmy się z Lechem podczas prób" - powiedział Starowieyski. "Kłóciliśmy się ciągle - przytaknął Majewski. - I nawet teraz się kłócimy o szczękę konia (imponu­jące zwierzę), która pięknie 'chodzi­ła', a Franek ją zlikwidował. Taka wspólna inscenizacja może się naro­dzić tylko ze starcia wielkich osobo­wości, które potrafią się jednak prze­niknąć" - zaopiniował rzeźbiarz Adam Myjak, który zadedykował swoją wy­stawę w foyer Pendereckiemu, ob­chodzącemu hucznie - artystycznie -sześćdziesiąte urodziny.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji