Artykuły

Zwichnięte studium manipulacji

"Kopciuch" w reż. Willa Pomerantza w Teatrze Narodowym na scenie Teatru Małego w Warszawie. Pisze Tomasz Miłkowski w Trybunie.

"Po latach wrócił na polskie sceny w nieco zmodyfikowanej wersji Kopciuch Janusza Głowackiego. Przyjęty niegdyś jako alegoria Polski zniewolonej, triumfalnie obszedłszy potem sceny w Europie i Ameryce, wrócił jako sztuka o wolności i manipulacji, o granicach między zniewoleniem a buntem. Nie wrócił jednak zwycięsko. Spektakl reżyserowany przez importowanego z Ameryki reżysera Willa Pomerantza, okazał się duchowo martwy, wypalony od środka, pozbawiony gorączki emocjonalnej. A bez tego Kopciucha nie sposób pokazać wiarygodnie. Nie wystarczy wybudować na scenie kraty, aby widz w te kraty uwierzył.

Wprawdzie kierownictwo domu poprawczego dla dziewcząt mogło przerażać: nieporadny i nieodpowiedzialny Dyrektor (przekonujący w tej roli Mirosław Konarowski) oraz nadto zaradny, groźny Zastępca, najwyraźniej związany z moherowymi beretami stronnictwa narodowo-katolickiego (świetny w tej roli Krzysztof Wakuliński), ale na tym lista zalet spektaklu niemal się wyczerpuje. Jeszcze Henryk Talar jako Inspektor wydobył z charakterystyczną dla siebie trafnością niuanse tekstu Głowackiego, tworząc arcyniesympatyczną postać zdemoralizowanego urzędnika, Agnieszka Grochowska zaś próbowała stworzyć z tytułowego Kopciucha postać wstrząsającą (co powiodło jej się tylko do pewnego stopnia).

Zawiódł jednak na całej linii drugi wątek - realizowanego w zakładzie filmu telewizyjnego, któremu z wolna podporządkowywane jest życie tej zamkniętej społeczności Medium telewizyjne, które miało stanowić nowotwór pożerający rzeczywistość w imię wyimaginowanej wartości sztucznego świata pseudodokumentu, okazało się medium plastikowym, papierowym tygrysem, tak jak papierowa i plastikowa była rola Reżysera w bezbarwnym wykonaniu Artura Żmijewskiego. Wydawało się chwilami, że aktor zapomniał grać, wyczerpując swoje środki wyrazu w krótkotrwałych pokrzykiwaniach. Najwyraźniej zabrakło także kilku tygodni pracy z zespołem utalentowanych wykonawczyń ról pensjonariuszek zakładu poprawczego, które pozostawione samym sobie przez reżysera, niekiedy bezradnie poszukiwały sposobu stworzenia atmosfery zagrożenia.

Szkoda, bo sztuka wcale nie posiwiała ze starości, ale wymagała bardziej nerwowego ściegu w realizacji, mocniejszego tempa i większego zróżnicowania postaci - może nade wszystko postaci właśnie. Nie da się z powodzeniem grać realistycznego dramatu za pomocą szkiców psychologicznych. Poza kilkoma rolami i scenami spektakl pozostawił więc przede wszystkim wrażenie niedosytu".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji