Artykuły

Trzydziestu aktorów w jednym

"Kamienie w kieszeniach" w reż. Łukasza Witt-Michałowskiego w Teatrze Nowym Praga w Warszawie. Pisze Joanna Derkaczew w Gazecie Wyborczej.

Nadzieja ubogich teatrów czy oszuści? Aktorzy-transformiści potrafią w jeden wieczór zagrać trzydzieści ról. Próbkę ich zdolności można oglądać w Teatrze Nowym Praga w Warszawie.

W Moskwie sekretarze partii przyznawali im odznaczenia za wyrobienie 2 tys. procent normy. W Londynie mieszczańska publiczność ścigała ich za oszustwo. Dlaczego? Jedni i drudzy - wielbiciele norm i wielbiciele normalności - mieli swoje powody. Wierzyli, że oglądają trzydziestu aktorów w wielkoobsadowym widowisku, a do ukłonów wychodził tylko jeden aktor. Aktor-transformista. A zatem cud czy matactwo? Żadna z tych rzeczy. Transformiści to po prostu mistrzowie ekspresowej charakteryzacji, którzy w parę sekund potrafią zmienić kostium, głos i płeć. Dzięki temu w czasie jednego spektaklu wcielają się w kilkadziesiąt postaci: od krnąbrnego przedszkolaka, przez famme fatale, kota, po zgrzybiałą staruszkę. W XV wieku można ich było znaleźć na każdym bolońskim czy moskiewskim rynku, dziś - w "Księdze rekordów Guinnessa" i w kabaretach, w podręcznikach psychiatrii i w telewizyjnych show, w wierszach, na obrazach i w gejowskich klubach.

Wszyscy krewni i znajomi magika

Wśród rozlicznych krewnych transformistów znajdziemy drag queens i drag kings (artyści występujący jako kobiety i artystki odgrywające mężczyzn) oraz iluzjonistów z branży quick-change, którym system ukrytych linek i suwaków pozwala zmieniać kostiumy z szybkością błysku flesza. Od nazwiska najsłynniejszego z transformistów Leopolda Fregolego (1867-1936) pochodzi nazwa jednostki chorobowej (tzw. zespół Fregolego, czyli przekonanie, że wszyscy wokół to w istocie jedna osoba w przebraniach). Fregoli odkrył swoje powołanie podczas służby wojskowej w Abisynii. Zamówiona grupa aktorów nie dojechała na występ do jednostki, a rozczarowanie żołnierzy zaczęło przybierać niebezpieczne formy. Dwudziestotrzyletni Leopoldo sam więc odegrał kilkanaście ról. Nie znając angielskiego, podbił kilka kontynentów, wywarł wpływ na futurystów, surrealistów, był inspiracją dla braci Lumiere, malarza Antonia Tapiesa, a pośrednio dla Tadeusza Kantora. Jego niekoronowany następca Arturo Brachetti figuruje w "Księdze rekordów Guinnessa" jako najszybszy artysta quick-change na świecie. Zasłynął spektaklem, w którym pojedynkował się sam ze sobą jako para rewolwerowców.

Polska Paryżem po północy

W Paryżu transformiści mają swoje centra przy placu Pigalle, w kabaretach Chez Michou i Madame Arthur. W przeciwieństwie do włoskich kolegów czerpiących z ducha ludowej zabawy i komedii dell'arte artyści z placu Pigalle stawiają na odważne gry z seksualnością. Podobny typ dominuje też w Polsce (występowali m.in. w warszawskich klubach Le Madame i Galeria), dlatego nieustannie myli się ich z transwestytami i drag qeens.

O innym, estradowym obliczu transformizmu przypomnieli dwaj młodzi aktorzy: Bartłomiej Kasprzykowski (od sześciu lat aktor Teatru Słowackiego w Krakowie, a od roku - Wojtek Płaska w serialu "Magda M.") i Szymon Sędrowski (z Teatru Osterwy w Lublinie). W spektaklu "Kamienie w kieszeniach" Marie Jones zagrali około trzydziestu postaci, w tym zblazowane gwiazdeczki, narkomanów, głuchoniemych, księży, pijaczków, ochroniarzy i rozszczebiotane kierowniczki planu. Sztuka opowiadająca o irlandzkich robotnikach statystujących przy hollywoodzkiej superprodukcji to klasyczny wyciskacz łez z morałem "show biznes niszczy ludzi". Kasprzykowski i Sędrowski zrobili z niego niezwykły kabaretowy popis z nostalgią w tle. Mogło się wydawać, że za którąś z trzech ustawionych na scenie przenośnych toalet kryje się cała stajnia charakteryzatorów, szybkich jak mechanicy w Formule 1. Aktorom za całą charakteryzację wystarczyły jednak czapka, podkoszulek i elementy "wystroju wnętrz" toalety. Odsłonięty brzuszek, koci chód, kostka toaletowa jako komórka przy uchu - Sędrowski zmienia się w seksowną asystentkę producenta. Fragment rury jako kamera, "amełykansky" akcent i zgarbione plecy - Kasprzykowski jest już podstarzałym reżyserem. Niebieskie kabiny stają się wanną, barem, trumną i konfesjonałem. Zabójcze tempo i świeże pomysły przez ponad dwie godziny pozwalają aktorom utrzymać widzów w stanie jeśli nie nieustannego śmiechu, to przynajmniej życzliwej ciekawości. Nikt w każdym razie nie oskarżył teatru o obcinanie kosztów produkcji przez oszczędzanie na aktorach. Okazuje się więc, że nie tylko transformista, ale i transformizm może mieć wiele twarzy, a jego twarz polska trzyma się całkiem nieźle.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji